Nord Kivu: to nie wojna plemienna, ale starcie sił rządowych z rebeliantami – rozmowa
z biskupem Gomy
Diecezja Goma przekazała przedstawicielowi kongijskiego rządu memorandum w sprawie
wojny w regionie Nord Kivu. Dokument został wypracowany przez Kościół katolicki, ale
podpisali się pod nim także przedstawiciele innych wyznań i religii obecnych na objętych
konfliktem terenach. Z prośbą o przygotowanie tego dokumentu zwrócił się do ordynariusza
Gomy bp. Faustina Ngabu minister spraw wewnętrznych Demokratycznej Republiki Konga.
Jako pierwszy i zasadniczy warunek przywrócenia pokoju Kościół wskazał dialog i postawienie
dobra kraju ponad partykularne interesy.
Jak podkreśla bp Ngabu, w memorandum
jasno ukazano, że nie doraźna pomoc, ale prawdziwy dialog może dać cierpiącej ludności
nadzieję na pokojową przyszłość. Kongo jest jednym z najzasobniejszych krajów Afryki.
Obecna wojna toczy się m.in. o dostęp do bogactw mineralnych. Spotykani na ulicy ludzie
mówią, że jedyną rzeczą, jakiej naprawdę potrzebują, jest pokój, bo o resztę są w
stanie zadbać sami. Z bp. Faustinem Ngabu rozmawiała w Gomie Beata Zajączkowska.
-
W regionie Północnego Kiwu doszło w tych miesiącach do
kolejnej eskalacji konfliktu. Ostatnie tygodnie przyniosły chwile wytchnienia.
Jakie nadzieje wiąże Ksiądz Biskup z tym „spokojem”?
Bp F. Ngabu:
Ludzie mają wreszcie trochę spokoju. Jednak jak często bywa w sytuacjach konfliktowych,
to, co się dzieje nie zależy tylko do nas, ale ma wymiar ogólnopaństwowy. Dlatego
też nie wiemy, jak długo będziemy mogli cieszyć się tym względnym spokojem.
-
Czego potrzeba, by pokój na stałe powrócił do Konga?
Bp F. Ngabu:
Praktycznie od 2006 r. nieustannie prosimy wszystkie strony konfliktu, by się spotkały
i rozpoczęły dialog. Prawdziwy pokój rodzi się z dialogu. Wojną, walką nie można go
zbudować. Z nadzieją patrzę więc na to, że dwie strony, rządowa i rebeliancka, rozmawiają
ze sobą, co jest owocem spotkania w Nairobi. Liczymy, że to spotkanie wyda dalsze
owoce. Oczywiście nie wystarczy tylko się spotkać. Trzeba odważnie podjąć wszystkie
trudne tematy, także kwestie międzynarodowe. Nie można otworzyć kolejnego konfliktu
manipulując ludnością. Trzeba rozmawiać mądrze i stanąć w prawdzie.
- Wielokrotnie
stawialiśmy sobie pytanie, dlaczego w regionie Północnego Kiwu
trwa wojna, dlaczego mimo zaangażowania sił pokojowych nie udaje się zakończyć
tego, trwającego przecież od kilkunastu lat, konfliktu.
Czym należy tłumaczyć to, co się dzieje? Czy to jest tylko walka o bogactwa
naturalne, czy też próba aneksji przez kraje ościenne, takie jak chociażby Rwanda?
Bp
F. Ngabu: Nawet jeśli kraje ościenne mogą odgrywać jakąś rolę w tym konflikcie,
to jestem przekonany, że pierwszą przyczyną napiętej sytuacji w Kongo są kwestie wewnętrzne.
Kongo nie znalazło do tej pory prężnego przywódcy, który byłby wstanie pokierować
krajem, który potrafiłby zjednoczyć go, wyznaczyć drogę rozwoju gospodarczego i zarazem
stawić czoła problemom społecznym. Wydaje mi się, że ten brak wyraźnego lidera jest
pierwszą przyczyną trwającego konfliktu. Dzieje się tak, ponieważ wszyscy ci, którzy
przychodzą z zewnątrz, wykorzystują panującą sytuację. Słabość przywódcy czy władzy
sprawia, że w konsekwencji mogą oni wykorzystywać także bogactwa naturalne Konga.
Jeśli władzę miałby człowiek silny, zdecydowany, umiejący dobrze pokierować państwem
to jestem przekonany, że obecna sytuacja konfliktowa nie trwałaby długo.
-
Diecezja Goma została zaproszona przez ministra spraw wewnętrznych
do wypowiedzenia się na temat przyszłości regionu i dialogu pokojowego. Ksiądz Biskup
wraz ze swoimi współpracownikami przygotował deklarację
w tej sprawie. O czym ona mówi?
Bp F. Ngabu: We wprowadzeniu do
tego dokumentu wyjaśniamy kontekst obecnej sytuacji. Zrobiliśmy to, ponieważ wciąż
próbuje się przedstawiać ten konflikt jako wojnę między poszczególnymi grupami etnicznymi.
