2008-12-23 17:55:55

Śladami Apostoła Narodów (23)


Pobyt w Filippi

 

Drugą podróż misyjną Paweł rozpoczął, już bez Barnaby i Marka, w Antiochii Syryjskiej; towarzyszył mu Sylas. Drogą lądową przeszli do Listry, gdzie wzięli ze sobą Tymoteusza; następnie udali się do Frygii, Galacji, Myzji, aż do Triady nad północnym Morzem Egejskim. Właśnie stąd wyruszyli statkiem do Europy, dobijając do wyspy Samotraki, a następnie przez miasto Neapolis (którego nie należy mylić z włoskim Neapolem), dotarli do Filippi, miasta leżącego w Macedonii. Według Dziejów Apostolskich (16, 9) stało się to z uwagi na tajemnicze widzenie, które Paweł miał pewnej nocy: jakiś Macedończyk błagał go, aby się przeprawił do jego ojczystej ziemi i udzielił pomocy jego ziomkom.

Mieszkańcy tego starożytnego greckiego miasta byli mocno zróżnicowani zarówno pod względem etnicznym, jak i religijnym. Niektórzy z nich oddawali kult bogom rzymskim, przede wszystkim Jupiterowi i Marsowi, inni egipskim, jeszcze inni frygijskim.

Pierwszą osobą nawróconą była kobieta, niejaka Lidia: „Pan otworzył jej serce, tak że uważnie słuchała słów Pawła” (Dz 16, 14). Przyjęła chrzest z całą swoją rodziną, która później okazała misjonarzom dużo życzliwości i gościnności. Wydaje się, że właśnie rodzina Lidii stała się zalążkiem wspólnoty chrześcijan w Filippi.

Dzieje Apostolskie wspominają ponadto o nawróceniu w Filippi pewnego żołnierza rzymskiego, strażnika więzienia, w którym zamknięto Pawła po tym, jak uwolnił od złego ducha opętaną niewolnicę, przynoszącą wiele zysku jej panom; ci oskarżyli głosicieli Ewangelii o sianie niepokoju w mieście. Szybko zgromadził się przeciwko nim tłum, a pretorzy bez należytego dochodzenia kazali zedrzeć z nich szaty i siec ich rózgami (por. Dz 16, 22-23).

Biczowanie nie było karą specyficznie rzymską, ale w krajach zależnych od Rzymian wykonywano ją w sposób wyszukany i okrutny, jak to mogliśmy oglądać w nagranym kilka lat temu filmie Mela Gibsona Pasja. Po wydaniu urzędowego nakazu liktorzy przystępowali do obnażenia oskarżonego bądź to do połowy, bądź też całkowicie. Przywiązywano go następnie do słupa na forum i wymierzano mu wyznaczoną ilość bezlitosnych uderzeń. Tak postąpiono kiedyś z Chrystusem, tak ukarano teraz Pawła i Sylasa, których wtrącono następnie do więzienia, przykazując strażnikowi, aby ich dobrze pilnował (por. Dz 16, 22-23).

W nocy jednak miały miejsce w więzieniu nadzwyczajne wydarzenia: najpierw słyszano modlitwy i śpiewy pozbawionych wolności misjonarzy, później powstało silne trzęsienie ziemi, tak że zachwiały się fundamenty więzienia, otwarły się wszystkie drzwi i więźniom opadły kajdany.

„Gdy strażnik zerwał się ze snu i zobaczył drzwi więzienia otwarte, dobył miecza i chciał się zabić, sądząc, że więźniowie uciekli. «Nie czyń sobie nic złego, bo jesteśmy tu wszyscy!» – krzyknął Paweł na cały głos. Wtedy [tamten] zażądał światła, wskoczył [do lochu] i przypadł drżący do stóp Pawła i Sylasa. A wyprowadziwszy ich na zewnątrz, rzekł: «Panowie, co mam czynić, aby się zbawić?» «Uwierz w Pana Jezusa – odpowiedzieli mu – a zbawisz siebie i swój dom». Opowiedzieli więc naukę Pana jemu i wszystkim jego domownikom. Tej samej godziny w nocy wziął ich z sobą, obmył rany i natychmiast przyjął chrzest wraz z całym swym domem. Wprowadził ich też do swego mieszkania, zastawił stół i razem z całym domem cieszył się bardzo, że uwierzył w Boga” (Dz 16, 29-34).

Reakcja dwóch osób, bogatej i dystyngowanej Lidii oraz żołnierza rzymskiego, jak też bardzo przyjacielski stosunek do Pawła obu nawróconych rodzin, stanowiły początek bardzo głębokich relacji, jakie nawiązały się między Apostołem i nową wspólnotą chrześcijan w Filippi. Nie bez znaczenia jest fakt, że rodziły się one w momencie, kiedy Apostoł przeżywał, już po raz kolejny w swoim życiu, głębokie upokorzenia, połączone z cierpieniami cielesnymi i uwięzieniem.

Pomoc otrzymana w takiej chwili ma szczególne znaczenie. Czy człowiek tak wrażliwy jak Paweł mógłby kiedykolwiek w życiu zapomnieć tego rzymskiego strażnika, który nawraca się, bierze go do swojego domu, opatruje jego głębokie rany, zastawia stół i cieszy się, że uwierzył w Boga?

Ale i nas nie przestaje intrygować postać tego Rzymianina, którego imienia Dzieje nie podają. Mamy bowiem zakodowany w nas pewien schematyczny obraz żołnierzy Cesarstwa Rzymskiego, silnie zbudowanych, solidnie uzbrojonych; żołnierzy, którzy mechanicznie, bez zastanawiania się, bez litości i wzruszeń, skrupulatnie wykonują polecenia przełożonych. Po nich przyjdą inni, postępujący podobnie, w różnych epokach totalitaryzmu, przemocy, wojen… aż do naszych czasów, aż do sytuacji znanych choćby z naszej niedawnej ojczystej historii. A jednak zawsze były też wyjątki żołnierzy, którzy potrafili zachować się godnie wobec pokonanego, leżącego i potrzebującego pomocy; którzy mieli wewnętrzną siłę i odwagę, by nie wykonywać wyraźnie niesprawiedliwych rozkazów, by nie poddać się narzucanym siłą poleceniom jaskrawo przeciwnym godności człowieka.

Ten Rzymianin z Dziejów Apostolskich zasługuje nie tylko na wspomnienie, ale też na szacunek i podziw. Być może, jako strażnik więzienny, więcej niż inni napatrzył się na ludzkie cierpienie i częściej pytał o sens ludzkiego bólu i nieszczęścia. Jego postawa miała niewątpliwie szczególną wymowę dla apostoła Pawła, który prawdopodobnie coraz głębiej zastanawiał się nad tym, jak to się dzieje, że odwracają się od niego i jego nauki o Chrystusie ci, którzy – wydawałoby się – są bliscy prawdziwemu Bogu, a głębokie, radykalne nawrócenia przeżywają ludzie ze świata pogańskiego? Przekonywał się też coraz bardziej, że w tej dziedzinie doprawdy trudno o jakieś reguły, że Bóg udziela swej łaski według jakiejś innej logiki, jedynie sobie zrozumiałej.

ks. Waldemar Turek








All the contents on this site are copyrighted ©.