R. Zarzeczny SJ: "O książkach w starożytności i w mniszej celi" (I)
Nasze najbliższe audycje z cyklu "Ex Oriente lux" będą nieco odbiegać od dotychczasowych.
Tym razem bowiem nie zamierzam zatrzymywać się przy jednym tylko z Ojców pustyni,
a za to chciałbym opowiedzieć o tym, co łączyło niektórych. Mówić zatem będziemy o
książkach, które mnisi trzymali w swej celi.
Zanim jednak przejdziemy do ichniejszych
lektur, powiedzmy najpierw nieco szerzej o samym piśmiennictwie antycznym. Wspominaliśmy
już kiedyś, że książki w starożytności były towarem luksusowym. Istotnie, to dopiero
w naszych błogosławionych czasach prawie każdy może sobie pozwolić na zakup całej
książki, choćby od czasu do czasu. Wielkie biblioteki publiczne i akademickie, obejmujące
nierzadko setki tysięcy tomów uważamy dziś za rzecz normalną, a i posiadanie domowej
biblioteczki, w której gromadzimy ulubione lektury, książki zwyczajnie potrzebne i
użyteczne w życiu codziennym - to przecież też całkiem dobry i już właściwie naturalny
obyczaj - oby jak najpowszechniejszy. Ale musimy sobie uświadomić, że w czasach, które
tutaj nas interesują, a więc w u schyłku starożytności, bynajmniej tak nie było.
Po
pierwsze wszystko co było związane z procesem pisania i publikowania zapisanych tekstów
było niezwykle kosztowne. Kosztowały przede wszystkim materiały piśmiennicze. Najpopularniejszym
i najtańszym były zwykłe tabliczki gliniane, które powlekano woskiem, a pisało się
na nich zwykłym rylcem. Materiał ten był jednak bardzo nietrwały, mógł więc służyć
jedynie do stenografowania rozmów i dyktowanych tekstów, jako pomoc w szkole i w urzędach.
Natomiast nie dało się w ten sposób przechowywać dokumentów, zwłaszcza gdy trzeba
było liczyć na ich niezmienność i trwałość. Do tego bowiem w starożytności służył
papirus i pergamin.
Kartki papirusu wyrabiano ręcznie z młodych pędów trzciny
papirusowej pochodzącej znad Nilu, które najpierw miażdżono i rozdzielano na mokro,
potem łączono poszczególne włókna w formę płaskiej plecionki wielkości strony zeszytowej.
Tak uzyskane kartki suszono i wygładzano pumeksem oraz kredą. Łatwo było na nich pisać,
jednak nadal był to materiał stosunkowo nietrwały. Służył więc przede wszystkim do
codziennego użytku, wtedy gdy nie wystarczyło powiedzieć słowo, ale trzeba je było
utrwalić, a więc na przykład gdy pisano listy lub gdy zawierano kontrakty handlowe,
ale przecież także gdy zapisywano myśli i gdy kopiowano inne ważne teksty. Papirus
jednak ma tę błogosławioną cechę, że choć łatwo niszczeje pod wpływem wilgoci, to
jednak świetnie konserwuje się w suchym piasku. W ten sposób i dziś, po upływie setek
a nawet tysięcy lat, archeolodzy na pustyni Libijskiej i w Egipcie odkrywają co rusz
to nowe świadectwa piśmienniczej działalności naszych przodków. Tak na przykład przechowały
się fragmenty korespondencji handlowej, jaką prowadzono w Afryce północnej w trzecim
wieku, papirusy z tekstami magicznymi z wieku piątego a przede wszystkim bezcenna
biblioteka gnostycka z Nag Hammadi w Środkowym Egipcie, która w czwartym wieku musiała
należeć do któregoś z okolicznych klasztorów. Te ostatnie pisma znalazł przypadkowo
jakiś egipski pasterz w latach czterdziestych ubiegłego stulecia. Ale przecież i w
ostatnich czasach także polscy archeolodzy szczęśliwie odkrywają zwoje i księgi papirusowe
zagrzebane w piaskach pustyni, niekiedy zawierające teksty dobrze nam znane, ale czasami
także dzieła zupełnie nowe i oryginalne.
Innym materiałem piśmienniczym, trwalszym
ale i znacznie kosztowniejszym od papirusu, był w starożytności pergamin. Jego nazwa
pochodziła od greckiego miasta Pergamon, położonego w dzisiejszej zachodniej Turcji,
gdzie go wyrabiano, świetnej jakości, na potrzeby tamtejszej biblioteki. Materiał
ten przywędrował jednak ze Wschodu, prawdopodobnie z Babilonii, i chociaż posługiwano
się nim niemal od zarania dziejów to jednak spopularyzował się dopiero w epoce hellenistycznej,
wypierając stopniowo acz skutecznie papirus, który to materiał w Europie ostatecznie
stał się zupełnie nieosiągalny w siódmym wieku, po zagładzie chrześcijańskiej cywilizacji
nad Nilem. Pergamin natomiast można było produkować wszędzie, wyrabiano go bowiem
ze skór zwierzęcych, głównie kozich, cielęcych i baranich, a przecież zwierzątka te
w całym starożytnym i średniowiecznym świecie powszechnie hodowano na mleko i mięso.
Tak pozyskaną skórkę trzeba było jednak najpierw wyprawić, dokładnie oczyścić z sierści,
wysuszyć i wyszlifować. Proces był długi i mozolny, ale za to po jego zakończeniu
otrzymywało się cienki płat skóry, z którego można było wyprodukować nawet do sześciu
kart pergaminu in folio, jasnych i gładkich. Materiał ten był bardzo trwały
i odporny, można go było zapisywać z obu stron, można było zszywać w długie rulony
lub składać w tak zwane kodeksy, czyli w formę dobrze nam znanej książki. A jeśli
jego treść znudziła się właścicielowi, można go było zeszlifować pumeksem i zapisać
raz jeszcze. Tak powtórnie wykorzystany pergamin nazywamy palimpsestem.
Do
zapisywania tekstu tradycyjnie używano atramentu wyrabianego z pewnego gatunku małż.
Można też było stosować różnobarwne inkausty. Tekst zapisany na pergaminie dodatkowo
jeszcze dawało się ozdabiać i upiększać. Pergamin był więc materiałem pożądanym i
luksusowym, przeznaczonym na księgi i zwoje, których wartość wykraczała poza codzienne
potrzeby. Wszystko to razem wzięte było niezwykle drogie, poza może jedynie trzcinowymi
patyczkami, które służyły za pióro. Droga była też rękopiśmienna siła robocza. Nie
każdy zatem mógł pisać, ale i nie każdy umiał czytać. O tym jednak mówić będziemy
w następnej audycji.