2009-01-02 16:19:51

Światłość ze Wschodu - audycja 35


Między żywotem a legendą, czyli o świętej Apolinarii 

Hagiograf, któremu zawdzięczamy opowieść o życiu Apolinarii, świątobliwej niewiasty z V w., niestety nie zasługuje na żadną wiarygodność. Zatem nie nad historyczną świętą pochylimy się w naszej dzisiejszej audycji, lecz nad jej legendą, którą niejaki Symeon, zwany Metafrastem, spisał w X w. Ale to nieważne, bo przecież nie zawsze to, co najistotniejsze, kryje się w samej historii. Niekiedy popularne opowieści, legendy i mity, w których prawda miesza się z fantazją, przekazują ważniejsze treści: są przecież wytworami naszej duszy; zapisem ludzkich marzeń, pragnień i tęsknot; kardiogramami naszej pobożności.

Faktem jest, że na przełomie IV i V w. władcą wschodniej części Cesarstwa Rzymskiego był słaby i nieudolny Arkadiusz. Pałacem nad Bosforem tak naprawdę rządziła wówczas cesarzowa Eudoksja. Kiedy umarła, Arkadiusz całkowicie usunął się z życia publicznego, a imperatorem został ich najstarszy syn, Teodozjusz II, mający zaledwie siedem lat. W jego imieniu władzę sprawował wówczas prefekt Antemiusz. Według naszej legendy Antemiusz miał dwie córki. Starsza nieszczęśliwie była opętana przez demona. Młodsza natomiast była niczym anioł: piękna, pełna cnót i pobożności. Ta właśnie miała na imię Apolinaria. Wielu starało się o rękę córki wpływowego prefekta, lecz ona konsekwentnie lekceważyła te zaloty. Nade wszystko pragnęła bowiem zostać mniszką, poświęcić się Bogu i żyć na pustyni, na co jej ojciec nie godził się za żadne skarby. Nie miał on wprawdzie syna, jednak liczył po cichu, że może jego wnuk zostanie prawdziwym władcą…

Ponieważ Antemiusz autentycznie kochał swoje córki, w końcu uległ tak wielu prośbom Apolinarii i zgodził się, by poświęciła swoje życie Bogu. Miała jednak pozostać w pałacu w Konstantynopolu, dokąd też sprowadzono jej do towarzystwa kilka mniszek. Po pewnym czasie Apolinaria zapragnęła odwiedzić miejsca święte. Pielgrzymowanie do Betlejem i do Jerozolimy było już wówczas bardzo popularne i każdy chrześcijanin pragnął pokłonić się relikwiom Drzewa Krzyża albo też uczcić Pana w grocie Jego narodzenia. Oczywiście droga do Palestyny, nawet ta z Konstantynopola, była daleka i niebezpieczna, tym bardziej, że wybierała się w nią młoda księżniczka. Przygotowano dla niej zatem odpowiednią eskortę. Pierwszy etap podróży nasza bohaterka odbyła drogą morską i bezpiecznie przybyła do portu w Aszkelonie. Stamtąd jej karawana podążyła już prosto do Jerozolimy. W świętym mieście Apolinaria z wielką pobożnością przez wiele dni nawiedzała miejsca naznaczone obecnością Zbawiciela. Rezygnując z oferowanej jej gościny w pałacu biskupim, zamieszkała w klasztorze. Wkrótce też odprawiła towarzyszącą jej świtę, zatrzymując jedynie kilka dwórek. A kiedy już zwiedziła także inne miejsca święte, zwłaszcza te związane z Chrztem Pańskim i Jego Przemienieniem, ponownie wsiadła na statek i popłynęła tym razem do egipskiej Aleksandrii. Tu jako córka wielkiego namiestnika została powitana z honorami przez prefekta, znów jednak, miast zamieszkać w pałacu, wolała zatrzymać się wśród mniszek. A po kilku dniach odpoczynku, zwiedziwszy wpierw wszystkie aleksandryjskie zabytki i kościoły, nasza Apolinaria w skromnym mniszym stroju udała się na pustynię, do sanktuarium i do grobu św. Menasa. Był to męczennik podówczas wielce czczony w całym Dolnym Egipcie. Ten dawny żołnierz porzucił swą służbę w czasach Maksymina i Dioklecjana i zamieszkał na pustyni, gdzie nawet miał objawienia. O św. Menasie opowiemy innym razem, właśnie bowiem św. Apolinaria przybyła do jego grobu, by oddać pokłon świętemu. Tu pozostała na modlitwie przez trzy dni i noce, a potem, rozstawszy się z ostatnią ze swych sług, wyruszyła na pustynię Sketis w towarzystwie tragarza i przewodnika. W nocy zaś przebrała się w mnisze łachmany, porzuciła swe szlachetne odzienie i uciekła od tych ostatnich towarzyszy podróży, by już zupełnie samotnie zamieszkać z dala od ludzkich osiedli, realizując w ten sposób swe wielkie pragnienie całkowitego oddania się Bogu. A jej drogocenna szata powróciła do Konstantynopola, wywołując rozpacz ojca, który opłakiwał zaginioną córkę niczym biblijny patriarcha Jakub, gdy mu bracia przynieśli tunikę Józefa, sprzedanego do Egiptu.

