85 lat „Gościa Niedzielnego” – wywiad z ks. M. Gancarczykiem i A.
Grajewskim
„Gość Niedzielny” ma 85 lat. Pierwszy numer tego pisma ukazał się 9 września 1923
r. Powołał go do życia ks. August Hlond, późniejszy biskup katowicki i Prymas Polski,
a wtedy administrator apostolski polskiego Śląska. Jeszcze przed wojną tygodnik osiągał
nakład 40 tys. egzemplarzy. Dziś drukowany jest w 180 tys.
O
85-leciu „Gościa Niedzielnego” z ks. Markiem Gancarczykiem, redaktorem naczelnym
tygodnika oraz dr. Andrzejem Grajewskim, wieloletnim zastępcą redaktora
naczelnego rozmawiał Łukasz Tura.
- 85 lat to dużo
czy mało?
M. Gancarczyk: Jak na warunki prasy w Polsce, to
bardzo dużo. Z obecnie ukazujących się tytułów jedynie poznański „Przewodnik Katolicki”
ma więcej, a wszystkie pozostałe o wiele mniej. „Polityka”, „Wprost” czy nawet „Przekrój”
to są tytuły dużo młodsze, więc jak na warunki historii prasy polskiej, 85 lat to
całkiem sporo. - Co z tych 85 lat zostało w aktualnie dostępnym
tygodniku, bo zmiany, jakie zaszły na przestrzeni lat, były radykalne i bardzo duże...?
M.
Gancarczyk: Ja myślę, że pozostało bardzo wiele. W pierwszym numerze, który się
ukazał 9 września 1923 r., znalazła się na pierwszej stronie odezwa, wtedy jeszcze
księdza, Augusta Hlonda, administratora apostolskiego dla Śląska; odezwa bardzo piękna,
w której ks. Hlond jakby wyznaczał cele dla „Gościa Niedzielnego”. Myślę, że przez
te 85 lat nie zmieniły się one ani trochę, co więcej, one są dzisiaj nadal aktualne.
Chodzi, po pierwsze, o pokazywanie wartości chrześcijańskich; po drugie o wnoszenie
w całą przestrzeń publiczną, w życie ludzi, rodzin, nadziei, jakiegoś pozytywnego
światła, światła Bożego. Po trzecie chodzi o nieangażowanie się w jakiś spór polityczny
po stronie takiej czy innej partii, ugrupowania czy frakcji. To wszystko nadal jest
aktualne i sądzę, że Gość z mniejszym lub większym powodzeniem, stara się tym wówczas
wyznaczonym celom nadal służyć.
- Nie zmieniła się treść, ale przez
te 85 lat zmieniła się forma. Pod tym względem cały czas staracie się
być w czołówce tygodników opiniotwórczych, także szatą graficzną staracie się przyciągnąć
uwagę współczesnego odbiorcy do treści, które chcecie przekazywać...
M.
Gancarczyk: To prawda, chociaż warto zwrócić uwagę na to, że poziom edytorski
„Gościa Niedzielnego” w latach 30. XX w. też był bardzo wysoki. On spadł ze zrozumiałych
względów dopiero po wojnie, w czasach komunistycznych. To rzeczywiście były niezwykle
trudne dla „Gościa Niedzielnego” czasy. Jednak jak się ogląda przedwojenne okładki,
to można na nie patrzeć z podziwem. Zresztą w swej książce Andrzej Grajewski bardzo
mocno na to wskazuje, szczególnie na zasługi w tym względzie ks. Siemienika, redaktora,
który działał przed drugą wojną światową. Podkreśla to, na jak solidnych podstawach
„Gość Niedzielny” był zbudowany.
- Właśnie te solidne podstawy zostały
dokładnie przebadane przez dr. Andrzeja Grajewskiego. Książka nosi tytuł „Twój Gość”
i jest to właściwie obszerna monografia pisma. Chodziło o to, żeby uczcić
jubileusz, czy w zupełnie nowym świetle spojrzeć na „Gościa”?
A.
Grajewski: Nie, jubileusz był tylko inspiracją do tego, aby spróbować wszystko
to osadzić w solidnej monografii, która będzie opierała się na rzetelnej kwerendzie
archiwalnej, a więc zarówno w archiwach kościelnych, jak i państwowych. Myślę, że
to jest rzeczywiście pierwsza taka monografia, nie tylko na gruncie kościelnym, ale
w ogóle. Powstała tak obszerna monografia pisma z ogromną tradycją, pokazująca wszystkie
jego zakręty, wzloty i upadki. Pismo było przecież zamykane przez wrogie siły, przez
okupantów oraz przez komunistów. Umiało się jednak podnieść i, co najważniejsze, zawsze
miało wiernych czytelników. - Czy były jakieś fragmenty tej
historii, które Pana jako historyka zaskoczyły?
