2009-01-05 19:17:32

Postawić w centrum relacji doświadczenie Boga – rozmowa z uczestnikami międzynarodowego kongresu seminarzystów


4 stycznia zakończył się 5. międzynarodowy kongres seminarzystów, zorganizowany w ośrodku fokolarińskim w Castelgandolfo. O doświadczeniu tego spotkania oraz poruszanej w trakcie obrad problematyce mówią uczestniczący w kongresie diakoni z Wyższego Śląskiego Seminarium Duchownego w Katowicach: Piotr Kontny, Marcin Ditrich i Krzysztof Matuszewski.

Piotr Kontny: Dla mnie było to przede wszystkim spotkanie z braćmi z innych seminariów z całego świata. Na tym kongresie mogliśmy razem nie tylko słuchać treści przekazywanych nam przez formatorów, ale przede wszystkim podzielić się doświadczeniami z naszych seminariów, tym, czym żyjemy, także naszymi problemami, i znaleźć w tych spotkaniach drogę do Pana Boga.

Marcin Ditrich: Było to spotkanie ludzi z całego świata. Nie czuło się między nami różnic, wynikających z koloru skóry, kraju, mentalności, kultury. Była to wymiana doświadczeń i skupienie się na fakcie, że pośrodku nas jest Jezus. On jest zawsze tam, gdzie człowiek się na Niego otwiera. Takiego otwarcia się na Jezusa można było doświadczyć podczas tego kongresu.

Krzysztof Matuszewski: Było to przepiękne doświadczenie powszechności, katolickości Kościoła. Osoby z różnych stron świata rozmawiały o wspólnych problemach. Okazuje się, że mamy podobne spojrzenie. Widzimy też te same trudności związane z przyszłym życiem kapłańskim. Czuło się głęboko, że wszystkim zależy na tym, by w centrum stawiać doświadczenie Boga – Jezusa Chrystusa i od tego wychodzić. Ten kongres był próbą, jak podejść do tego na serio, jak dobrze spotkać się z Bogiem, osobiście i we wspólnocie, by móc Go później przekazywać, by było to Jego dzieło, nie tyle nasz aktywizm, nasza praca, co Boża sprawa.

- Temat kongresu dotyczył relacji międzyludzkich. Jaka problematyka została poruszona podczas obrad?

Krzysztof Matuszewski: Zastanawialiśmy się nad tymi problemami w kontekście współczesnego świata. Mówi się, że coraz więcej ludzi przewija się przez nasze życie. Jednak okazuje się, że coraz mniej spotykamy się z konkretnym człowiekiem, z jego historią i problemami. Próbowaliśmy spojrzeć na to z tej strony, że każdy jest kimś wyjątkowym i stąd konieczność budowania relacji – to jest droga do spotkania z Bogiem w drugim człowieku. Ta konieczność jest wyzwaniem naszego przyszłego życia i w ogóle XXI wieku. Widzimy dobrze, że coś jest nie tak. Dzisiaj ludziom bardzo trudno jest komunikować się ze sobą, mówić o tym, co czują, co ich boli. Idąc do drugiego człowieka, tych podstawowych rzeczy trzeba się uczyć, aby jednoczyć się z każdym człowiekiem, oczywiście do tej granicy, którą jest grzech, a zatem nie w grzechu, lecz w tym, co dobre. Trzeba starać się miłować człowieka bez względu na to, jaki on jest. Zresztą to jest cała Ewangelia. Takie jest przesłanie Jezusa Chrystusa: jeden jest nasz Ojciec w niebie, a my wszyscy jesteśmy Jego synami.

Piotr Kontny: Pewien teolog powiedział, że technika pokonała dziś każdą odległość, ale nie stworzyła żadnej bliskości. Podczas kongresu poruszono m.in. problemy naszej komunikacji, np. internetu czy telefonów komórkowych. Wprawdzie w różnych seminariach, także i u nas, akurat nie można mieć komórek, ale widzimy sami, że nasi znajomi i przyjaciele często korzystają z tych środków i porozumiewają się na wielkie odległości. Jednak bardzo trudno jest się podzielić z rodziną czy przyjaciółmi tym, co czujemy, co przeżywamy. Tak dzieje się też w seminarium. Każdy zamyka się w swoim pokoju, spędza czas przy komputerze czy ogląda telewizję, przez co zamyka się też na drugiego. Ten kongres miał nam uświadomić, że właśnie przez tego brata, którego Pan Bóg stawia w danym momencie obok mnie, chce mi coś powiedzieć. Tego też, a nie innego brata, mam obok siebie i przez niego mam do Boga zdążać.

