Kiedy kard. Angelo Roncalli wybrany został pół wieku temu papieżem, miał już za sobą
54 lata kapłaństwa, z czego dokładnie połowę pracował w watykańskiej dyplomacji. W
ciągu tych 27 lat papieski dyplomata na kolejnych placówkach nabył wiele doświadczeń.
Poznał szereg problemów, które miał później podjąć zwołany przez niego Sobór. Dotyczy
to także relacji chrześcijańsko-żydowskich. Przed miesiącem mówiłem o tym, jak w latach
drugiej wojny światowej niósł on pomoc zagrożonym deportacją do obozów śmierci Żydom,
będąc delegatem apostolskim w Grecji i Turcji. Wykorzystywał w tym celu również kontakty
dyplomatyczne nawiązane w Bułgarii, gdzie wcześniej pełnił podobną funkcję.
Krótko
przed zakończeniem wojny, 22 listopada 1944 r. abp Roncalli otrzymał nominację na
nuncjusza apostolskiego we Francji. Zastał tam sytuację niełatwą, obciążoną bolesnym
dziedzictwem lat wojennych. Gen. Charles de Gaulle domagał się usunięcia 30 biskupów,
zarzucając im, że akceptowali kolaborujący z hitlerowskimi Niemcami rząd w Vichy.
Nowemu nuncjuszowi udało się umiejętnie doprowadzić do tego, że wystarczyła tylko
rezygnacja trzech ordynariuszy.
Francja była podczas wojny terenem deportacji
Żydów do obozów koncentracyjnych. Miejscowy Kościół milczał – przyznał przed 11 laty
ze skruchą episkopat tego kraju w deklaracji z Drancy. Podpisali ją 30 września 1997
r. w miejscu internowania Żydów wywożonych do obozów zagłady, głównie do Oświęcimia,
biskupi wszystkich francuskich diecezji, na terenie których znajdowały się pod władzą
Vichy takie punkty przeładunku. Oczywiście, mimo plamiącej licznych Francuzów kolaboracji,
wielu z nich, także katolików – w tym całe instytucje kościelne – niosło w tym czasie
pomoc Żydom, dając im schronienie.
Z tym jednak wiązał się kolejny problem.
Po wojnie organizacje i rodziny żydowskie domagały się zwrotu uratowanych dzieci środowisku,
z którego pochodziły. Takiemu żądaniu trudno odmówić słuszności. Co jednak zrobić
z dziećmi, które w międzyczasie przyjęły chrzest? Czy wolno narażać zbawienie ich
dusz, skoro są osobami ochrzczonymi, a w środowisku żydowskim zagrażałaby im utrata
wiary? Oczywiście władze kościelne nie zalecały chrzcić ratowanych dzieci bez uwzględniania
woli ich rodziców. Były to przecież osoby niepełnoletnie. Zresztą sam fakt przyjęcia
tego sakramentu bynajmniej nie chronił Żyda przed zagładą, bo kryteria hitlerowców
nie były religijne, tylko rasistowskie i ochrzczony żyd nie przestawał być dla nich
Żydem. Skuteczniejszą pod tym względem była fałszywa metryka chrztu z datą dopasowaną
do wieku dziecka. Jak dobrze wiemy, w Polsce preparowano takie dokumenty, nie robiąc
sobie przy tym skrupułów. Zdawano sobie przecież sprawę ze śmiertelnego niebezpieczeństwa,
przed jakim należało na wszelki sposób ocalić zagrożonych. Zdarzało się jednak, że
ukrywanym udzielano chrztu, czasem może z nadmiaru gorliwości. Poza tym żydowskie
dzieci, które znalazły się w chrześcijańskim środowisku, w naturalny sposób otrzymywały
od niego wychowanie. Przypomnijmy tu Grzegorza Pawłowskiego, czyli Jakuba Hersza Grinera
z Zamościa, dziś będącego księdzem w Izraelu, który – ocalony z zagłady m.in. dzięki
fałszywej metryce chrztu – chodził z katolickimi dziećmi do kościoła i na naukę religii,
przyjmując z pełnym przekonaniem ich wiarę, ale dopiero odbywszy przygotowanie do
I Komunii, przed jej przyjęciem poprosił, by go ochrzczono.
