Dlatego też, jak przez jednego człowieka grzech wszedł do świata, a przez grzech
śmierć, i w ten sposób śmierć przeszła na wszystkich ludzi, ponieważ wszyscy zgrzeszyli...
(Rz 5,12), pisał św. Paweł do chrześcijan w Rzymie.
Nie będziemy wdawali się
w interpretację tego trudnego do wytłumaczenia tekstu, który na domiar złego pozostaje
niedokończony. Biblia Tysiąclecia tak uzupełnia ten tekst: tak dzięki drugiemu
Adamowi, Jezusowi Chrystusowi, dźwignął się z niej, uzyskując usprawiedliwienie i
drogę do zbawienia.
Niezależnie jednak od interpretacji, zdanie to zawiera
treść fundamentalną dla naszego życia: na każdym z nas ciąży grzech naszych pierwszych
rodziców. Stwierdzenie to nazwał chyba Schopenhauer najważniejszym dla człowieka stwierdzeniem.
I miał dużo racji.
Żyjemy rozdwojeni: pragniemy dobra, jest w nas jakieś bardzo
głębokie jego pragnienie, a równocześnie popełniamy zło. Potwierdza to Owidiusz, gdy
pisze: widzę rzeczy najlepsze, i potwierdzam je, a idę za najgorszym. Nie jesteśmy
bohaterami ani wzorami cnót. Nawet święci załamywali się i upadali, podnosili się
i znowu upadali. To ten grzech sprawia, że zupełnie niespodziewanie w decydującym
momencie możemy zawieść. Manekiny popularnych bohaterów filmowych czy manekiny hagiograficzne
– świętych, którzy od łona matki aż do śmierci są tylko bohaterscy i tylko święci,
są zwyczajną nieprawdą. Takimi na pewno nie są ludzie.
Jeden z księży powtarzał
swoim penitentom: trzeba przyjąć nasz los ludzki – fakt, że jest się takim, a nie
innym. Przyjąć pokornie swoją słabość to jednak bynajmniej nie znaczy zaakceptować
ją biernie. Świadomość słabości może stać się motywem napędzającym życie, dynamizującym
je, napełniającym je dobrem. Bo wiemy, że wprawdzie pierwszy Adam zgrzeszył, ale po
nim przyszedł drugi, który odkupił grzech pierwszego Adama: jeden sprowadził grzech,
drugi z niego odkupił. I ta świadomość podnosi nas z upadku i dodaje siły do ciągłego
podnoszenia się z upadków. Trzeba więc wpatrywać się winę Adama, bo ona wyjaśnia naszą
słabość, ale widzieć ją w perspektywie drugiego Adama, który dodaje siły by z niej
się wyrwać.