Marcin Ditrich: Relacje to był główny problem poruszony na kongresie. Były też poruszane tematy dotyczące sytuacji Kościoła w świecie, w krajach, z których pochodzili uczestnicy. Wyrażało się to przez różnego typu doświadczenia opisywane przez księży czy kleryków. Dotykaliśmy też trudności współczesnego księdza czy kleryka, np. problemów związanych z celibatem, z wzajemnymi relacjami.

Krzysztof Matuszewski: Z nawiązania do duchowości jedności, zaproponowanej przez Chiarę Lubich, a także z rozmów wynikało, że kryzys to jest bardzo dobry znak. To jest droga do czegoś pozytywnego, do spotkania z Bogiem i uczynienia z tego takiej odskoczni. Prosto mówiąc, największym kryzysem jest kryzys Jezusa Chrystusa na krzyżu, Jego krzyk „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?”. Tam, w tym kryzysie powstał Kościół. W tym największym akcie opuszczenia Jezus Chrystus rodzi Kościół. W nawiązaniu do tego była mowa o tym, że doświadczenie naszych kryzysów jest miejscem spotkania z krzyżem, z Bogiem i drogą do tego, aby powstało nowe życie. Chodzi o przyjęcie krzyża, które rodzi zmartwychwstanie, rodzi coś nowego. Nie patrzy się tylko na negatywy, ale w nich widzi się drogę do czegoś nowego.

Piotr Kontny: Jeśli chodzi o relacje, to dotyczą one m.in. kobiet, które księża spotykają. Czasem są tu relacje trudne i w tym kontekście pojawiło się pytanie, które Jezus postawił Piotrowi: „Czy kochasz mnie więcej?”. W tym miejscu Chiara Lubich wyjaśniała, że ksiądz jest osobą, która ma powszechną miłość do każdego, miłość, która nie ma się skupiać na jednej osobie. Jeżeli rodzi się jakaś relacja, np. z kobietą, która może się spodobać, wtedy trzeba być bardzo uważnym, unikać np. spotkań sam na sam, dbać o postawę miłości wobec wszystkich. Chiara mówiła też: „Bądźcie posłuszni temu, co mówi wam spowiednik. On jest dla was zastępcą Chrystusa na ziemi”. Te problemy, z którymi spotykamy się np. w kontekście parafii, trudności w relacji z kobietami, też zostały poruszone i przytoczono wiele doświadczeń z różnych seminariów.

- A na co zwracali uwagę księża i klerycy, którzy dawali świadectwo podczas obrad kongresu?

Marcin Ditrich: Mnie zapadło w pamięci szczególnie jedno świadectwo księdza dotyczące celibatu. Mówił on, że celibat to nie jest ograniczenie w pracy, ale droga, na której możemy rozwijać się i dążyć do świętości. Celibat ma nam pomagać w pracy, w służbie i otwartości na wszystkich.

Piotr Kontny: Innym wymownym świadectwem było np. to, które dał ksiądz z Hiszpanii. Podróżując metrem, spotykał zawsze jakichś ludzi. Postanowił po prostu w drodze zagadywać ich i pytać, jak się czują. Wielu nie odpowiadało, było to dla nich trudne. Wspomniał jednak 200 osób, z którymi w ciągu pięciu lat nawiązał relacje i z którymi utrzymuje kontakt. Oni zapraszali go później do siebie, a potem np. ich dzieciom udzielał pierwszej Komunii Świętej. Zrodziły się zatem wspaniałe relacje. Był to przykład, jak możemy wykorzystać zasadniczo każdą chwilę naszego życia, nawet będąc w podróży. Nie tylko w kościele mamy żyć miłością. Czasem widać taką schizofrenię: w kościele modlimy się, miłujemy, a potem wychodzimy i żyjemy trochę inaczej. A w życiu ma być właśnie zjednoczenie tych dwóch elementów.