Minęło wiele lat, podczas których Apolinaria żyła na pustyni egipskiej, nierozpoznana przez nikogo, podając się za mężczyznę i każąc nazywać Doroteuszem. Z czasem trudy życia i liczne umartwienia zmieniły jej oblicze i pozbawiły kobiecego piękna. W tym czasie Apolinaria udała się już do mniszego ośrodka na Pustyni Nitryjskiej i przyłączyła do wielkiego słynnego ascety, abba Makarego, cudotwórcy, u boku którego dzień po dniu wzrastała w świętej mniszej doskonałości. A wszystkie demony bały się jej bardziej niż wody święconej. Wieść o licznych cudach i uzdrowieniach dokonywanych przez egipskich mnichów docierała już wówczas także do odległych części cesarstwa. I oto prefekt Antemiusz pomyślał, że może któryś z tamtejszych pustelników mógłby pomóc jego starszej córce, tej opętanej przez demona. Wysłał ją zatem do Egiptu, do Nutrii, do abba Makarego, cudotwórcy. A kiedy słudzy poprosili starca o pomoc, ten polecił im świątobliwego Doroteusza, którego boją się wszystkie demony. Wprowadzono zatem opętaną do celi Pseudo-Doroteusza, a wtedy Apolinaria poznała swoją starszą siostrę. Uzdrowiła ją też natychmiast, wypędzając z niej demona, choć dobrze wiedziała, że sama nie zazna przez to spokoju. Kiedy bowiem uwolniona powróciła do Konstantynopola, uradowany ojciec zapragnął poznać i nagrodzić tak wielkiego uzdrowiciela. Rozkazał zatem, aby przywieziono słynnego już abba Doroteusza do stolicy. A że przed wolą możnowładców uciec niepodobna, to nasza bohaterka w męskim przebraniu, chcąc, a raczej nie chcąc, musiała wsiąść na statek i popłynąć do swego rodzinnego miasta. Tutaj nie miała już sumienia, by dłużej ukrywać swą prawdziwą tożsamość wobec rodziców. Pozwoliła im się rozpoznać i uradować, że żyje, że jest szczęśliwa w swej egipskiej pustelni i że trudy życia mniszego nie są ponad siły słabej kobiety, choćby nawet była córką wielkiego patrycjusza. Wkrótce jednak św. Apolinaria zwana Doroteuszem znów wsiadła na statek i powróciła już na zawsze do Egiptu, do swego prawdziwego domu na pustyni, bo przecież nasz dom i skarb są tam, dokąd podąża nasze serce, i w tym, czego najbardziej pragniemy i co kochamy. A wybory, jakich dokonują dorastające dzieci, przynajmniej czasami okazują się błogosławione, nawet jeśli z początku budziły wielki niepokój i sprzeciw zatroskanych rodziców.

Rafał Zarzeczny SJ








All the contents on this site are copyrighted ©.