Zwróciliśmy uwagę, że jest to wojna między siłami rządowymi a rebeliantami. Stąd nasze
nadzieje na pokój związane są z dialogiem właśnie między tymi dwoma siłami. Mamy nadzieję,
że dialog ten, rozpoczęty w Nairobi, dalej będzie kontynuowany w szczerości i prawdzie,
i że podejmie on wszystkie ważne i kluczowe kwestie życia państwa. To jest centralny
punkt. Wskazaliśmy też, że trzeba rozbroić partyzantów, bo w większości są to grupy
prorządowe. Trzeci punkt, na który wskazaliśmy, to przypomnienie, że problemem w przywróceniu
pokoju są relacje między Kongiem a Rwandą. Chodzi tu o zbrojne grupy rwandyjskie,
które działają na terenie Konga. Powiedzieliśmy, że nie powinno się tej kwestii rozwiązywać
militarnie, ale pokojowo. Tym rebeliantom, którzy nie chcą wrócić do Rwandy, należy
przyznać specjalny status uchodźcy. To mogłoby im pomóc w pozostaniu na stałe w Kongo,
albo w znalezieniu jakiegoś innego kraju, w którym mogliby zostać przyjęci jako rwandyjscy
uchodźcy. Warunkiem pokoju jest jednak także to, że ci, którzy chcieliby pozostać
w Kongu, nie mogliby dalej zamieszkiwać terenów przygranicznych. Władze kongijskie
powinny im znaleźć taki teren, na którym ich obecność nie tworzyłaby sytuacji napięcia.
To są najważniejsze punkty, które przedstawiliśmy kongijskiemu ministrowi spraw wewnętrznych.
- A jakie jest stanowisko rebeliantów? Czy liczą się z głosem Kościoła?
Bp F. Ngabu: Nie mogę powiedzieć, by rebelianci byli dotąd wrogo
nastawieni do Kościoła. Na terenach gdzie są obecni, pozwalają by Kościół kontynuował
swoją pracę i raczej jej nie utrudniają. Z drugiej jednak strony, nie pytali nas o
zdanie w sprawie konfliktu. Tym niemniej przedstawiliśmy nasze stanowisko przywódcom
rebeliantów tłumacząc, że wojna nigdy nie będzie rozwiązaniem istniejących problemów.
Wskazujemy, że lepiej szukać dialogu, pokojowych rozwiązań istniejących trudności,
niezależnie od ich charakteru – od tego, czy są to kwestie polityczne, społeczne czy
też interesy wojskowe. Próbowaliśmy to ukazać.
- Jakie widzi Ksiądz
Biskup znaki nadziei dla tego tak bardzo doświadczonego regionu?
Bp
F. Ngabu: Nadzieję pokładam w dialogu między siłami rządowymi a rebeliantami.
Jeśli ten dialog będzie kontynuowany w pozytywnym kierunku, jestem przekonany, że
otworzy drogę prowadzącą do pokoju. Pragnę bowiem przypomnieć, że nie jest to wojna
etniczna między różnymi plemionami czy szczepami, ale wojna między rebeliantami a
rządem.
- Jak w tej niełatwej codzienności Kościół w diecezji Goma
przyczynia się do budowania pokoju?
Bp F. Ngabu: Na terenie
diecezji Goma, od wielu lat panuje napięta sytuacja wywołana konfliktami między zamieszkującymi
ten obszar różnymi plemionami i szczepami. Brakowało pokojowej więzi. Stąd też wszelkie
nasze działania duszpasterskie poszły w kierunku łączenia i jednoczenia: „aby byli
jedno”. W duszpasterstwie kładziemy nacisk na pracę w małych grupach. Te podstawowe
wspólnoty razem się modlą, wspólnie ewangelizują i zespołowo pracują. To, według mnie,
bardzo pomogło ukierunkować chrześcijan pochodzących z różnych plemion i grup tak,
by razem wypracowali wspólną wizję. Kładziemy też ogromny nacisk na reewangelizację.
Zauważyliśmy bowiem, że wielu zostało ochrzczonych, ale niewielu z nich zrozumiało
głęboki sens chrztu. Stąd program nowej ewangelizacji. Ukazujemy, że budowanie pokojowej
przyszłości oznacza także zdecydowane odcięcie się od mrocznej przeszłości. Podejmujemy
też od ubiegłego roku szczególne działania na rzecz rodziny. Dzięki rodzinom prowadzimy
program reewangelizacji. W Gomie uformowaliśmy 64 małżeństwa, które pracują na rzecz
innych. Odkrycie prawdy ewangelicznej we własnym życiu jest też sposobem prowadzącym
do prawdziwego pokoju. I nawet jeśli politycy stworzą kolejną sytuację konfliktową,
to dzięki prowadzonej przez nas formacji nie uda im się łatwo wciągnąć dużej części
ludności. To, czego doświadczamy, nie jest przecież wojną etniczną, ale wojną między
rządem a rebeliantami. Taka jest prawda, nawet jeśli rząd stara się ukazać obecną
sytuację jako wojnę etniczną. Jasne mówienie o tym przez Kościół też jest wkładem
w budowanie braterstwa i pokoju.