Między żywotem a legendą, czyli o świętej Apolinarii
Hagiograf, któremu
zawdzięczamy opowieść o życiu Apolinarii, świątobliwej niewiasty z V w., niestety
nie zasługuje na żadną wiarygodność. Zatem nie nad historyczną świętą pochylimy się
w naszej dzisiejszej audycji, lecz nad jej legendą, którą niejaki Symeon, zwany Metafrastem,
spisał w X w. Ale to nieważne, bo przecież nie zawsze to, co najistotniejsze, kryje
się w samej historii. Niekiedy popularne opowieści, legendy i mity, w których prawda
miesza się z fantazją, przekazują ważniejsze treści: są przecież wytworami naszej
duszy; zapisem ludzkich marzeń, pragnień i tęsknot; kardiogramami naszej pobożności.
Faktem
jest, że na przełomie IV i V w. władcą wschodniej części Cesarstwa Rzymskiego był
słaby i nieudolny Arkadiusz. Pałacem nad Bosforem tak naprawdę rządziła wówczas cesarzowa
Eudoksja. Kiedy umarła, Arkadiusz całkowicie usunął się z życia publicznego, a imperatorem
został ich najstarszy syn, Teodozjusz II, mający zaledwie siedem lat. W jego imieniu
władzę sprawował wówczas prefekt Antemiusz. Według naszej legendy Antemiusz miał dwie
córki. Starsza nieszczęśliwie była opętana przez demona. Młodsza natomiast była niczym
anioł: piękna, pełna cnót i pobożności. Ta właśnie miała na imię Apolinaria. Wielu
starało się o rękę córki wpływowego prefekta, lecz ona konsekwentnie lekceważyła te
zaloty. Nade wszystko pragnęła bowiem zostać mniszką, poświęcić się Bogu i żyć na
pustyni, na co jej ojciec nie godził się za żadne skarby. Nie miał on wprawdzie syna,
jednak liczył po cichu, że może jego wnuk zostanie prawdziwym władcą…
Ponieważ
Antemiusz autentycznie kochał swoje córki, w końcu uległ tak wielu prośbom Apolinarii
i zgodził się, by poświęciła swoje życie Bogu. Miała jednak pozostać w pałacu w Konstantynopolu,
dokąd też sprowadzono jej do towarzystwa kilka mniszek. Po pewnym czasie Apolinaria
zapragnęła odwiedzić miejsca święte. Pielgrzymowanie do Betlejem i do Jerozolimy było
już wówczas bardzo popularne i każdy chrześcijanin pragnął pokłonić się relikwiom
Drzewa Krzyża albo też uczcić Pana w grocie Jego narodzenia. Oczywiście droga do Palestyny,
nawet ta z Konstantynopola, była daleka i niebezpieczna, tym bardziej, że wybierała
się w nią młoda księżniczka. Przygotowano dla niej zatem odpowiednią eskortę. Pierwszy
etap podróży nasza bohaterka odbyła drogą morską i bezpiecznie przybyła do portu w
Aszkelonie. Stamtąd jej karawana podążyła już prosto do Jerozolimy. W świętym mieście
Apolinaria z wielką pobożnością przez wiele dni nawiedzała miejsca naznaczone obecnością
Zbawiciela. Rezygnując z oferowanej jej gościny w pałacu biskupim, zamieszkała w klasztorze.
Wkrótce też odprawiła towarzyszącą jej świtę, zatrzymując jedynie kilka dwórek. A
kiedy już zwiedziła także inne miejsca święte, zwłaszcza te związane z Chrztem Pańskim
i Jego Przemienieniem, ponownie wsiadła na statek i popłynęła tym razem do egipskiej
Aleksandrii. Tu jako córka wielkiego namiestnika została powitana z honorami przez
prefekta, znów jednak, miast zamieszkać w pałacu, wolała zatrzymać się wśród mniszek.
A po kilku dniach odpoczynku, zwiedziwszy wpierw wszystkie aleksandryjskie zabytki
i kościoły, nasza Apolinaria w skromnym mniszym stroju udała się na pustynię, do sanktuarium
i do grobu św. Menasa. Był to męczennik podówczas wielce czczony w całym Dolnym Egipcie.
