Obok Polski szczególnym miejscem zagłady Żydów podczas drugiej wojny światowej była
Ukraina. W latach 1941-1944, czyli od rozpoczęcia wojny Hitlera ze Stalinem aż do
końca niemieckiej okupacji na tym obszarze, zginęło ich tam ponad półtora miliona.
Na Ukrainie nie tworzono obozów zagłady. Tylko jedną piątą ukraińskich Żydów wywieziono
do obozów na terenach polskich – głównie do Bełżca, Sobiboru i Oświęcimia. Natomiast
większość rozstrzelano na miejscu.
Sięgnijmy do opublikowanych niedawno wspomnień
Krystyny Bryk z domu Budyńskiej, dziś mieszkanki Kłodoboku (w pow. nyskim) na Opolszczyźnie.
Urodzona przed 83 laty (18 czerwca 1925 r.) w Krzywczu Górnym na Podolu, nieopodal
ówczesnej granicy polsko-rumuńskiej i polsko-radzieckiej, spędziła tam pierwszych
20 lat życia. W miasteczku było wielu Żydów.
„Od wiosny 1943 roku do kwietnia
roku 1944 pomagałam moim rodzicom, Józefowi i Annie Budyńskim, ukrywać w naszym gospodarstwie
dwie Żydówki, moje koleżanki szkolne. Siostry Betty i Molly Bluhman przeżyły dzięki
temu wojnę, a po jej zakończeniu wyjechały do USA, gdzie wyszły za mąż i założyły
rodziny. W sąsiadującym z nami gospodarstwie moja ciocia, Celina Toporowska, ukrywała
ich matkę Sheindel i brata Josefa oraz jeszcze innego mężczyznę. Kiedyś zostali oni
zauważeni przez ukraińskiego sąsiada, który doniósł policji o swoim odkryciu. Przybyły
na miejsce policjant ukraiński zastrzelił całą trójkę bezpośrednio w gospodarstwie
Toporowskich. Moja matka pomogła także w uratowaniu życia mężczyzny o nazwisku Seile
Semmel. Ukrywał się on w Krzywczu Górnym razem z grupą dziesięciu osób w zabudowaniach
Ukraińca Iwana Puszkara. Na prośbę Semmela matka kupowała wielokrotnie mięso cielęce,
przyrządzała posiłki i dostarczała je Semmelowi za pośrednictwem Puszkara. Przed wojną
rodzice utrzymywali bliskie i przyjazne stosunki z mieszkańcami Krzywcza narodowości
żydowskiej, korzystając często z ich sąsiedzkich porad dotyczących zdrowia, mody,
prowadzenia domu i gospodarstwa rolnego. Po wyzwoleniu Krzywcza przez Armię Czerwoną
spotkania kilku ocalałych od zagłady Żydów z Krzywcza odbywały się wielokrotnie w
naszym domu”.
Słowa Krystyny Bryk dobrze oddają złożoność sytuacji na okupowanej
przez Niemców Ukrainie. Dowiadujemy się o Polakach ukrywających Żydów, o Ukraińcu
składającym donos, o ukraińskim policjancie zabijającym ukrywanych, ale też o ukrywającym
dziesięcioosobową grupę Żydów Ukraińcu, któremu w ich wyżywieniu pomagała Polka. Widzimy
więc, że ukraińskiej współpracy z hitlerowcami nie można generalizować. Sytuacja była
tam bardziej złożona, aniżeli w rdzennej Polsce. Wojska niemieckie wkroczyły na te
tereny po sowieckiej okupacji – ponad półtorarocznej w Galicji Wschodniej i na Wołyniu,
a dwudziestoletniej w pozostałych częściach Ukrainy. Wielu mogło to odczuwać jako
wyzwolenie, a Niemcy łudzili początkowo Ukraińców, że pozwolą im stworzyć niepodległe
państwo. Na stosunek do Żydów rzutował też fakt komunistycznych przekonań niektórych
z nich i wiążącego się z tym udziału w sowieckim aparacie władzy. Poza tym ukraińska
tradycja niepodległościowa nawiązywała do siedemnastowiecznego powstania Bohdana Chmielnickiego,
obciążonego kozackimi pogromami ludności żydowskiej. U ich źródła nie leżał zresztą
wcale rasizm, tylko napięcia społeczne. Mordowano zarówno Żydów, jak księży katolickich,
uważając jednych i drugich za sojuszników polskiej szlachty uciskającej ukraińskich
chłopów. To właśnie z rąk kozackich poniósł śmierć męczeńską św. Andrzej Bobola.