Krzysztof Matuszewski: W tych świadectwach bardzo uderza fakt, że jest to Ewangelia w jakiś sposób wysłuchana, przyjęta i przeżyta, a później opowiadana. Gdy przychodzi kryzys, powstaje pytanie, jak wtedy być dobrym księdzem, jak sobie radzić. A odpowiedź jest prosta: mamy żyć chwilą obecną, w której bardzo konkretnie objawia się wola Boża. I wtedy jest dużo do zrobienia. Pytajmy się Pana Boga, co On w danym momencie od nas chce, nie o to, co będzie chciał za 10, 20 lat itd., bo to jest rzecz absurdalna, ale tu i teraz. W ten sposób wyraźnie się pokazuje, że Ewangelia jest życiem, jest Jezusem Chrystusem. To jest Ktoś, kto ciągle żyje, jest między nami i rodzi żywy Kościół, a nie jakaś historia, którą wspominamy i przy której ewentualnie się powzruszamy w kościele, a później zrzucamy maskę i wracamy do swojego życia. Podobnie jak liturgia przechodzi w życie, tak osobiste spotkanie z Bogiem przedłuża się na życie we wspólnocie.

- Współcześnie relacje charakteryzuje pewna tymczasowość. W seminarium przebywa się razem przez kilka lat, a potem każdy idzie inną drogą. Inaczej też przeżywa się relacje ze środowiskiem pochodzenia, z rodziną, przyjaciółmi. Jednak każdy nosi w sobie potrzebę ludzkich więzi. Czy w czasie kongresu rzucone zostało jakieś światło na ten aspekt, z jednej strony życie w celibacie, a z drugiej potrzebę więzi, zakorzenienia, która może być pewnym wyzwaniem w codzienności?

Krzysztof Matuszewski: Akcent był położony na ten element boski, nadprzyrodzony. Jaka jest twoja tożsamość, chrześcijaninie? Kim jesteś? Kim jesteś jako ksiądz? – Twoją podstawową sprawą przy budowaniu relacji jest odniesienie do Boga, ta relacja nadprzyrodzona. Stąd wypływa fakt, że jesteśmy posłani do wszystkich, a nie do tych przez nas wybranych. I w świadectwach księży, którzy się wypowiadali, a także w doświadczeniu Chiary Lubich i innych założycieli Focolare uderzało to, że tę sprawę „załatwia” Pan Bóg. Doświadczenie Pana Boga, tej więzi nadprzyrodzonej, tworzy głębokie relacje ludzkie. Ta przyjaźń jest podniesiona na wyższy poziom. I są to historie trwające 50 i więcej lat. Możliwości Bożego działania przy wiązaniu tego, co ludzkie, są o wiele większe. Weźmy pod uwagę spojrzenie na rodzinę. Matka jest dla mnie bardziej mamą, kiedy patrzę na nią po Bożemu. Zatem do tego, co jest naszą codziennością, dochodzi coś więcej, czyli ten element boski. To jest swego rodzaju mistyka codzienności.

Piotr Kontny: Myślę, że bardzo ważne jest podkreślenie tego, że to nie są tylko ludzkie relacje. My mamy kochać każdego człowieka. I nieważne jest, czy to mój brat w seminarium czy potem ktokolwiek inny na parafii. Chodzi o to, by kochać Jezusa, który jest w drugim człowieku. To On czyni z nas rodzinę. Najpierw, jak wiadomo, w domu rodzinnym jest to naturalna relacja. Ale później jest to możliwe dzięki temu, że gromadzimy się jako chrześcijanie, a tam, „gdzie dwóch albo trzech…”, On jest między nami. I rodzenie Chrystusa między nami poprzez relacje powoduje, że stajemy się dla siebie rodziną, tam, gdzie jesteśmy. I dla mnie nie jest ważne, czy jestem w seminarium, czy potem w parafii. Ważne, żeby kochać każdego, kto jest obok mnie. To jest podstawa. Powiedzieliśmy, że ksiądz też potrzebuje relacji, gdy jest np. na parafii. Nie zawsze jesteśmy z tymi, z którymi wzrastamy w seminarium. Dlatego istnieją np. grupy księży, tak zwanych „focolarinów”, którzy spotykają się raz na tydzień, dzielą radościami, starają się wspólnie rozwiązać problemy, być dla siebie oparciem, ale też iść razem z Jezusem.