Ten dawny żołnierz porzucił swą służbę w czasach Maksymina i Dioklecjana i zamieszkał
na pustyni, gdzie nawet miał objawienia. O św. Menasie opowiemy innym razem, właśnie
bowiem św. Apolinaria przybyła do jego grobu, by oddać pokłon świętemu. Tu pozostała
na modlitwie przez trzy dni i noce, a potem, rozstawszy się z ostatnią ze swych sług,
wyruszyła na pustynię Sketis w towarzystwie tragarza i przewodnika. W nocy zaś przebrała
się w mnisze łachmany, porzuciła swe szlachetne odzienie i uciekła od tych ostatnich
towarzyszy podróży, by już zupełnie samotnie zamieszkać z dala od ludzkich osiedli,
realizując w ten sposób swe wielkie pragnienie całkowitego oddania się Bogu. A jej
drogocenna szata powróciła do Konstantynopola, wywołując rozpacz ojca, który opłakiwał
zaginioną córkę niczym biblijny patriarcha Jakub, gdy mu bracia przynieśli tunikę
Józefa, sprzedanego do Egiptu.
Minęło wiele lat, podczas których Apolinaria
żyła na pustyni egipskiej, nierozpoznana przez nikogo, podając się za mężczyznę i
każąc nazywać Doroteuszem. Z czasem trudy życia i liczne umartwienia zmieniły jej
oblicze i pozbawiły kobiecego piękna. W tym czasie Apolinaria udała się już do mniszego
ośrodka na Pustyni Nitryjskiej i przyłączyła do wielkiego słynnego ascety, abba Makarego,
cudotwórcy, u boku którego dzień po dniu wzrastała w świętej mniszej doskonałości.
A wszystkie demony bały się jej bardziej niż wody święconej. Wieść o licznych cudach
i uzdrowieniach dokonywanych przez egipskich mnichów docierała już wówczas także do
odległych części cesarstwa. I oto prefekt Antemiusz pomyślał, że może któryś z tamtejszych
pustelników mógłby pomóc jego starszej córce, tej opętanej przez demona. Wysłał ją
zatem do Egiptu, do Nutrii, do abba Makarego, cudotwórcy. A kiedy słudzy poprosili
starca o pomoc, ten polecił im świątobliwego Doroteusza, którego boją się wszystkie
demony. Wprowadzono zatem opętaną do celi Pseudo-Doroteusza, a wtedy Apolinaria poznała
swoją starszą siostrę. Uzdrowiła ją też natychmiast, wypędzając z niej demona, choć
dobrze wiedziała, że sama nie zazna przez to spokoju. Kiedy bowiem uwolniona powróciła
do Konstantynopola, uradowany ojciec zapragnął poznać i nagrodzić tak wielkiego uzdrowiciela.
Rozkazał zatem, aby przywieziono słynnego już abba Doroteusza do stolicy. A że przed
wolą możnowładców uciec niepodobna, to nasza bohaterka w męskim przebraniu, chcąc,
a raczej nie chcąc, musiała wsiąść na statek i popłynąć do swego rodzinnego miasta.
Tutaj nie miała już sumienia, by dłużej ukrywać swą prawdziwą tożsamość wobec rodziców.
Pozwoliła im się rozpoznać i uradować, że żyje, że jest szczęśliwa w swej egipskiej
pustelni i że trudy życia mniszego nie są ponad siły słabej kobiety, choćby nawet
była córką wielkiego patrycjusza. Wkrótce jednak św. Apolinaria zwana Doroteuszem
znów wsiadła na statek i powróciła już na zawsze do Egiptu, do swego prawdziwego domu
na pustyni, bo przecież nasz dom i skarb są tam, dokąd podąża nasze serce, i w tym,
czego najbardziej pragniemy i co kochamy. A wybory, jakich dokonują dorastające dzieci,
przynajmniej czasami okazują się błogosławione, nawet jeśli z początku budziły wielki
niepokój i sprzeciw zatroskanych rodziców.