Przypadki
kolaboracji w czasie drugiej wojny światowej zdarzały się nie tylko na Ukrainie, ale
i w Polsce. Wspomnijmy tu donosicieli, szmalcowników czy niektórych, choć przecież
nie wszystkich, policjantów – tak polskich, jak i żydowskich. Trzeba jednak pamiętać,
że nie brakło Ukraińców z poświęceniem ratujących Żydów. Przypomnijmy tylko, że wśród
krajów, których mieszkańcom izraelski Instytut Pamięci Narodowej „Yad Vashem” w Jerozolimie
przyznał tytuł „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”, Ukraina zajmuje czwarte miejsce
– po Polsce, Holandii i Francji. Otrzymało go tam ponad 2 tys. osób – w tym część
pośmiertnie. Drzewko „Sprawiedliwego” w jerozolimskim Yad Vashem otrzymał np. o. Klemens
Szeptycki, brat metropolity Andrzeja. Zmarłego w 1951 r. w sowieckim więzieniu przełożonego
greckokatolickiego zakonu studytów Jan Paweł II beatyfikował przed siedmiu laty (w
2001 r.) we Lwowie wraz z innymi ukraińskimi męczennikami XX wieku.
Proponowano
też, by odznaczyć tytułem „Sprawiedliwego wśród Narodów Świata” abp. Andrzeja Szeptyckiego.
Instytut „Yad Vashem” kilkanaście razy odmówił, zarzucając mu rzekome popieranie hitlerowców.
Zaciążyła tu jego „czarna legenda”, spreparowana przez sowiecką propagandę. To prawda,
że kiedy w 1941 r. Niemcy wkroczyli do Lwowa, greckokatolicki metropolita zaapelował
do Ukraińców o poddanie się nowej władzy. Równocześnie jednak wzywał do poszanowania
praw wszystkich bez względu na wyznanie i narodowość, chcąc zapobiec pogromom tak
Żydów, jak i Polaków. Prawda, że mianował kapelanów dla Ukraińców zaciągniętych do
SS-Galizien, była to jednak decyzja duszpasterska, a nie polityczna. Uratowany przez
Szeptyckiego jako żydowskie dziecko prof. Adam Daniel Rotfeld, były polski minister
spraw zagranicznych, słusznie zauważył, że Instytut „Yad Vashem” mimo przyjętej zasady
nie nadawania tytułu „Sprawiedliwego” tym, którzy popierali faszystów, przyznał go
za ratowanie Żydów Oskarowi Schindlerowi. A przecież należał on do partii hitlerowskiej
i został nawet wyróżniony Złotą Odznaką NSDAP.
Pod koniec sierpnia 1942 r.
metropolita Szeptycki tak pisał do Piusa XII: „Uwolnieni przez armię niemiecką spod
jarzma sowieckiego, odczuliśmy pewną ulgę, która jednak nie potrwała dłużej jak miesiąc
czy dwa. Stopniowo władze wprowadziły reżim terroru i korupcji doprawdy niewiarygodny,
który staje się z dnia na dzień coraz cięższy, coraz bardziej nieznośny. Dziś cały
kraj zgodnie przyznaje, że reżim niemiecki – może w jeszcze większym stopniu niż bolszewicki
– jest zły, niemal diabelski. Od co najmniej roku nie ma dnia, w którym by nie popełniano
najstraszniejszych zbrodni, zabójstw, kradzieży i rabunków, konfiskat i malwersacji.
