2008-09-24 17:04:37

Ktoś musi ustąpić – rozmowa o sytuacji w Wietnamie z dyrektorem Agencji Informacyjnej Église d’Asie, Régisem Anouilem


- Choć w minionych latach nastąpiła poprawa sytuacji Kościoła w Wietnamie, w ostatnich tygodniach docierają do nas informacje o kolejnych demonstracjach katolików w Hanoi. Co się stało, jak Pan ocenia tę sytuację?

R. Anouil: Od kilkunastu lat Wietnam się otwiera, choć wciąż jest to ten sam komunistyczny reżim. Ale wraz z reformami gospodarczymi nastąpiło też pewne otwarcie społeczne. Kościół obrał w tej sytuacji drogę negocjacji z władzą, aby, na ile to możliwe, poszerzyć przestrzeń wolności. Trzeba pamiętać, że obecność katolików w Wietnamie jest dość znacząca. Ocenia się, że jest ich od 7 do 9 procent. Biskupi postanowili unikać konfrontacji i metodą małych kroków dążyć do wolności.

To, co dzieje się teraz w Hanoi, ma długą historię. Do grudnia ubiegłego roku demonstracje katolików były czymś nie do pomyślenia. Ale w grudniu wyszli oni na ulice. Są to manifestacje w pełni pokojowe, ale o ogromnej mocy. Po zakończeniu Mszy w katedrze katolicy udają się do położonego w pobliżu budynku dawnej delegatury apostolskiej. Dziś nie ma nuncjusza ani delegata, ale ten budynek wciąż istnieje. Od kilku tygodni, również w Hanoi, ale w innym miejscu, w parafii redemptorystów w Thai Ha, katolicy gromadzą się na manifestacjach, aby odzyskać zagrabione tereny.

- Ale od stycznia przez kilka miesięcy w Hanoi był spokój. Co się stało, że katolicy znowu wyszli na ulicę?

R. Anouil: Nie wydarzyło się nic konkretnego, ale katolicy uświadomili sobie, że droga negocjacji prowadzi donikąd, że w tych negocjacjach zostali oszukani. Od 1990 r. niemal co roku delegacja Stolicy Apostolskiej przybywa do Hanoi, aby razem z wietnamskimi biskupami negocjować z władzami. W czasie ostatniej wizyty była mowa o budynku delegatury apostolskiej. Rząd obiecał, że ten problem zostanie uregulowany. I że na razie nic się nie zmieni. To znaczy, że ani ten majątek nie zostanie natychmiast zwrócony, ani nie będzie się nim dysponować. A teraz się okazało, że władza jednostronnie narusza tę umowę. I dlatego katolicy reagują, tym razem dość stanowczo. Arcybiskup Hanoi, a także inni biskupi z północnej części kraju przypominają, że problem nie został jeszcze rozwiązany. Władze wybrały jednak rozwiązanie siłowe.

- Do czego to może doprowadzić?

R. Anouil: Bardzo trudno powiedzieć. Dziś można stwierdzić, że władze nie chcą bardzo brutalnego rozwiązania, bo gdyby tak było, już by do niego doszło. Starają się raczej prowokować katolików. Posyłają na nich młodzieżówki komunistyczne i zwykłych chuliganów, aby podokuczać katolikom, którzy się modlą i w ten sposób protestują. Władze prowokują, aby zobaczyć, jak daleko katolicy są w stanie się posunąć. A także po to, by mieć pretekst to użycia bardziej drastycznych środków. Te manifestacje są dla rządu bardzo niewygodne. Władze w Hanoi są świadome, że na wszystko zwraca uwagę opinia międzynarodowa, a zwłaszcza Stany Zjednoczone, które bardzo uważnie śledzą rozwój wolności religijnej w Wietnamie. Wiedzą zatem, że nie mogą się posunąć zbyt daleko. Z drugiej strony istnieje problem restytucji majątków zagrabionych w różnych epokach. Komuniści boją się precedensu. Obawiają się, że w ślad za katolikami pójdą protestanci, buddyści i inne organizacje społeczne, które będą domagać się zwrotu zagrabionych im terenów.

- Czy istnieje ryzyko zerwania dialogu?

R. Anouil: Trudno powiedzieć. Arcybiskup Hanoi usilnie prosi o zakończenie konfliktu. Dziś niełatwo przewidzieć, w jaki sposób mogłoby dojść do rozładowania napięcia. Chyba że jedna ze stron pójdzie na ustępstwa.

Rozm. C. Malapert/ RV







All the contents on this site are copyrighted ©.