Paweł
przebywał w Efezie już od dłuższego czasu, może nawet od trzech lat. Głosił Ewangelię,
umacniał tych, którzy uwierzyli, utrzymywał kontakty z założonymi wcześniej, umiłowanymi
wspólnotami. Tymczasem dość niespodziewanie pojawiło się groźne niebezpieczeństwo,
które przyspieszyło – jak się wydaje – wyjazd Apostoła z Efezu.
Złotnik Demetriusz
stał na czele grupy rzemieślników wyrabiających miniaturowe świątyńki Artemidy, czyli
Diany Efeskiej, co przynosiło im wszystkim, z racji licznie przybywających do sanktuarium
mieszkańców Azji, obfite dochody i stanowiło ich główne źródło utrzymania. Na skutek
nauczania Pawłowego zmniejszała się systematycznie zarówno liczba odwiedzających świątynię
bogini, jak i kupujących wyroby rzemieślnicze. Demetriusz szybko dostrzegł niebezpieczeństwo
i postanowił wystąpić w obronie interesów swoich i współpracowników, odwołując się
do zagrożonej sławy efeskiego sanktuarium.
„Zebrał ich razem z innymi pracownikami
tego rzemiosła i powiedział: «Mężowie, wiecie, że nasz dobrobyt płynie z tego rzemiosła.
Widzicie też i słyszycie, że nie tylko w Efezie, ale prawie w całej Azji ten Paweł
przekonał i uwiódł wielką liczbę ludzi gadaniem, że ci, którzy są ręką uczynieni,
nie są bogami. Grozi niebezpieczeństwo, że nie tylko rzemiosło nasze upadnie, ale
i świątynia wielkiej bogini Artemidy będzie za nic miana, a ona sama, której cześć
oddaje cała Azja i świat cały, zostanie odarta z majestatu». Gdy to usłyszeli, ogarnął
ich gniew i zaczęli krzyczeć: «Wielka Artemida Efeska!». Zamieszanie objęło całe miasto.
Porwawszy Gajusa i Arystarcha, Macedończyków, towarzyszy Pawła, ruszono gromadnie
do teatru. Gdy zaś Paweł chciał wmieszać się w tłum, uczniowie mu nie pozwolili. Również
niektórzy z azjarchów, którzy mu byli życzliwi, posłali do niego z prośbą, by nie
udawał się do teatru. Każdy krzyczał co innego, bo zebranie było burzliwe, wielu nie
wiedziało nawet, po co się zebrali” (Dz 19, 25-32).
Łukasz opisuje z dużym
talentem literackim dalszy ciąg tej niebezpiecznej dla apostoła Pawła historii i psychozę
zgromadzonego tłumu. W potężnym teatrze najpierw wystąpił Żyd Aleksander, który chciał
prawdopodobnie przekonać zebranych, że judaizm nie ma nic wspólnego z działalnością
Pawła i jego współpracowników. Słowa Aleksandra nie usatysfakcjonowały tłumu, który,
być może manipulowany i podjudzany, nie przestawał krzyczeć na cześć Artemidy Efeskiej.
Głos
zabrał wtedy sekretarz, który zwykle przygotowywał porządek obrad dla rady miejskiej
i wydawał dekrety w jej imieniu. Z dużym opanowaniem wezwał do rozwagi i zachowania
spokoju. Stwierdzając niezaprzeczalny fakt powszechności kultu oddawanego Dianie w
Efezie, bronił towarzyszy Pawła, którzy nie byli – jego zdaniem – ani świętokradcami,
ani też nie bluźnili przeciw bogini. Znając dobrze motywy postępowania Demetriusza,
wskazał mu drogę przewidzianą przez ustawy, czyli drogę sądowniczą, albo odwołanie
się do prokonsula. Jako znający doskonale obowiązujące wówczas prawo, sekretarz nie
bał się ostrzec Demetriusza i zgromadzonego tłumu, że zgromadzenie w teatrze nie jest
wystarczająco usprawiedliwione i że może dojść do uzasadnionego oskarżenia o wywołanie
rozruchów. Tłum, trochę zawiedziony i przygaszony wystąpieniem przedstawiciela lokalnych
władz, zaczął się powoli rozchodzić (por. Dz 19, 35-40).
Minęło bezpośrednie
niebezpieczeństwo grożące Pawłowi i – w jakiejś mierze – całej młodej wspólnocie chrześcijan
efeskich. Było jednak rzeczą rozsądną, aby dla zupełnego uspokojenia nastrojów, Apostoł
opuścił miasto. Wezwał zatem uczniów, umocnił ich na duchu, pożegnał się z nimi i
wyruszył do Macedonii (por. Dz 20, 1).
Dlaczego Łukasz tak szczegółowo opisuje
rozruchy w Efezie wywołane przez Demetriusza? Bibliści w różny sposób odpowiadają
na to pytanie, ale ten tekst Dziejów Apostolskich równie często jest komentowany przez
znawców życia duchowego. Można w nim bowiem dostrzec pewne ostrzeżenie przed ludźmi,
którzy dla obrony własnych interesów są w stanie poświęcić wszystko, również religię.
Demetriusz
był człowiekiem dosyć zamożnym, utrzymującym się z wyrobu srebrnych posągów. Działalność
Pawła zachwiała jego dotychczasowy stan dobrobytu. Nie próbował zmienić swojego sposobu
myślenia ani podjąć głębszej refleksji nad życiem. Zastanawiał się przede wszystkim
jak postąpić, by usunąć Pawła z granic Efezu i wrócić do normalnego, wygodnego trybu
życia. Oto obraz człowieka, który, zapatrzony w siebie, nie jest w stanie otworzyć
się na zbawczą prawdę.
Demetriusz zapowiada również tych wszystkich ludzi,
którzy będą atakować Kościół zarówno z zewnątrz, jak i od wewnątrz, ukazując piękne
– rzekomo – motywy postępowania. Będą to czynić bardzo subtelnie, w przysłowiowych
„białych rękawiczkach”. Będą mówić, że przecież to dla dobra, że nie trzeba się bać
prawdy, że trzeba Kościół oczyszczać... – bardzo piękne hasła, pod którymi trudno
się nie podpisać, ale często można mieć wątpliwości co do metod. Ponadto okazuje się
niekiedy, że w gruncie rzeczy chodzi o zupełnie inne, również bardzo przyziemne motywy
– o obronę dzisiejszych bożków, którymi mogą być niespełnione ambicje, chęć odegrania
się czy obrona własnych zagrożonych, a wygodnych stanowisk.
Wystąpienie Demetriusza
i rozruchy w Efezie musiały bardzo boleć apostoła Pawła, skoro po niedługim czasie
pisał w Drugim Liście do Koryntian (1, 8-9): „Nie chciałbym bowiem, bracia, byście
nie wiedzieli o udręce doznanej przez nas w Azji; jak do ostateczności i ponad siły
byliśmy doświadczani, tak iż zwątpiliśmy, czy uda się nam wyjść cało z życiem. Lecz
właśnie w samym sobie znaleźliśmy wyrok śmierci: aby nie ufać sobie samemu, lecz Bogu”.