2008-12-20 18:07:58

To Bóg daje moc do świadectwa wiary – rozmowa z s. Stellą Holisz SAC


- Z Indii wciąż docierają bardzo niepokojące wiadomości na temat sytuacji tamtejszych chrześcijan. Hinduistyczni radykałowie zapowiadają fale kolejnych ataków, które mają się odbyć w czasie Bożego Narodzenia. A naszym gościem jest s. Stella Holisz, przełożona generalna sióstr pallotynek, która właśnie wróciła z Indii gdzie wizytowała swoje wspólnoty. Pallotynki są w Indiach od 1984 r. Siostra od 1992 r. jeździ regularnie do Indii. Jaką sytuację teraz Siostra tam znalazła w porównaniu z latami poprzednimi?

S. Stella: Pierwszy raz, kiedy w tym roku pojechałam do Indii nie mogłam dotrzeć osobiście do Orisy. Zostałam zatrzymana wraz z towarzyszącą mi siostrą w Rajpur, gdzie jest nasza najbliższa Orisy placówka. Tamtejszy biskup radził, żebyśmy jednak nie jechały do Orisy, ponieważ jest to niebezpieczne. Przyjechały za to siostry z Orisy, aby porozmawiać o panującej tam sytuacji. Równocześnie w jakimś sensie okazałyśmy siostrom solidarność, będąc z nimi. Nasze zgromadzenie modli się za Kościół w Orisie, i podziwia odwagę sióstr, dlatego że siostry chcą tam być i są gotowe wytrwać z tamtejszymi katolikami.

- Warto chyba przypomnieć, ze w Orisie dochodziło i dochodzi do największej fali antychrześcijańskich prześladowań. Prześladowane są także siostry zakonne. Czy ta sytuacja odbija się na działalności waszej placówki w Orisie, na waszej pracy?

S. Stella: Odbija się bardzo, dlatego że siostry w większej części zajmują się pracą pielęgniarską, posługą biednym, chorym i muszą wyjeżdżać do wiosek. Obsługują 52 wioski i w tej chwili to wszystko uległo zawieszeniu. Siostry nie mogą wyjść z domu żeby posłużyć potrzebującym. Mamy również ośrodek zdrowia, gdzie przychodzą chorzy, ale teraz przychodzi bardzo mało ludzi, gdyż odległości są wielkie, istnieją trudności z jakimkolwiek transportem, więc o wiele łatwiej jest siostrom dotrzeć do tych wiosek aniżeli ludzi sprowadzać do naszego ośrodka, a w tej chwili siostry nie wyjeżdżają. Rano nie mogą wychodzić z domu i wieczorem jak się ściemni tak samo. Są też kontrole policyjne, które mają służyć bezpieczeństwu, ale z drugiej strony nigdy niewiadomo na ile tak rzeczywiście jest.

- Kiedy siostry mogą wychodzić w habitach tak, aby było wiadomo że są to osoby zakonne?

S. Stella: Nie. Siostry w tej chwili nie mogą chodzić w habitach. Chodzą w świeckim stroju hinduskim i nie oddalają się specjalnie od domu.

- Siostra z nimi rozmawiała. To nie są cudzoziemki, ale Hinduski. Co one mówią o tej sytuacji? Jak to przeżywają?

S. Stella: One są bardzo odważne. Są tam dwie siostry już starsze powołaniem, chociaż nie wiekiem, bo najstarsze są nasze czterdziestolatki. Ale również są dwie siostry młodsze, które w tej chwili złożyły pierwsze śluby, są trzy siostry miejscowe, pochodzące ze stanu Orisa, a dwie siostry są ze stanu Goa. Siostry bardzo się modlą, towarzyszą katolikom, którzy mieszkają w okolicy, zbierają się na modlitwy i równocześnie udzielają pomocy, katechizują w parafii w ciągu dnia. Wieczorem zaś nie mogą wychodzić z domu.

- Jednym z zarzutów stawianych przez hinduistów katolikom i w ogóle chrześcijanom w Indiach, jest to, że hinduiści są nawracani silą. Jak te Hinduski trafiły do pallotynek?

S. Stella: Hinduski same przychodzą, pracują z nami, widzą świadectwo sióstr w Orisie, ponieważ katolicy są bardzo różnie rozmieszczeni w Indiach. W tej chwili jest w Orisie dużo powołań. Na przykład wioska, gdzie pracują nasze siostry jest w 80 proc. katolicka, ale ta bardziej katolicka część stanu jest równocześnie bardzo biedna. Mamy kontakt z młodymi, również w szkołach, w przez internet. Udzielamy pomocy tym dziewczynom, które nie mogą sobie pozwolić na chodzenie do szkoły ze względu na brak pieniędzy. My udzielamy tej pomocy szczególnie dziewczynom. Kandydatki do zgromadzenia przychodzą z różnych stron Indii, mamy ich bardzo dużo. Ale my najpierw chcemy, żeby one rozpoznały rzeczywiście, czy to jest ich droga, więc pomagamy im, żeby skończyły szkoły, żeby podjęły kilka razy decyzję zanim ją podejmą ostatecznie.

