Na Tahiti dobiega końca rok rodziny. Choć od przeszło 200 lat ta polinezyjska wyspa
w oczach podróżników uchodzi za raj na ziemi i w znacznej mierze przyczynia się do
kształtowania stereotypu „szlachetnego dzikusa”, tahitańskie rodziny są w rzeczywistości
małym piekłem. W jakimś stopniu są za to odpowiedzialni sami turyści, hołdujący rozwiązłości
seksualnej.
Kościół katolicki, który próbuje uzdrowić sytuację tamtejszej rodziny,
stoi przed nie lada wyzwaniem. Obecnie połowa par żyje w konkubinacie, a niemal połowa
małżeństw kończy się rozwodem. Jakby tego było mało, na wyspę – czytamy w liście skierowanym
do rodzin przez abp. Huberta Coppenratha z Pappeete – przenikają śmiercionośne ideologie,
promujące homoseksualizm. Przez cały rok 2008 tamtejszy Kościół próbował objąć społeczeństwo
programem uzdrowienia rodziny. Miał on przekonać Tahitańczyków, że prawdziwym rajem
jest szczęśliwa rodzina, instytucja naturalna, dana człowiekowi przez Boga.