A. Grajewski:
Z „Gościem Niedzielnym” jestem związany pracą etatową od 27 lat, a z jego publicystyką
od 29. Natomiast czy mnie coś zaskoczyło? Może okres międzywojenny. Gdy zacząłem wszystko
analizować na podstawie zachowanych dokumentów, to doszedłem na przykład do wniosku,
że wielu standardów my dzisiaj jeszcze nie spełniamy. Prosty przykład: już na początku
lat 30. 25 proc. dochodów czerpano z reklamy, a my jeszcze dzisiaj takiego wyniku
nie mamy. Było to zasługą wspomnianego już ks. Siemiennika, wybitnego redaktora, a
jednocześnie organizatora, propagatora, menadżera, człowieka, który rzeczywiście stworzył
markę „Gościa”, zakorzeniając go w parafii, czyniąc niezbędnym elementem pracy duszpasterskiej.
Przed
wojną, w tym najlepszym okresie, sprzedawaliśmy 40 tys. egzemplarzy pisma. Biorąc
pod uwagę zaludnienie i obszar ówczesnej diecezji, był to rzeczywiście świetny wynik.
A jeżeli weźmiemy pod uwagę dodatki: dla mniejszości niemieckiej czy Akcji Katolickiej,
to jednorazowy nakład „Gościa” wynosił 100 tys. Był to gigantyczny wysiłek. Zaczęto
wchodzić w parafie, nie mając dodatków diecezjalnych, bo takich możliwości nie było.
Te dodatki parafialne były wszywane do głównego grzbietu. Bez wątpienia robi to niezwykle
imponujące wrażenie.
I jeśli już mówimy o tych 85 latach naszego istnienia,
trzeba jednak powiedzieć, że komuna po prostu nam 45 lat zabrała. Jest prawdą, że
się ukazywaliśmy, ale to było mówienie półgłosem. Pismo wychodziło w bardzo zgrzebnych
warunkach edytorskich, czasami jako cztery biuletynowe strony. Do tego należy dodać
bardzo poważne ograniczenie cenzuralne. Zaskoczeniem było też, jak bardzo Komitet
Centralny PZPR interesował się nami. Dogrzebałem się w archiwach warszawskich notatek,
które mówią, że ponieważ list Episkopatu Polski jest niestosowny, to trzeba było 40
tys. nakładu Gościa ściąć. Z kolei w naszej korespondencji jest pismo Urzędu Kontroli
Prasy ds. Publikacji i Widowisk, które mówi, że zmniejszenie nakładu o 40 tys. dokonuje
się „z powodu złych warunków atmosferycznych”. Ten łańcuch przyczynowo-skutkowy w
wielu wypadkach udało się odtworzyć. To pokazuje, jak pismo było ważne, a zarazem,
jaki miało też „kaganiec” nie tylko cenzury, ale i pewnych wytycznych partyjnych mówiących,
że pewnymi tematami „Gość” nie może się zajmować. „Tygodnik Powszechny”, któremu w
tym czasie też nie było lekko, mógł o pewnych rzeczach pisać, a my, podejmując tematykę
kościelną, byliśmy po prostu ograniczani, bo cenzor mówił: nie wolno, o tym nie możecie
pisać. To okaleczało pismo w sposób ewidentny.
Rok 1989 otworzył przed nami
możliwość mówienia pewnym głosem i rozwinięcia wszystkich możliwości i potencjału,
który „Gość” w sobie posiadał i który od 45 lat był tłamszony. O tym też trzeba pamiętać,
mówiąc o jubileuszu pisma i jego długim trwaniu.
- Czego życzyć Gościowi
Niedzielnemu przy tak uroczystym jubileuszu?
M. Gancarczyk:
Odwagi we wchodzeniu w ten spór cywilizacyjny, który się toczy. Czyli z jednej strony,
odwaga i wyrazistość, a z drugiej pewna pokora wobec tych, którzy myślą inaczej. Musimy
wiedzieć, że przemawiamy w imieniu Kościoła i mamy coś ważnego do powiedzenia, że
to nasze stanowisko musi być niezachwiane, ale z drugiej strony żeby to nie przerodziło
się w wywyższanie się. Jeżeli te dwie postawy: pewność, odwaga, a z drugiej pokora,
zleją się w jakiś stop, to sądzę, że będzie dobrze.