Drugą podróż misyjną Paweł rozpoczął,
już bez Barnaby i Marka, w Antiochii Syryjskiej; towarzyszył mu Sylas. Drogą lądową
przeszli do Listry, gdzie wzięli ze sobą Tymoteusza; następnie udali się do Frygii,
Galacji, Myzji, aż do Triady nad północnym Morzem Egejskim. Właśnie stąd wyruszyli
statkiem do Europy, dobijając do wyspy Samotraki, a następnie przez miasto Neapolis
(którego nie należy mylić z włoskim Neapolem), dotarli do Filippi, miasta leżącego
w Macedonii. Według Dziejów Apostolskich (16, 9) stało się to z uwagi na tajemnicze
widzenie, które Paweł miał pewnej nocy: jakiś Macedończyk błagał go, aby się przeprawił
do jego ojczystej ziemi i udzielił pomocy jego ziomkom.
Mieszkańcy tego starożytnego
greckiego miasta byli mocno zróżnicowani zarówno pod względem etnicznym, jak i religijnym.
Niektórzy z nich oddawali kult bogom rzymskim, przede wszystkim Jupiterowi i Marsowi,
inni egipskim, jeszcze inni frygijskim.
Pierwszą osobą nawróconą była kobieta,
niejaka Lidia: „Pan otworzył jej serce, tak że uważnie słuchała słów Pawła” (Dz 16,
14). Przyjęła chrzest z całą swoją rodziną, która później okazała misjonarzom dużo
życzliwości i gościnności. Wydaje się, że właśnie rodzina Lidii stała się zalążkiem
wspólnoty chrześcijan w Filippi.
Dzieje Apostolskie wspominają ponadto o nawróceniu
w Filippi pewnego żołnierza rzymskiego, strażnika więzienia, w którym zamknięto Pawła
po tym, jak uwolnił od złego ducha opętaną niewolnicę, przynoszącą wiele zysku jej
panom; ci oskarżyli głosicieli Ewangelii o sianie niepokoju w mieście. Szybko zgromadził
się przeciwko nim tłum, a pretorzy bez należytego dochodzenia kazali zedrzeć z nich
szaty i siec ich rózgami (por. Dz 16, 22-23).
Biczowanie nie było karą specyficznie
rzymską, ale w krajach zależnych od Rzymian wykonywano ją w sposób wyszukany i okrutny,
jak to mogliśmy oglądać w nagranym kilka lat temu filmie Mela Gibsona Pasja.
Po wydaniu urzędowego nakazu liktorzy przystępowali do obnażenia oskarżonego bądź
to do połowy, bądź też całkowicie. Przywiązywano go następnie do słupa na forum i
wymierzano mu wyznaczoną ilość bezlitosnych uderzeń. Tak postąpiono kiedyś z Chrystusem,
tak ukarano teraz Pawła i Sylasa, których wtrącono następnie do więzienia, przykazując
strażnikowi, aby ich dobrze pilnował (por. Dz 16, 22-23).
W nocy jednak miały
miejsce w więzieniu nadzwyczajne wydarzenia: najpierw słyszano modlitwy i śpiewy pozbawionych
wolności misjonarzy, później powstało silne trzęsienie ziemi, tak że zachwiały się
fundamenty więzienia, otwarły się wszystkie drzwi i więźniom opadły kajdany.
„Gdy
strażnik zerwał się ze snu i zobaczył drzwi więzienia otwarte, dobył miecza i chciał
się zabić, sądząc, że więźniowie uciekli. «Nie czyń sobie nic złego, bo jesteśmy tu
wszyscy!» – krzyknął Paweł na cały głos. Wtedy [tamten] zażądał światła, wskoczył
[do lochu] i przypadł drżący do stóp Pawła i Sylasa. A wyprowadziwszy ich na zewnątrz,
rzekł: «Panowie, co mam czynić, aby się zbawić?» «Uwierz w Pana Jezusa – odpowiedzieli
mu – a zbawisz siebie i swój dom». Opowiedzieli więc naukę Pana jemu i wszystkim jego
domownikom. Tej samej godziny w nocy wziął ich z sobą, obmył rany i natychmiast przyjął
chrzest wraz z całym swym domem. Wprowadził ich też do swego mieszkania, zastawił
stół i razem z całym domem cieszył się bardzo, że uwierzył w Boga” (Dz 16, 29-34).
Reakcja
dwóch osób, bogatej i dystyngowanej Lidii oraz żołnierza rzymskiego, jak też bardzo
przyjacielski stosunek do Pawła obu nawróconych rodzin, stanowiły początek bardzo
głębokich relacji, jakie nawiązały się między Apostołem i nową wspólnotą chrześcijan
w Filippi. Nie bez znaczenia jest fakt, że rodziły się one w momencie, kiedy Apostoł
przeżywał, już po raz kolejny w swoim życiu, głębokie upokorzenia, połączone z cierpieniami
cielesnymi i uwięzieniem.
Pomoc otrzymana w takiej chwili ma szczególne znaczenie.
Czy człowiek tak wrażliwy jak Paweł mógłby kiedykolwiek w życiu zapomnieć tego rzymskiego
strażnika, który nawraca się, bierze go do swojego domu, opatruje jego głębokie rany,
zastawia stół i cieszy się, że uwierzył w Boga?
Ale i nas nie przestaje intrygować
postać tego Rzymianina, którego imienia Dzieje nie podają. Mamy bowiem zakodowany
w nas pewien schematyczny obraz żołnierzy Cesarstwa Rzymskiego, silnie zbudowanych,
solidnie uzbrojonych; żołnierzy, którzy mechanicznie, bez zastanawiania się, bez litości
i wzruszeń, skrupulatnie wykonują polecenia przełożonych. Po nich przyjdą inni, postępujący
podobnie, w różnych epokach totalitaryzmu, przemocy, wojen… aż do naszych czasów,
aż do sytuacji znanych choćby z naszej niedawnej ojczystej historii. A jednak zawsze
były też wyjątki żołnierzy, którzy potrafili zachować się godnie wobec pokonanego,
leżącego i potrzebującego pomocy; którzy mieli wewnętrzną siłę i odwagę, by nie wykonywać
wyraźnie niesprawiedliwych rozkazów, by nie poddać się narzucanym siłą poleceniom
jaskrawo przeciwnym godności człowieka.
Ten Rzymianin z Dziejów Apostolskich
zasługuje nie tylko na wspomnienie, ale też na szacunek i podziw. Być może, jako strażnik
więzienny, więcej niż inni napatrzył się na ludzkie cierpienie i częściej pytał o
sens ludzkiego bólu i nieszczęścia. Jego postawa miała niewątpliwie szczególną wymowę
dla apostoła Pawła, który prawdopodobnie coraz głębiej zastanawiał się nad tym, jak
to się dzieje, że odwracają się od niego i jego nauki o Chrystusie ci, którzy – wydawałoby
się – są bliscy prawdziwemu Bogu, a głębokie, radykalne nawrócenia przeżywają ludzie
ze świata pogańskiego? Przekonywał się też coraz bardziej, że w tej dziedzinie doprawdy
trudno o jakieś reguły, że Bóg udziela swej łaski według jakiejś innej logiki, jedynie
sobie zrozumiałej.