Ten dylemat, mający
aspekty teologiczne i duszpasterskie, pojawił się w wielu krajach. W 1946 r. wspomniany
już przeze mnie przed miesiącem rabin Isaac Halevi Herzog z Jerozolimy zwrócił się
do Piusa XII listownie – a wcześniej również na prywatnej audiencji – z prośbą, by
dzieci, które znalazły schronienie w katolickich instytucjach i rodzinach, zostały
przekazane pod opiekę organizacji żydowskich. Przytoczył on przy tym przypadek Polski,
gdzie miało się wówczas znajdować w klasztorach i domach prywatnych jeszcze co najmniej
trzy tysiące ocalonych dzieci. To po liście rabina Herzoga Pius XII nakazał ówczesnej
Kongregacji Świętego Oficjum opracować doraźne wskazania w tym względzie. Przesłano
je nuncjuszowi w Paryżu, kiedy francuscy biskupi pytali go, jak postępować w takich
przypadkach.
Paryska nuncjatura streściła po francusku otrzymaną z Watykanu
włoskojęzyczną notę, w której zalecano, by nie przekazywać ochrzczonych sierot żydowskich
instytucjom czy osobom nie będącym w stanie zapewnić im chrześcijańskiego wychowania,
a równocześnie nie mogącym rościć sobie do nich żadnych praw z racji pokrewieństwa.
„Co innego jednak, gdy chodzi o prośby wysuwane przez krewnych” – stwierdzono ogólnie
w nocie Świętego Oficjum, sugerując zatem wyraźnie, że należy im oddawać ocalone dzieci.
W streszczeniu opracowanym przez nuncjaturę doprecyzowano, że w przypadku próśb ze
strony rodzin można im zwrócić jedynie te dzieci, które nie zostały ochrzczone. Wyraża
to tradycyjne przekonanie o bezwzględnej konieczności zapewnienia chrześcijańskiego
wychowania każdemu ochrzczonemu. Komentując tę interpretację paryskiej nuncjatury,
o. Peter Gumpel SJ, relator sprawy beatyfikacyjnej Eugenio Pacellego, wysunął przypuszczenie,
że w kwestii „nawracania żydów” abp Roncalli był może bardziej tradycyjny niż ówczesny
papież. Właśnie w owym czasie (w 1947 r.) Pius XII polecił franciszkankom misjonarkom
oddanie dwojga pozostawionych w ich rzymskim klasztorze dzieci Żydówce, która powróciła
do judaizmu po wcześniejszym przyjęciu wraz z obojgiem chrztu. Ostatecznie jednak
również nuncjusz Roncalli nie wymagał bezwzględnego przestrzegania norm kanonicznych
o wychowaniu ochrzczonych w wierze, skoro francuski Kościół w większości przypadków
oddał wówczas uratowane dzieci pozostałym przy życiu członkom ich rodzin. Niewątpliwie
uwzględniano przy tym fakt, że udzielenie chrztu miało miejsce w zupełnie anormalnej
sytuacji, pod wrażeniem straszliwych przeżyć tamtych lat.
W 1953 r. Angelo
Roncalli został kardynałem i patriarchą Wenecji – miasta posiadającego zresztą jedną
z najciekawszych historycznie wspólnot żydowskich we Włoszech. Pięć lat później został
wybrany na Stolicę Piotrową. Dotychczasowe doświadczenia duszpasterskie i dyplomatyczne
zaowocują w pełni właśnie podczas pontyfikatu Jana XXIII, również gdy chodzi o stosunek
Kościoła do żydów.