Żydzi są ich pierwszymi ofiarami. Liczba Żydów zabitych w naszym niewielkim kraju
przekroczyła już z pewnością dwieście tysięcy. W miarę jak armia posuwała się do przodu,
wzrastała liczba ofiar. W Kijowie w ciągu niewielu dni dokonano egzekucji do 130 tys.
mężczyzn, kobiet i dzieci. Wszystkie ukraińskie miasteczka były świadkami takich masakr
i trwa to już od roku. Władze wstydziły się początkowo tych nieludzkich aktów niesprawiedliwości
i usiłowały zapewnić sobie dokumentację, która by dowodziła, że sprawcy tych zabójstw
to mieszkańcy kraju czy bojówkarze. Z czasem zaczęto zabijać Żydów na ulicach, na
oczach całej ludności i bez najmniejszego wstydu. Oczywiście masy chrześcijan, nie
tylko ochrzczonych Żydów, ale, jak ich określają, «aryjczyków», również padły ofiarą
nie mających uzasadnienia zabójstw (…) Wszyscy przewidujemy, że reżim terroru będzie
narastał i obróci się z jeszcze większą siłą przeciw chrześcijanom ukraińskim i polskim.
Kaci bowiem, nawykli do masakrowania Żydów, tysięcy niewinnych ludzi, przyzwyczaili
się widzieć, jak płynie krew, i są spragnieni krwi (…) Myślę, że wśród mordowanych
Żydów jest wiele dusz nawracających się do Boga, gdyż już od wieków nie znajdowali
się oni nigdy tak jak teraz w oczekiwaniu na możliwość gwałtownej śmierci, nieraz
całymi miesiącami, zanim wreszcie nie nadeszła (…) W obozach koncentracyjnych giną
codziennie setki ludzi, a w ciągu niewielu miesięcy umiera większość więźniów (…)
Ten system Wasza Świątobliwość zna o wiele lepiej, niż my wszyscy. To system kłamstwa,
oszustw, niesprawiedliwości, grabieży, karykatury wszelkich idei cywilizacji i porządku.
To system egoizmu posuniętego do absurdu, narodowego szowinizmu zupełnie szalonego,
nienawiści do wszystkiego, co uczciwe i piękne. Ten system stanowi coś tak niebywałego,
że zdumienie jest chyba pierwszym uczuciem, jakiego się doznaje na widok tej potworności.
Do czego ten system doprowadzi nieszczęsny naród niemiecki? Będzie to musiała być
degeneracja rasy nieznana dotychczas w historii”.
Abp Szeptycki nie tylko surowo
oceniał w liście do Papieża poczynania hitlerowców, ale też doprowadził do uratowania
co najmniej 150 Żydów różnej płci i wieku. Przykuty już od 1929 r. do wózka inwalidzkiego,
korzystał przy tym stale z pomocy swego brata Klemensa, którego postawił na czele
założonych przez siebie studytów. Braciom Szeptyckim i kierowanym przez nich instytucjom
kościelnym prócz wspomnianego ministra Rotfelda zawdzięczają życie m.in. osiadła później
w Londynie Lili Pohlmann z domu Stern, inicjatorka dwóch warszawskich pomników Janusza
Korczaka, oraz dwaj synowie zabitego przez Ukraińców rabina lwowskiego Ezekiela Lewina
(, Kurt i Natan). Metropolita Andrzej chciał też ukryć w swym pałacu przy lwowskiej
katedrze greckokatolickiej św. Jura ich ojca, z którym był zaprzyjaźniony, ale ten
pragnął wrócić do swych współwyznawców i został wkrótce jako jeden z pierwszych zamordowany.
Arcybiskup ocalił również dwóch synów głównego rabina Katowic, Kalmana Chameidesa.
Wśród tych, którzy pomagali mu w takich działaniach, znaleźli się nawet Niemcy. Jednym
z nich był Max Kohl, przedsiębiorca przybyły do Lwowa ze Stuttgartu, który w swoim
zakładzie szyjącym skórzane płaszcze dla gestapo zatrudniał Żydów, ratując ich podobnie,
jak jego rodak Oskar Schindler w Krakowie. W toczącym się obecnie procesie beatyfikacyjnym
zmarłego w 1944 r. Andrzeja Szeptyckiego zeznawali też ocaleni przez niego Żydzi.