2008-09-30 18:32:05

Przede wszystkim trzeba być matką – rozmowa z s. L. Tomczak, elżbietanką


O doświadczeniu pracy w sierocińcu w Jerozolimie rozmawialiśmy z mieszkającą na Górze Oliwnej siostrą Lidią Tomczak, elżbietanką.

- Od jak dawna żyje Siostra w Świętym Mieście?

s. L. Tomczak: Do Jerozolimy przyjechałam osiem lat temu, we wrześniu 2000 r. Dla mnie to był pamiętny rok, bo wtedy wybuchł konflikt. Wtedy też po raz pierwszy miałam kontakt z rzeczywistością, z którą nigdy wcześniej w Polsce się nie spotkałam, mianowicie, że gdzieś tam strzelają, atakują gazem, dzieci nie chodzą do szkoły, panuje taka agresja, że ludzie się boją wychodzić na ulice. Mieszkamy na Górze Oliwnej, skąd mamy widok na całą Jerozolimę. Plac Świątynny widać jak na dłoni. Obserwowałyśmy wszystko, co się działo, i bałyśmy się tych strzelanin.

- Czym się siostry zajmują na Górze Oliwnej?

s. L. Tomczak: Prowadzimy dom dla dzieci. W sierocińcu tym w większości mieszkają dzieci arabskie, choć mamy także afrykańskie, np. z Etopii. Są to dzieci chrześcijańskie oraz muzułmańskie. Dom został założony po wojnie sześciodniowej. Było wtedy dużo biedoty. Dzieci nie miały gdzie się podziać, mieszkały na cmentarzach, w jaskiniach. Były brudne i głodne. Dlatego siostry przebywające tam od 1931 r. otworzyły ten dom.

- Czyli była to szybka reakcja katolickich zakonnic na trudną sytuację, jaka zaistniała po wojnie sześciodniowej. A czy obecnie, po ostatnich zamieszkach, przybywa dzieci?

s. L. Tomczak: Pamiętam, że kiedy przyszłam, dzieci było dosyć dużo, około 40. Obecnie ich liczba zmalała, dlatego, że Jerozolima jest przedzielona murem. Arabowie z części palestyńskiej nie mają pozwolenia na przejście na drugą stronę. Dziewczynki, które są u nas, uczęszczają do szkoły prowadzonej przez hiszpańskie siostry w starej części Jerozolimy. Dyrektorka szkoły załatwia specjalne pozwolenia dla dziewcząt, które są z Autonomii Palestyńskiej. Pozwolenia te, wydawane na miesiąc, ułatwiają przeprowadzenie przez miasto. My przechodzimy, legitymując się paszportami z wizą. A ludzie, jeżeli nie mają pozwoleń, muszą siedzieć po jednej stronie. Właśnie przez to zmalała liczba naszych dzieci, bo rodzice nie mają możliwości częstego ich widzenia, jak to było kiedyś, więc je stamtąd zabierają.

- Z jakich rodzin pochodzą te dzieci?

s. L. Tomczak: Są to na ogół rodziny patologiczne, w których rodzice nie mają możliwości kształcenia swoich dzieci, są bezrobotni. Chodzi o to, by zapewnić tym dzieciom szkołę, by zobaczyły i poczuły inny świat. Ci ludzie wprawdzie mieszkają w Ziemi Świętej, ale, zwłaszcza z ust Arabów, można usłyszeć: „Siostro, ja już nie pamiętam, kiedy byłem w Jerozolimie”. Niekiedy mija nawet dziesięć czy piętnaście lat od kiedy byli tam ostatni raz.

- Co znaczy być zakonnicą w takim wieloreligijnym środowisku? Pracuje Siostra zarówno z dziećmi muzułmańskimi, jak i chrześcijańskimi. Czy Siostra milczy o Bogu, czy próbuje o Nim opowiadać?

s. L. Tomczak: Przede wszystkim trzeba być dla tych dzieci matką. One potrzebują ciepła, potrzebują zrozumienia. Staramy się dać tym dzieciom ciepło i zapewnić człowieczeństwo, by nie były ciągle wystraszone, by wiedziały np., że trzeba się uczyć.

