Kościół we Francji podtrzymuje inteligencja – rozmowa z m. Teresą Jasionowicz CSFN
Francuz jest albo gorący albo zimny – mówi m. Teresa, do niedawna przełożona
generalna sióstr nazaretanek. W kontekście rozpoczynającej się podróży Benedykta
XVI do Francji w paryskim Domu Opatrzności Bożej przy rue de
Vaugirard zapytaliśmy ją o czym trzeba pamiętać oceniając francuski Kościół.
- Kiedy się patrzy na statystyki Kościoła we Francji,
może uderzyć jeden szczegół: szacuje się, że regularnie do kościoła – regularnie tutaj
znaczy raz w miesiącu – chodzi 5 % wiernych. Czy Francja przestała wierzyć?
S.
T. Jasionowicz: W oparciu o doświadczenie nie uważam, by Francja przestała wierzyć.
Jestem przekonana, że ci, którzy wierzą, wierzą bardzo głęboko, a ci, którzy nie wierzą,
są przekonani, że nie mają w co wierzyć. Więc tutaj jest według mnie tak, że Francuz
albo jest gorący, albo zimny. Jak jest zimny, to odchodzi, a jak jest gorący, to wierzy
w pełnym tego słowa znaczeniu. Wierzący Francuz będzie takim na ulicy i często go
można rozpoznać. Będzie wierzącym w pracy, nie oszuka, nie będzie kłamał, nie będzie
nieuczciwy. Francuz będzie wierzącym w kinie i oczywiście w przychodzeniu na Mszę
św.
Udział Francuzów w Mszy św., może procentowo mały, to jednak udział totalny.
Oni naprawdę modlą się, uczestniczą i widać z ich twarzy, oczu, zachowania, że są
to ludzie, którzy czczą Boga. Dwie nasze siostry, które powróciły teraz do Polski,
były tutaj przez dwa miesiące i mówiły, że wyjeżdżają z wielką radością, bo widziały
Francję rozmodloną – głównie księży, którzy odprawiali Mszę św. dla tych młodych sióstr
przyjeżdżających z Polski. Kapłan przy ołtarzu tutaj we Francji – tak one powiedziały
– jest jakby uosobieniem Chrystusa. On nie tylko odprawia, ale kontempluje sprawowaną
liturgię i tym swoim głębokim przekonaniem pociąga lud, który – mniej czy bardzie
licznie – obecny jest w kościele.
Chciałabym podkreślić, że we Francji Kościół
podtrzymuje inteligencja. Tutaj do Kościoła należą ludzie najbardziej wykształceni:
wielcy filozofowie, profesorowie Sorbony i inni. Wydaje mi się, że ten rozum oświecony
wiarą, czy wiara poszukująca zrozumienia – fides quaerens intellectum – bardzo
jasno się tutaj przedstawia. Jestem przekonana, że przyjazd Ojca Świętego – na który
Francja bardzo się przygotowuje i bardzo głęboko rozpoznaje w Papieżu Piotra naszych
czasów – jeszcze pobudzi Francję, zwłaszcza młodzież francuską, do refleksji nad wiarą
i do jej pogłębienia.
Znakiem żywej wiary jest także młodzież. Ona chodzi
do Chartres, po pięć tysięcy młodych idzie w deszczu, w słocie, pośród takich różnych
niedogodności klimatycznych – idzie i modli się. Oni wtedy poszczą, milczą, a jak
śpiewają, to naprawdę z serca. Na przykład przed przyjazdem Ojca Świętego we wszystkich
większych kościołach do 12:00 w nocy będą czuwali na modlitwie głównie młodzi i ich
nikt do tego nie musi zachęcać. Oni wiedzą, że powinni Piotrowi naszych czasów, Benedyktowi
XVI, pokazać to, co mają w sercu. Oni chcą go przyjąć jako ojca, jako pasterza, jako
tego, kto prowadzi lud Boży do Chrystusa. Opierając się na konkretnych przykładach
myślę zatem, że aby poznać duszę Francji, trzeba poznać ludzi indywidualnie.
-
Czy Matka spotkała osobiście takie przykłady, takich ludzi autentycznie żyjących
wiarą? S. T. Jasionowicz: Niedawno do naszego domu przychodziła
pani Bernardette, Francuzka i prosiła nas o modlitwę, bo umierała jej córka, młoda,
40-letnia kobieta, matka kilkorga dzieci. Ta pani mówiła o tym z jakimś nadprzyrodzonym,
głębokim wzruszeniem. Powiedziała tak: „Moja córka umiera, ja się modlę i proszę siostry
o modlitwę, ale jeżeli Bóg zechce ją zabrać, ona jest Jego, On ją stworzył, ja byłam
tylko pośredniczką, dając jej życie fizycznego”. W końcu jej córka umarła. Kiedy ta
pani przyszła do nas, aż bałam się zejść na dół, żeby się z nią przywitać i złożyć
jej kondolencje, a ona uśmiechnięta mówi: „Beatrice patrzy z nieba na nas, ona już
jest po tamtej stronie, a my tutaj płaczemy po niej, wspominamy, ale też idziemy w
tamtym kierunku”.
Mamy przykłady tak głębokiej wiary, tak głębokiego przekonania.
