Kościół w Nikaragui nie przestaje alarmować w sprawie sytuacji politycznej w tym
środkowoamerykańskim kraju. Szczególny niepokój biskupów budzi narastająca polaryzacja
stanowisk oraz łamanie zasad demokracji. Zjawiska te nasiliły się po listopadowych
wyborach lokalnych, w których według oficjalnych wyników miażdżące zwycięstwo odnieśli
rządzący sandiniści. Liberalna opozycja oskarżyła lewicowe władze o oszustwa wyborcze,
a grupa niezależnych obserwatorów zażądała od Państwowej Komisji Wyborczej ponownego
przeliczenia głosów w 40 okręgach wyborczych. Istnieje obawa, że konflikt polityczny
może przerodzić się w rodzaj otwartej wojny domowej.
Sytuację głębokich podziałów
nękających społeczeństwo Nikaragui napiętnował ostatnio przewodniczący tamtejszego
episkopatu. Arcybiskup stołecznej Managui Leopoldo Brenes wrócił uwagę, że napięta
sytuacja polityczna spowodowała wstrzymanie zagranicznej pomocy, która jest niezbędna
w realizacji projektów odbudowy kraju. Zaś warunkiem powrotu wsparcia jest przejrzystość
życia publicznego. Sytuację może dodatkowo skomplikować pogłębiający się kryzys finansowy.
Dlatego też, zdaniem abp Brenesa, należy przekonać wspólnotę międzynarodową, że Nikaragua
stanowi jedność i że przekazana jej pomoc nie pójdzie na marne.
Z kolei wiceprzewodniczący
episkopatu bp Bernardo Hombach zaapelował do nikaraguańskich polityków o działanie
w zgodzie z własnym sumieniem. Dotychczas zachowują się oni bowiem, jak to określił
w wywiadzie prasowym, „jak gdyby mieli mózgi przeszczepione bądź sklonowane od swoich
szefów”. Pochodzący z Niemiec hierarcha wyraził przekonanie, że w Nikaragui są „politycy
z charakterem, niezależni i szanujący konstytucję”. Problem w tym, że większość klasy
politycznej daje się korumpować przez władzę i pieniądze. Stąd potrzebna jest formacyjna
i wychowawcza praca Kościoła dla przezwyciężenia rozpowszechnionego przekonania, że
politykiem zostaje się tylko dla szybkiego wzbogacenia się.