- W rodzinie dziecko, czy to przy posiłku, czy gdy idzie spać, przystępuje do modlitwy. Czy Siostry, jako zastępcze, duchowe matki, proponują podopiecznym coś podobnego?

s. L. Tomczak: Zawsze w piątki rano mamy Mszę, odprawianą, ze względu na dzieci, w języku arabskim. Wszystkie dzieci, zarówno chrześcijańskie, jak i muzułmańskie, uczestniczą z nami w tej Mszy. Nie tylko zwyczajnie siedzą na niej, ale modlą się, czytają. Poza tym przed i po każdym posiłku jest modlitwa chrześcijańska. Dzieci modlą się też zawsze rano, przed pójściem do szkoły, jak również wieczorem. Modlitwa, po arabsku lub angielsku, jest zatem wpleciona w w ich życie.

- Czy trudna sytuacja, w jakiej żyją obecnie mieszkańcy Palestyny, Jerozolimy, odbija się jakoś na psychice tych dzieci?

s. L. Tomczak: O tak, na pewno. One są bardzo często zdenerwowane i agresywne względem władz izraelskich. To napięcie mają jakby we krwi. Powiedziałabym, że jest to reakcja na zło. Oczywiście, nie możemy powiedzieć, że przemoc stosowana jest tylko przez władze izraelskie, bo często słyszy się też o samobójczych atakach Palestyńczyków. Wszystkie te nieprzyjemne sytuacje uderzają zawsze w najsłabszych. Kiedy Palestyńczycy wysadzają się w powietrze, giną również niewinni po stronie izraelskiej, np. w barach czy autobusach. Z drugiej strony, kiedy nieraz Izrael atakuje, wysadza w powietrze domy czy strzela – także giną niewinni ludzie.

- Ile Sióstr pracuje w sierocińcu?

s. L. Tomczak: Obecnie jest nas tam cztery. Choć na Górze Oliwnej większość mieszkańców to muzułmani, cała Jerozolima należy do Izraela. Dlatego budowany jest obecnie dom filialny w Betlejem, ze względu na dzieci po drugiej stronie muru, w Autonomii Palestyńskiej. Chcemy, żeby one także miały możliwość kształcenia się i godziwych warunków, żeby mogły odreagować całą obecną sytuację.

- Czy prowadzony przez siostry ośrodek jest utrzymywany przez państwo?

s. L. Tomczak: Nie, my nie podlegamy pod państwo Izrael. Gdybyśmy mu podlegały, nie mogłybyśmy mieć dzieci spoza terenu Jerozolimy. Mamy dzieci etiopskie, które często przyjeżdżają z rodzicami. Grupa etiopska przyjeżdża do pracy, podobnie jak masa pracujących tam Polaków.

- Mieszkając w Jerozolimie osiem lat, mogła Siostra przeżywać kilka razy Wielki Tydzień. Jak wygląda Wielki Czwartek na Górze Oliwnej?

s. L. Tomczak: Zawsze, kiedy są święta, większość dzieci wraca do domu z tego względu, żeby miały kontakt z rodziną. Są dzieci chrześcijańskie, które chcą te święta przeżyć w rodzinnym gronie, dlatego, na ile jest to możliwe, przeprowadzamy te dzieci przez granicę, by mogły dostać się do swoich. Ale są i dzieci, które zostają u nas. Dla nich organizujemy coś na miejscu. Przy okazji odwiedzamy zawsze miejsca święte. Jednak zawsze jest to inne przeżycie niż w domu.

- Czy pozostało na Górze Oliwnej coś z ogrodu Getsemani, w którym był Pan Jezus?

s. L. Tomczak: Getsemani znajduje się u podnóża Góry Oliwnej. Schodząc z góry, z naszego domu, zaraz na dole mamy Getsemani. Jest tam bazylika, a w jej wnętrzu – odgrodzone miejsce, na środku przed głównym ołtarzem, gdzie modlił się Pan Jezus. W pobliżu bazyliki ocalał mały fragment starego ogrodu oliwnego. Jak sobie człowiek uświadomi, że to miejsce związane jest z naszym Zbawieniem, to jest to dla niego wielkie przeżycie.

Rozm. K. Bronk/ RV 







All the contents on this site are copyrighted ©.