By lepiej żyć Ewangelią – rozmowa z ks. Krzysztofem Ziarnowskim SVD
O ewangelizacji w Angoli oraz wyzwaniach i nadziejach tamtejszego Kościoła mówi ks.
Krzysztof Ziarnowski, werbista, misjonarz z Caculamy.
- Mówi się,
że Angola i chrześcijaństwo tutaj to jest już pięć wieków ewangelizacji. To
praktycznie pierwszy kraj w Czarnej Afryce, na południe od Sahary, który otrzymał
Ewangelię. Jak chrześcijaństwo się tutaj zakorzeniło?
K. Ziarnowski
SVD: Okres pierwszej ewangelizacji nastąpił po przyjeździe Portugalczyków i przyjęciu
chrztu przez króla w Kongu. Wtedy nie było Angoli jako kraju, tylko poszczególne królestwa.
Później nastąpił spadek intensywności ewangelizacji i dopiero później przyszła druga
fala misjonarzy katolickich – to jest XVII w. Początki były bardzo dobre, przynajmniej
w Kongu, bo król i cała świta zostali ochrzczeni. Sam król Afonso I został nawet katechistą:
pierwszym katechistą w swoim królestwie. Z tego okresu pochodzi katedra z 1540 r.
To był okres świetności królestwa Kongo, a pozostałe ziemie, które teraz należą do
Angoli, były ewangelizowane znacznie później. A więc nie można mówić o 500 latach
Kościoła. To była stopniowa ewangelizacja, poczynając od królestw, w których największą
rolę odgrywało Królestwo Konga i Królestwo Ndondo, czyli obecne ziemie, które zamieszkuje
plemię Kimbundu.
- Co jest największym wyzwaniem dla was, misjonarzy,
na dzień dzisiejszy?
K. Ziarnowski SVD: To zależy, jak się patrzy
na wyzwania. Dla mnie osobiście jednym z większych wyzwań jest typowa ewangelizacja:
głoszenie Ewangelii od podstaw poprzez dobrą katechizację i rozszerzanie wpływów misji
na te tereny, gdzie z powodu centralizacji jest bardzo słabe oddziaływanie Kościoła.
Trzeba by zwrócić większą uwagę na obszary tzw. interioru, poza Luandą i innymi miastami.
Mówi się dużo o pracy w szkołach, o powstawaniu uniwersytetów (mamy nawet uczelnię
katolicką), ale trzeba skupić się na prostych ludziach, bo może się tak zdarzyć, że
będziemy mieć elitę, a tamci od Kościoła odejdą.
Poza tym jest bardzo duży
nacisk sekt. Problemem jest to, że oferują one ludziom to, co oni chcą usłyszeć. Kościół
stawia sobie za cel głoszenie Ewangelii, nie zmieniając przesłania Chrystusa, a w
sektach różnie bywa. Chcą one zdobyć członków, więc idą po linii, na której znajdą
zwolenników.
- Jak bardzo w waszej pracy pomagają wam katechiści?
K.
Ziarnowski SVD: To raczej my jesteśmy pomocnikami katechistów. Katechista to podstawa
w ewangelizacji Angoli, bo księży jest za mało. Poza tym myślę, że niezbyt dobrze
wyznaczyliśmy sobie cele ewangelizacyjne. Misjonarze zbyt często przemieszczają się
z misji na misję. Misjonarz nie nauczy się dobrze języka, bo wie, że w danym miejscu
będzie przez dwa czy trzy lata, a potem uda się w inne miejsce, gdzie ten język nie
będzie w ogóle potrzebny. To jest jeden z problemów tutejszej ewangelizacji.
-
Mówi Ksiądz o języku. Nam Angola kojarzy się tylko z językiem
portugalskim. Jak ważne jest używanie języków miejscowych?
K.
Ziarnowski SVD: W angolskich szkołach nie uczy się języków szczepowych, a jedynie
portugalskiego. Zatem w miastach nie ma problemu, misjonarz może nie znać języków,
bo nawet są ludzie, np. młodzież, którzy nie znają innych języków poza portugalskim.
W interiorze jest inaczej. Powinno się znać języki lokalne, bo większość ludzi starszych
posługuje się nimi, choć być może rozumie też język portugalski. Powinniśmy jednak
większy nacisk położyć na naukę języków miejscowych, żeby przynajmniej odprawiać w
nich liturgię, bo wtedy ludzie rozumieją i odpowiadają.
- Jak wygląda praca
waszej misji, przekładając na obszar, odległości, placówki, do których
musicie dojechać?
K. Ziarnowski SVD: My obsługujemy dwie misje.
W jednej z nich, w Quela, są siostry i nie ma na stałe księdza, więc my to obsługujemy.
Naszą posługą obejmujemy w sumie pięć powiatów, co powierzchnią odpowiada w sumie
polskiemu Podkarpaciu. To teren rozciągły na 230 km ze wschodu na zachód i 180 km
z północy na południe. Dobre jest to, że możemy wszędzie dotrzeć, oczywiście w porze
suchej, bo w deszczowej nie, poza tym nie tylko samochodem, bo czasem motocyklem lub
rowerem. W naszej misji w Caculamie są 74 wspólnoty, a dołączając Quelę, ich liczba
dochodzi do 200.