- Czyli pociąga ich przykład życia, wasza praca?

S. Stella: Apostolstwo, praca z ludźmi świeckimi to jest nasz charyzmat. Chodzi o to, by wyjść do ludzi z jakąkolwiek posługą: czy to w szkołach, czy wśród biednych. Orisa jest to właśnie nasza misja, gdzie wszystkie siostry z Indii w jakiś sposób wspomagają tę misję, aby pomagać najbardziej potrzebującym, najbiedniejszym.

- Idziecie do różnych ludzi, do różnych klas społecznych, a przecież wasze siostry, bo mówimy o pallotynkach, też chyba pochodzą z różnych warstw? Skoro system kastowy w Indiach jest tak bardzo mocny, czy więc życie zakonne, chrześcijaństwo pomagają te podziały przezwyciężyć?

S. Stella: Na pewno na początku jest to trudne, szczególnie, jeśli razem żyją siostry z kast wyższych i niższych, chociaż my tego nigdy nie wiemy i nie pytamy. Ja osobiście nigdy nie pytam, kto jest z jakiej kasty, czy z jakiego stanu, ale one siebie rozumieją i znają. My staramy się, aby miłość Chrystusa była centrum naszego życia. Tam nie ma podziałów, a to jakoś imponuje siostrom i nad tym pracują. Na pewno to także je kosztuje, ale widzimy duże postępy i bardzo ważne, że jest jedność. To jest też nasz charyzmat, abyśmy pracowały w jedności z ludźmi świeckimi, z księżmi pallotynami, z innymi zgromadzeniami. To nas wyróżnia i tym się bardzo cieszymy.

- Co było motywem tego, że w 1984 r. pallotynki pojechały do Indii?

S. Stella: Siostra generalna, którą w tym czasie była Niemka, otrzymała zaproszenie od biskupa i od księży pallotynów z Indii. Powiedziano nam, że są dziewczyny, które również interesują się życiem zakonnym, które chciałyby być pallotynkami. Wtedy została posłana siostra z zarządu generalnego, by się zorientować w sytuacji i pozostała tam przez 3-4 lata. Zaczęła pracę z tymi, które wyrażały ochotę wstąpienia do zgromadzenia. Nie sprowadzałyśmy tych kandydatek do Europy, ale pierwszą formację odbyły w Belize. Belize jest to mały kraj w środkowej Ameryce, stosunkowo najbardziej zbliżony kulturowo do Indii i tam siostry były do 1986 r. Później w tymże roku 1986 otworzyłyśmy pierwszy dom na terenie Indii i od tego czasu siostry mają formację w Indiach. Są tam same Hinduski, które odwiedzamy co roku. Jest to delegatura podlegająca bezpośrednio pod generalat i mamy nadzieję, że w 2010 r., kiedy będzie kapituła generalna, będą mogły zostać samodzielną prowincją.

- Wiążecie zatem duże nadzieje z tamtym terenem?

S. Stella: Bardzo duże nadzieje. W tej chwili mamy dwie siostry w Rzymie, które pracują w naszym generalacie. Są też siostry gotowe rozpocząć pomoc również naszym innym misjom, szczególnie tym, gdzie jest coraz mniej sióstr, bo niektóre prowincje są bardzo małe, coraz mniejsze. Siostry Hinduski są gotowe i cieszyłyby się, gdyby mogły udzielić zarówno pomocy personalnej, jak i apostolskiej, misyjnej.

- Obecnie wasza posługa w Indiach to już jest osiem wspólnot. Czym się zajmujecie w konkretnych stanach?

S. Stella: Głównym dziełem jest dom starców otwarty w roku jubileuszowym 2000, nazwijmy je dziełem milenium. Jest to Bombaj i tam mamy przeszło 40 osób starszych, choć dom może pomieścić 100. Powoli uczymy się tej posługi i stopniowo przyjmujemy coraz więcej ludzi, ale też widzimy, że potrzeba nam więcej doświadczenia. W Bangalurze mamy internat na 120 dziewcząt, które studiują na różnych uczelniach. Jest to nasze apostolstwo wśród młodych, którzy należą do różnych religii i wyznań, mają różne przekonania. Siostry również katechizują, ale w szkołach. Mamy prawie w każdym stanie siostry, które uczą w szkołach diecezjalnych czy parafialnych.