Świadczą, że łaska, którą na Chrzcie św. otrzymali, działa w nich, że jest to moc,
energia, do której trzeba ciągle zwracać i po nią sięgać. Te osoby, czasem należące
do najwyższych klas społecznych, dały nam przykład, że Francja, jako najstarsza Córka
Kościoła, naprawdę do niego przynależy. Może nie ma ich wielu, ale to są autentyczni
katolicy.
Nasz znajomy, profesor Sorbony, wychowywał swoje dzieci tak, że
co wieczór czytał im Ewangelię. Kiedy ojca ani matki nie było w domu, ktokolwiek ich
zastępował przy dzieciach, musiał im przed pójściem na spoczynek przeczytać urywek
Ewangelii i tak te dzieci rosły. W Wielkim Poście jeździły do Solesmes, żeby razem
z benedyktynami przeżywać Triduum Paschalne. To z nimi miałyśmy takie wydarzenie w
Lourdes. Ci państwo mają czterech synów. Jeden z nich, Antoine, miał pierwszą Komunię
świętą w Roku Maryjnym i jego rodzice chcieli, by przyjął ja w Lourdes i w ten sposób
związał się z Matką Najświętszą. Po Komunii, którą przyjął z wielkim nabożeństwem,
przyszli do nas do domu. Siostry przygotowały bardzo ładne podarunki, jakąś malutką
statuę Matki Najświętszej, a mały, może 5-letni chłopiec, mówi tak: „Ja już teraz
nic nie rozumiem. Antoine otrzymał Pana Jezusa dzisiaj rano. Czy on potrzebuje jeszcze
tych rzeczy?” i patrzy ze zdumieniem. Czyli temu dziecku już zostało jakoś dane, wpojone
w serce, kim jest Jezus i że On wystarcza, że On jest naprawdę naszym życiem.
-
Skoro wiara potrafi się tak głęboko wyrażać w przeżyciach indywidualnych,
w codziennym życiu, czy są jakieś znaki, że potrafi być również przeżywana
wspólnotowo? Czy są pielgrzymki, tętniące życiem sanktuaria?
S.
T. Jasionowicz: Proszę pójść na Rue du Bac. Codziennie prawie zawsze, o każdej
godzinie, kościół jest pełny. Ludzie się modlą. Ponieważ Matka Najświętsza mówiła,
że z tego ołtarza spłyną wszelkie łaski, to po Mszy św. ludzie jak rzeka płyną pod
ołtarz, klęczą, całują ziemię, modlą się, zupełnie nie widząc, co się dzieje koło
nich. A Sacré-Coeur? Ile tam modlitwy, kontemplacji, dni skupienia – a przychodzą
tam osoby świeckie. Jakie wielkie jest odrodzenie wśród ludzi świeckich, którzy szukają
domów na dni skupienia w weekendy albo na rekolekcje wielkopostne. Spotykamy ich i
uważamy, że taka wiara utrzyma Kościół, choćby wierzących było mniej. A jest ich mniej,
bo laicyzacja, jak wiadomo, jest wszędzie duża i, jak mi się wydaje, bardzo zredukowała
liczbę wierzących. Jednak jeżeli wystarczyło 12 apostołów, żeby na cały świat przekazać,
przenieść Jezusa, to myślę, że ci Francuzi będą zaczynem, by wiara stała się życiem
tego kraju.
Wydaje mi się zatem, że nie można określać narodu, opierając się
na statystykach, tylko trzeba się przyjrzeć duszom tych ludzi, bo każdy z nich jest
autentycznym chrześcijaninem i pokazuje, czym jest dla niego wiara, jak on tę wiarę
w praktyce realizuje. Ta wiara dla nich jest skarbem. Kościoły może nie są pełne,
ale w Wielką Sobotę, gdy chodzimy do Saint-Sulpice, jest tam prawdziwa manifestacja
wiary. To olbrzymi kościół. całe Triduum Paschalne jest w tym kościele przepiękne.
Przychodzi tam prawie sama inteligencja. Nie chcę źle się wyrażać o innych warstwach
społeczeństwa, ale tylko powiedzieć, że tutaj rozum jest oświecony wiarą. Po liturgii
Wigilii Paschalnej wszyscy wychodzimy z zapalonymi świecami na miasto i celebrans
zawsze mówi: „Proszę nieść to światło na ulice, do ludzi”. Ludzie wychodzą i śpiewają:
”Alleluja! Chrystus zmartwychwstał!”. To się dzieje o pierwszej czy drugiej w nocy.
Oni się nie krępują, śpiewają, ich dusze są rozradowane zmartwychwstałym Chrystusem.
Może takie przykłady nie są wystarczające, ale według mnie to jest dusza Francji.
Nie można jej określać inaczej, jak według tego, co się widzi, jak przeżywają wiarę
konkretni chrześcijanie, konkretni katolicy. Na przykład seminarzyści to często powołania
z wyższych grup społecznych. Jesteśmy w kontakcie z seminarium. Zgłaszają się tam
nieraz ludzie będący już adwokatami czy wyższymi urzędnikami państwowymi. zostawiają
wszystko i idą za Chrystusem. Widać umysłową elitę, która dla Chrystusa zrzeka się
możliwości i kariery i przychodzi, by Mu służyć. Powiem znowu, że może jest ich mniej,
jednak nie ilość, tylko jakość wydaje mi się w tej chwili najważniejsza.