- Co, po ponad 20 latach spędzonych w Angoli,
jest zdaniem Księdza najważniejsze w pracy misyjnej? Z posługą
sakramentalną docieracie rzadko, co więc dla tych ludzi
jest ważne, gdy przyjeżdżacie?
K. Ziarnowski SVD:
Jak jesteśmy w Caculamie, to odwiedzamy wioski bardzo regularnie i wcale nie tak rzadko,
gorzej jest natomiast z misją w Queli. Najważniejsze jest głoszenie od podstaw, tłumaczenie,
na jakich zasadach Kościół się opiera i jak funkcjonuje, a także przygotowanie doktrynalne.
Dlatego mocnym punktem powinien być język, ale niestety w tej kwestii niedomagamy.
Ta podstawa ewangelizacyjna jest ważna, bo z niej wypływają później wszystkie prace
socjalne Kościoła. One też są ważne, czasem jednak dochodzi do tego, że stają się
one ważniejsze od tej kwestii fundamentalnej, jaką jest ewangelizacja. Dochodzi zresztą
do takich paradoksów, że można prosić o wsparcie dla szkoły, biednych albo kobiet,
ale jeżeli prosi się o coś dla Kościoła, to nie otrzyma się żadnej zapomogi. Paradoksem
jest to, że czasem pracujemy jako organizacja socjalna i na tę działalność otrzymujemy
pieniądze, a na rzeczy związane tylko z Kościołem – nie. Staraliśmy się np. o wsparcie
projektu dla ośrodków medycznych w Moma, oddalonych od nas o 150 km, z czego 100 km
trzeba dojeżdżać motocyklem. Ja mam motocykl, który dostałem od pewnego Włocha. Ponieważ
jest on już stary, więc żeby zrealizować ten projekt, poprosiłem o zakup nowego motocykla.
Jednak nasz MSZ dał odpowiedź negatywną, bo tym motocyklem mógłbym dojeżdżać też do
placówek misyjnych, więc na to pieniędzy nie będzie. Takie są tutejsze paradoksy.
-
Oprócz ewangelizacji pomagacie też ludziom w codziennym życiu, realizując chociażby
projekt związany z rolnictwem.
K. Ziarnowski SVD: Faktycznie,
zakupiliśmy nowy traktor. Skorzystało z tego 100 rodzin. To jest program długoterminowy.
Ten traktor, o ile się nie zepsuje, będzie dużą pomocą przez następnych kilka lat.
W planach mamy także zakup młynka do manioku, który jest dużą pomocą dla kobiet. W
praktyce polega to na tym, że my kupujemy młynek, szkolimy kogoś, kto będzie go obsługiwał,
i potem rozpoczynamy szkolenie dla wszystkich chętnych. Jest na to duży popyt. Wszystkie
kobiety w okolicy nie muszą już tracić czasu i sił na bicie manioku codziennie, wystarczy,
że raz na tydzień przyjdą i go zmielą. Podobnie jest z traktorem. Służy on 100 rodzinom
zrzeszonym w spółdzielni.
- Czyli traktor zamiast motyki…?
K.
Ziarnowski SVD: Trzeba powiedzieć, że rolnictwo opiera się głównie na pracy z
motyką w ręku, więc to, co robimy, stanowi duży skok i znaczną pomoc. W tym wypadku
MSZ-owi i naszemu ambasadorowi należy się pochwała, bo to już jest drugi projekt,
w którym nam pomagają.
- WAngoli jest Benedykt XVI. Co może
wnieść ta wizyta?
K. Ziarnowski SVD: Poprzednia wizyta Jana
Pawła II wniosła wiele dobrego. Tak samo i teraz: ożywia się wiara, ludzie czują się
docenieni. A i dla nas, misjonarzy, to też będzie potwierdzenie naszej pracy i to
jest najważniejsze. Docenienie i dowartościowanie katolików, którzy tutaj żyją wśród
różnych religii, choć są większością, jest ważne, a przyjazd Papieża może zdopinguje
ich do jeszcze lepszego przeżywania Ewangelii.
- Co jest nadzieją
tutejszego Kościoła?
K. Ziarnowski SVD: Sama wiara, życie ludzi,
którzy przychodzą do kościoła, chcą się modlić. Bardzo licznie np. uczestniczą w dzień
powszedni we Mszy św. Ludzie chętnie przychodzą do kościoła. To rodzi nadzieję, bo
nawet, jeśli jeszcze nie mogą zrozumieć wszystkiego w pełni, to już sama chęć, uczestnictwo
i obecność w kościele jest krokiem naprzód. Kiedyś mieliśmy malutki kościół, 1/3 obecnego,
który był pustawy. Po zbudowaniu nowego kościoła myśleliśmy, że będzie za duży. A
okazuje się, że nie jest. W niedzielę jest prawie pełny. Na tych terenach, gdzie jesteśmy,
dużo ludzi korzysta z sakramentów, w większym stopniu niż na innych misjach. Na przykład
tam, gdzie byłem wcześniej, na północy, sakrament małżeństwa zdarzał się raz na dwa
lata, a tu w ostatnim roku zawarto 20 związków sakramentalnych, więc nie ma porównania.
To są rzeczy, które stanowią pewien impuls i dają nadzieję.