Patrzeć oczami duszy, czyli o świętym Dydymie Aleksandryjskim
Dziś
mówić będziemy o niejakim Dydymie, z przydomkiem Ślepy. Nie był żadnym biskupem ani
nawet kapłanem, a i tak stał się jedną z najważniejszych postaci Kościoła w Egipcie
drugiej połowy IV w. Był zwyczajnym mnichem i gorliwym ascetą, żyjącym jednak nie
na pustyni, ale w obrębie miasta. A mimo to jego sława i nauczanie przekraczały własny
czas i przestrzeń.
Dydym urodził się w Aleksandrii zapewne w 313 r. Według
relacji historyka Palladiusza (Hist. Laus. 4, 1) nasz dzisiejszy bohater stracił
wzrok, mając zaledwie cztery lata. To jego wielkie nieszczęście stało się jednak początkiem
jeszcze większej sławy. Bo oto pomimo swego upośledzenia, pomimo tego, że nigdy nie
chodził do żadnej szkoły i że nigdy nie nauczył się czytać, to jednak posiadł wiedzę
tak rozległą, że podobną mało kto mógł poszczycić się w jego czasach. Najpierw podziw
budziła jego znajomość kultury klasycznej. Zachwycano się także opanowaniem Pisma
świętego, dokładnie i w całości wyuczonego na pamięć, które też potrafił po mistrzowsku
komentować. A ponieważ był gorliwym ascetą, człowiekiem głębokiej modlitwy i nieomal
mistycznej zażyłości z Bogiem, który oświecał jego duszę, posiadł przeto wielką wnikliwość
w sprawy duchowe i jasność objaśniania największych nawet tajników ludzkiej egzystencji.
Wszystko to sprawiało, że Dydyma słusznie podziwiano i szanowano, a jego opinię brali
pod uwagę nie tylko przyjaciele, ale nawet najwięksi przeciwnicy aleksandryjskiego
sposobu uprawiania teologii. Jego uczniowie prześcigali się w pochwałach i uwielbieniu
dla mądrości mistrza i świętości jego życia. Zapewne nie bez racji. Nie dziwi zatem,
że już za życia otaczał go nimb glorii iście niebiańskiej. Sam wielki i święty Antoni,
który kilkakrotnie opuszczał swoją samotnię specjalnie po to, by odwiedzić dużo młodszego
przecież egzegetę, miał powiedzieć, że Pan Bóg zabrał Dydymowi zdolność widzenia świata,
ale dał mu za to oczy aniołów, którymi ogląda się samego Boga.
Sztuki interpretacji
Biblii uczył się od niego św. Hieronim, który nazywać go będzie swoim mistrzem, choć
tak naprawdę bawił u niego zaledwie przez kilka tygodni. Niemniej jednak to właśnie
betlejemski egzegeta najgłośniej podziwiał rozległą wiedzę oraz wpływ, jaki nasz Dydym
miał na wielu mężów znakomitych, i to zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie chrześcijańskiego
świata. Wiele lat w szkole Dydyma spędził za to Rufin z Akwilei, który nazywał ślepego
starca prawdziwym prorokiem i nowym apostołem (por. Apol. in Hier. 2, 25).
Warto odnotować, że Hieronima i Rufina, tych dawnych przyjaciół, a potem zagorzałych
wrogów, dzieliło nieomal wszystko. Jednak na temat wielkości Dydyma zdanie mieli wspólne.
Tak
samo wielkie zdanie o Dydymie musiał mieć biskup Atanazy, skoro nie wahał się powierzyć
niewidomemu urząd kierownika aleksandryjskiej szkoły katechetycznej (por. Rufin, Hist.
eccl. 2, 7). W istocie Dydym był ostatnim z wielkich nauczycieli tej chrześcijańskiej
akademii, która też została ostatecznie zamknięta wkrótce po jego śmierci. Tak naprawdę
jednak nie wiemy, ani czego, ani jak tam wówczas nauczano, i chyba należy powątpiewać,
czy w tym czasie szkoła ta mogła mieć jeszcze cokolwiek wspólnego z prestiżem didaskalejonu
z czasów Orygenesa.
Św. Dydym Aleksandryjski umarł w 398 r. jako 85-letni starzec
(por. Pall., His. Laus. 4, 1).
Co nam po nim zostało? Przede wszystkim
nieliczne tylko pisma. Oczywiście Dydym sam nigdy niczego nie napisał, wszak był niewidomy.
Ale za to dyktował obszerne komentarze do Pisma świętego. Według Palladiusza nasz
Dydym podyktował komentarze do wszystkich ksiąg Starego i Nowego Testamentu, interpretując
Pismo święte słowo po słowie, zachowując przy tym niezwykłą wierność tradycji i nauczaniu
Kościoła. Ortodoksyjność jego interpretacji połączoną z niezwykłą wnikliwością i erudycyjnym
rozmachem potwierdza też Hieronim, opisując jego dzieła jako plura et nobilia,
a więc liczne i znakomite. Niestety, niewiele z tych pism dotarło do naszych czasów.
Autorstwo traktatu O Trójcy Świętej, tradycyjnieprzypisywanego Dydymowi,
dziś zdecydowanie poddaje się w wątpliwość. Z kolei autentyczny niewątpliwie traktat
O Duchu Świętym posiadamy jedynie w łacińskim przekładzie. W istocie znakomita
większość pism Dydyma podzieliła smutny los, jaki spotkał wiele ważnych dzieł chrześcijańskiej
starożytności. Najpierw dlatego, że obszerne traktaty po prostu trudniej było przepisywać,
pozostawały zatem w pojedynczych egzemplarzach, niszczejąc z czasem i wraz z kolejnymi
czytelnikami. Jednak dzieła Dydyma padły też ofiarą kontrowersji wokół pism Orygenesa,
którego był on wiernym uczniem i chyba najlepszym kontynuatorem jego alegorycznej
metody interpretacji Pisma. Niestety, jak mówi prorok, „ojcowie jedli kwaśne winogrona,
a synom ścierpły zęby”. Dopiero w 1941 r. w pewnej grocie w Tura na pustyni Egipskiej,
około 12 km od Kairu, znaleziono zwój papirusów zawierający obszerne fragmenty kilku
pism Dydyma, między innymi komentarze do Księgi Rodzaju, do ksiąg Zachariasza, Eklezjastesa
i Hioba oraz do kilkunastu Psalmów. Teksty te nie pozostawiają najmniejszej wątpliwości,
że wraz z zaginionymi pismami straciliśmy prawdziwy skarb – ślad przeogromnej ludzkiej
tęsknoty za Bogiem i świadectwo możliwości odnalezienia Jego własnych śladów pośród
największych nawet ciemności. Bo Boga nade wszystko oglądać trzeba oczami duszy…