- Od 14 lat Siostra jeździ co roku do Indii. Czy w ciągu tych lat Siostra zaobserwowała, patrząc przez pryzmat waszej pracy i słuchając tego, co ludzie mówią na miejscu, że sytuacja chrześcijan, pogarsza się? A może to jest doświadczenie wyłącznie tych ostatnich miesięcy?

S. Stella: Dla mnie było ogromnym zaskoczeniem to, co się stało w ostatnim czasie. W Bangalurze nasze siostry uczą w szkołach, gdzie jest bardzo mało katolików, a są bardzo dobrze przyjmowane. Wyznawcy innych religii wysyłają swoje dzieci do szkół katolickich, które cieszą się wysokim poziomem. Tak samo w szpitalu, w naszym domu starców, czy w sierocińcach: nie czuło się jakiegokolwiek zagrożenia, ani braku zaufania do sióstr. Wręcz przeciwnie, rodzice chcieli, aby ich dzieci chodziły do szkół, gdzie są siostry, aby w klasie, w której siostra uczy było ich dziecko, nawet jeśli sami są muzułmanami czy hinduistami. Tak samo w Orisie siostry jeździły do wiosek, posługiwały wszystkim. Nigdy nie pytały, czy to jest rodzina katolicka czy hinduska czy jakaś inna. Każdy potrzebujący przychodził i otrzymywał pomoc. Dlatego dla mnie było trudne do zrozumienia, dlaczego tak się stało. To jest jeszcze ciągle taki znak zapytania, choć staram się znaleźć odpowiedź, popatrzeć na te wydarzenia z innej strony i może jakoś to zrozumieć.

- Siostro, jakie są wasze plany, nadzieje, bo jak powiedziałyśmy wiążecie duże nadzieje z Indiami, z tamtejszymi placówkami. Czy jest jakieś sekretne marzenie, że coś chciałybyście tam jeszcze zrealizować, przeszczepić?

S. Stella: Po tylu latach jeżdżenia do Indii mam wrażenie, że w tej chwili moje wizyty nie są tam aż tak bardzo potrzebne. Siostry sobie świetnie radzą, mają wielkie poczucie odpowiedzialności, a jednocześnie dążą do świętości, biorą na serio życie zakonne. Jest dla mnie wielką radością, że siostry z wielkim zaufaniem i nadzieją patrzą w przyszłość. Mamy nadzieję, że Indie będą dla nas taką duchową pomocą, szczególnie myślę o placówkach gdzie nas jest coraz mniej. Siostry emanują duchową siłą, świadectwem w Indiach, wśród ludzi potrzebujących. Myślę, że tego świadectwa potrzeba będzie w przyszłości na misjach w innych krajach. Jest to bardzo pocieszające, że są takimi dojrzałymi osobami zakonnymi.

- No właśnie, nieraz jak patrzymy przez pryzmat Europy, to wydaje się, że jesteśmy w tym naszym chrześcijaństwie jacyś skostniali, zgorzkniali. Czego tamtejsi chrześcijanie mogą nauczyć starą Europę?

S. Stella: Bardzo wielu indyjskich chrześcijan zostało wygnanych, żyją oni w lasach, z lęku nie wracają do swoich domów. Mówią: „Możecie nam zrobić co chcecie, ale my naszego Boga nie oddamy”. Dla mnie wielkim świadectwem było również wyznanie biskupa z Bangaluru: „Mnie samego możecie zabić, zrobić ze mną, co chcecie, oddam życie za Chrystusa. Ale nie możecie zbezcześcić naszego najświętszego miejsca, jakim jest kościół, jakim jest Najświętszy Sakrament, jakim jest ołtarz”. I to jest gotowość dania życia za wiarę, świadomość tego, że my właśnie jesteśmy świadkami Chrystusa żyjącego tam na tych ziemiach wśród tak niewielu. Rozmawiając z naszymi siostrami, które tam były, chciałam wyczuć, czy się boją, czy powinny zmienić placówkę, czy powinniśmy je stamtąd zabrać, czy to nie jest dla nich za trudne miejsce. One jednak chcą być z ludźmi, są gotowe na wszystko, co Pan Bóg chce od nich. Siostry otrzymały list od biskupa z zaleceniem, aby na święta Bożego Narodzenia pasterka była bardzo wcześnie, jeszcze przed zmrokiem, by była przeżyta bardziej wewnętrznie niż eksponowana na zewnątrz. A tymczasem ludność bardzo lubi świętować, jest gotowa modlić się i śpiewać całą noc. Takiego świadectwa wiary, my jako zgromadzenie musimy się uczyć od tych młodych sióstr.