Marcin Ditrich: Wspólnota buduje człowieka, dodaje siły. Gdy dzielimy się swoimi doświadczeniami, tym, jak żyjemy Ewangelią, jak pomagamy ludziom, jak ludzie nam pomagają, wtedy otrzymujemy też łaskę do tego, aby wychodzić do ludzi, którzy nieraz bywają naszymi wrogami czy nieprzyjaciółmi. Chiara Lubich też mówi, żeby kochać nieprzyjaciół. Najbardziej uderzająca w tym wszystkim jest prostota. To nie jest żadna trudna teologia, ale 100 proc. Ewangelii. Mamy żyć Ewangelią, w każdym człowieku widzieć Chrystusa, bo sam Jezus mówi: „Byłem głodny, byłem spragniony…”. On jest w drugim człowieku.

Krzysztof Matuszewski: To się wydaje takie cukierkowe, gdy słyszy się słowa: „miłować wszystkich”, „miłujmy się jak bracia”. Wiemy, że na tym polega chrześcijaństwo, ale wyrzuciliśmy to gdzieś na margines. Natomiast głębia tego polega na tym, że jeżeli szczerze próbujemy kochać każdego, to jest to konsekwencja czegoś trudniejszego, mianowicie przyjęcia krzyża. Bo nasza upadła natura dąży do czegoś innego i, niestety, nie wystarczy powiedzieć po prostu: „uśmiechajmy się do siebie”. Szczerze mówiąc, uśmiech, który bije od ludzi, jest owocem doświadczenia wielkiego krzyża, wynika z jakiejś rzeczy przeżytej, ofiary złożonej swoim życiem Panu Bogu. To rodzi radość, którą nazywamy pełną, a nie jest jakimś tanim, chwilowym entuzjazmem. To zbyt mało powiedzieć: „miłujmy się i to wystarczy”, bo to jest konsekwencja trudnego wyboru. Potwierdza to swoim życiem Jezus Chrystus: gdzie jest największy akt miłości? No właśnie w ukrzyżowaniu, w tym darze z siebie.

Piotr Kontny: Jeden z teologów, prof. Giuseppe Maria Zanghì, powiedział, że trzeba spalić własne „ja”. Na tej śmierci własnego „ja” buduje się dopiero relacje z innymi. Na krzyżu Chrystus rozlał swoje serce na cały Kościół, stąd Kościół wypływa. Dopóki nasze „ja” nie umrze, dopóki będziemy budować relacje, wychodząc od tego, kto mi się podoba, kogo lubię, kogo nie lubię, kto jest fajny, a kto nie, dopóty daleko nie zajdziemy. Chrystus kochał wszystkich, szczególnie tych, którzy byli względem Niego nieprzyjaźni.

Krzysztof Matuszewski: To wymaga także pewnego ćwiczenia. To nie jest „hop-siup”, że oto teraz wskakujemy na wyższy poziom i miłujemy wszystkich. Jako ludzie mamy możliwość rozpoczynania od nowa i starania się o wykonywanie małych kroków. Stąd też kładzie się akcent na to, że chwila obecna jest miejscem wyjścia ku drugiemu człowiekowi, a nie na planowanie, jak będę zbawiać świat za 20 lat. To są konkrety, ale widać w nich głębię. Takie życie, odniesienie do bliźnich, daje pełniejszy obraz wspólnoty, bo widzi się Boga, który sam jest wspólnotą, Trójcą Świętą. To jest chrześcijaństwo – moje odniesienie do drugiego i drugiego do mnie, miłość, która krąży, to jest to, co buduje. I o tym też chciał nas przekonać Chrystus.

Rozm. M. Ignacik SJ/ rv








All the contents on this site are copyrighted ©.