Zakończył się kameruński etap papieskiej pielgrzymki do Afryki. Trzy dni Benedykta
XVI w Jaunde widziane są jako czas siania nadziei i pokoju. Kameruńczycy są przekonani,
że ta podróż dopiero wyda owoce, jednak, jak zaznaczają, odpowiedzialność teraz spoczywa
na nich samych. Stąd zakończenie pielgrzymki widzą jako nowy początek dla Kamerunu.
S. Celestyna Pudło ze Zgromadzenia Sióstr Bożej Opatrzności uważa, że papieska
pielgrzymka na pewno przyniesie owoce, tak w życiu osobistym Kameruńczyków, jak i
w rozwoju społeczeństwa. „Szczególnie myślę o młodzieży, że będzie to dla niej taka
pobudka, okazja, by na nowo przybliżyć się do Chrystusa i coś zmienić w swoim życiu”
– powiedziała polska misjonarka.
Podobnego zdania jest s. Danuta Ziomek z
tego samego zgromadzenia: „To może bardziej przybliżyć tych ludzi do Pana Boga, do
Kościoła, pobudzić w nich wiarę w sens życia, przekonać, że jednak warto zawierzyć
i oddać swoje sprawy Panu Bogu”.
Bp Jan Ozga, ordynariusz diecezji Doumé-Abong’
Mbang podkreśla, że Papież postawił przed Kamerunem i całą Afryką wiele konkretnych
wyzwań, zarówno w życiu religijnym, jak i społecznym. „Według mnie najważniejszą rzeczą
było wezwanie do konkretnej akcji Kościoła w Kamerunie, i w ogóle w Afryce, na rzecz
biednych, na rzecz poprawy warunków socjalno-ekonomicznych wspólnoty, w której jesteśmy
– uważa polski biskup misyjny. – Czuję mocne wezwanie Benedykta XVI, żeby naszą wiarę
wyrazić w konkretnym czynie. To bardzo ładnie zabrzmiało podczas Mszy św., gdy Papież
mówił o dzieciach, które nie mają rodziców, które są po prostu zdane na siebie. Wezwał
Kościół w Afryce i w Kamerunie: «Zajmijcie się nimi!». Widzimy, jak coraz bardziej
tych sierot przybywa ze względu na słynną chorobę, ale nie tylko, bo przede wszystkim
chodzi o bratobójcze wojny. To jest największy dramat i stąd też osobiście czuję wezwanie,
żeby w naszej posłudze duszpasterskiej zwrócić właśnie na ten aspekt więcej uwagi.
Dla mnie ideałem jest tu miłosierny Samarytanin. Bo widzimy, że w Afryce dzieje się
rzecz niedobra: ktoś nam pomaga, ale pomagając narzuca nam pewien styl myślenia, czy
bycia, który nie jest nam właściwy. Natomiast potrzebna jest pomoc typu Samarytanina:
zrobić swoje, pomóc człowiekowi i wycofać się dyskretnie”.
Benedykt XVI wyznał
afrykańskim biskupom, że jest bardzo wzruszony gorącym przyjęciem. Zresztą nawet oni
sami byli pozytywnie zaskoczeni tak dużą liczbą ludzi, którzy chcieli pozdrowić Papieża,
choćby przez chwilę być wzdłuż trasy przejazdu. Pracujący od 40 lat w Kamerunie bp
Eugeniusz Juretzko, ordynariusz diecezji Yokadouma wyznał: „Benedykt XVI bardzo szczerze
powiedział nam, że jest szczęśliwy. Może nawet nie spodziewał się tak serdecznego
i entuzjastycznego przyjęcia. Widziałem, że był zmęczony, ale uśmiechnięty. Ojciec
Święty wygląda na zadowolonego z przyjazdu tutaj. A nas, biskupów, jak również wiernych,
napawa dumą to, że – jak powiedział przewodniczący episkopatu – Kamerun jest bramą
do Afryki, a Papież ją otworzył. Zatem nasz Kościół zaciąga pewne zobowiązania i odpowiedzialność
wobec reszty Czarnego Lądu. Powinniśmy być Kościołem wiodącym w Afryce. W gronie biskupów
mówiliśmy sobie nawzajem o tym, że postaramy się takim Kościołem być”.
Kameruńska
prasa odczytuje wizytę Papieża w kluczu nadziei na przyszłość. Podkreśla słowa Benedykta
XVI wygłoszone w obronie ludzi ubogich i prześladowanych. Pielgrzymka została nawet
nazwana „chrztem Afryki i podróżą przygotowującą październikowy synod dla Afryki”.
Kameruński etap wizyty w Afryce jest zgodnie widziany jako przesłanie nadziei dla
Afryki. Takim znakiem nadziei było poranne spotkanie Papieża z Pigmejami. Członkowie
tego plemienia traktowani są jako ludzie drugiej kategorii i w rządowych projektach
często pomijani. 20-osobowa grupa Pigmejów wybudowała na terenie należącym do nuncjatury
swoją tradycyjną chatę i powitała Papieża śpiewami i tańcami. Byli wśród nich rodzice
z dziećmi i dziadkowie. Ojcu Świętemu wręczyli w prezencie żółwia i ręcznie plecioną
matę. Po tym niecodziennym pożegnaniu Benedykt XVI odjechał na lotnisko.