- Myślę, że wszyscy możemy uczyć się, nie tylko od sióstr, ale od żyjących w Indiach chrześcijan. Jak Siostra myśli, co my możemy dla tamtejszych chrześcijan zrobić? Czy możemy im w ogóle w jakikolwiek sposób pomóc?

S. Stella: Możemy pomagać im modlitwą i ofiarą. My powzięłyśmy takie postanowienie, że każdy piątek będzie dla nas dniem pokuty i modlitwy. Stąd pościmy, adorujemy Najświętszy Sakrament, około 2-3 godzin wspólnie trwamy na modlitwie. Modlimy się w intencji cierpiących chrześcijan w Indiach i za nasze siostry w Kongo, które przeżywały wielką tragedię. Do tego nawołujemy całe zgromadzenie. W innych wspólnotach siostry tak samo się modlą i również łączymy się z naszymi bliskimi. Ofiara, cierpienie i modlitwa są wielką pomocą w tej chwili. Ale równocześnie potrzeba wielkiego wołania o sprawiedliwość, przyłączania się do różnego rodzaju manifestacji. Potrzeba solidarnego świadectwa, żeby w jakiś sposób państwo indyjskie zrozumiało, że chrześcijanie mają prawo do zagwarantowanej im w konstytucji wolności religijnej.

- W Polsce miała miejsce akcja protestacyjna, wysyłano do ambasady Indii w Warszawie kartki domagające się respektowania wolności religijnej w Indiach. Odpowiedź była taka, że akcja ta jest nieetyczna a to, co piszą i mówią polskie media odbiega od rzeczywistości, tzn. takich prześladowań praktycznie nie ma.

S. Stella: My również otrzymywałyśmy emailem od różnych biskupów z Indii wyrazy solidarności. Wysyłałyśmy do władz Indii, zwłaszcza stanu Orisa, nasze wołanie o pomoc i sprawiedliwość, o wolność wyznania dla chrześcijan.

- Czy siostra spędziła kiedykolwiek Boże Narodzenie w Indiach?

S. Stella: Nie spędziłam, ale zawsze bardzo późno wracałam z Indii około 20 grudnia. W tym roku wyjątkowo wcześnie byłam w Indiach, ale co mnie zawsze zaskakiwało, że jest tam bardzo mało śladów Bożego Narodzenia na zewnątrz i nie czuje się atmosfery świąt tak jak w Europie. Zazwyczaj to już wraz z rozpoczęciem Adwentu na Starym Kontynencie odczuwamy Święta, choćby poprzez choinki, światełka, ozdoby. Tego w Indiach nie ma na zewnątrz. Natomiast we wspólnotach, w kościołach jest to bardzo widoczne w atmosferze modlitwy, postu i wewnętrznego przygotowania się do Bożego Narodzenia. Bardzo często mówię siostrom, że nie chodzi tu tylko o post. Znaki zewnętrzne mają dopomóc w wewnętrznym przygotowaniu do świąt.

- Zapewne tylko dzięki temu bogactwu wewnętrznemu siostry w stanie trwać czy to w Indiach, czy w Kongo.

S. Stella: Dla nas to siła i ogromne świadectwo wiary, które nie pochodzą od człowieka. Ktoś inny daje tę szczególną moc i widzimy, że jest nią dla tych ludzi, dla chrześcijan, dla katolików, właśnie Bóg. On im daje tę siłę w odpowiednim czasie i miejscu. Tak samo w Kongo. Jeżeli patrzymy na to z boku, po ludzku się wzdrygamy i każda pyta: „Dałabym radę?”. Pan Bóg jednak daje siłę każdemu człowiekowi, kiedy jest mu najbardziej potrzebna. Ale jest wielka potrzeba współpracy z Panem Bogiem, potrzeba otwartości i gotowości.

- Czy możemy mieć nadzieję, że tym darem na Boże Narodzenie będzie też dar pokoju, chociażby w Kongu, czy poszanowanie praw chrześcijan w Indiach?

S. Stella: Wszyscy drżymy słuchając ostrzeżeń i przestróg. Wszystko to, co ma się dziać w Boże Narodzenie w Indiach, jest dla nas bardzo niepokojące, ale równocześnie wiemy, że Pan Bóg jest mocniejszy, bo On jest dawcą pokoju i siły dla tych ludzi. A może potrzeba tego cierpienia, by wzrosło więcej dobra, żeby ten właśnie pokój zagościł, przezwyciężył to, co się dzieje w Indiach.

Rozm. B. Zajączkowska, rv








All the contents on this site are copyrighted ©.