Polska musi być przygotowana na rosnące zjawisko migracji - rozmowa z abp. Marianem
Gołębiewskim
W Rzymie zakończyły się obrady XVIII sesji plenarnej Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa
Migrantów i Podróżujących na temat „Rodzina w obliczu migracji”. Podkreślono potrzebę
otwartości duszpasterskiej na rodziny imigrantów, zalecono opracowanie konkretnych
wskazań na szczeblu Kościołów lokalnych. Członkiem tej dykasterii jest metropolita
wrocławski, abp Marian Gołębiewski.
Co przyniosły
trzy dni obrad blisko czterdziestoosobowego gremium, licząc z ekspertami?
Abp
M. Gołębiewski: Cała problematyka skupiona była na rodzinie wobec wielkiej mobilności
współczesnego człowieka, wobec całych fal ludzi, którzy wyruszają w świat czy to w
poszukiwaniu pracy, czy przygód, czy zmuszeni do tego, żeby zostawić swój dom czy
strony ojczyste. To wiąże się również z bardzo dużym zagrożeniem dla rodziny jako
takiej, a tym bardziej dla rodziny katolickiej. Cała problematyka skupiała się wokół
tego problemu: jak ratować tradycyjne i fundamentalne zarazem wartości rodziny. Z
tym się łączy problem życia sakramentalnego, problem małżeństw mieszanych, handel
żywym towarem i wiele pochodnych kwestii.
- Rodziny zmusza najczęściej
do migracji konieczność - doświadczaliśmy tego również w Polsce. Ludzie
wyjeżdżali kiedyś za chlebem, obecnie - jeżeli nie ma na miejscu pracy
- żeby utrzymać rodzinę. Wiąże się to z konkretnymi konsekwencjami. Czy pojawiły się
jakieś podpowiedzi, na przykład jak duszpastersko reagować na to zjawisko?
Abp
M. Gołębiewski: Są kraje, gdzie jest to naczelnym problemem, bo chodzi o regiony
o niezwykłej mobilności, o przewijającej się wielkiej fali turystyki. Tam duszpasterze
są pod tym względem lepiej przystosowani niż my w Polsce, którzy doświadczamy początków
tego ruchu, chociaż on coraz bardziej się umacnia i potęguje. W pierwszym rzędzie
konferencje episkopatów muszą w swoich komisjach do spraw migracji dobrać ekspertów,
którzy będą na te sprawy zwracać uwagę i przygotowywać odpowiednie wytyczne. To jest
postulat, który wynosimy z tych obrad, bo bez fachowego przygotowania nie da się nic
zrobić. Ludzie jadą w nieznane, wpadają nieraz w takie sytuacje, których by nikt z
najśmielszą wyobraźnią nie przewidział. Z tego trzeba wyciągać wnioski i szukać jakichś
wytycznych duszpasterskich, żeby do tych ludzi docierać. Otwartość pasterska musi
istnieć na co dzień.
- Wytyczne pojawiają się z góry i dobrze, że są, natomiast
otwartość duszpasterska reaguje na to, co nieraz przychodzi z dołu. Ksiądz Arcybiskup
ma we Wrocławiu duszpasterstwo niemieckojęzyczne, angielskojęzyczne. Czy są jakieś
kolejne potrzeby?
Abp M. Gołębiewski: W tej chwili może jeszcze
nie, ale duszpasterstwo anglojęzyczne zostało przyjęte z wielkim zadowoleniem. Bardzo
chętnie przychodzą tam ludzie, którzy pracują w różnych firmach, a znają język angielski,
chociażby to nie był ich własny język i korzystają z posługi duszpasterskiej. Jeśli
chodzi o niemieckie duszpasterstwo, to istnieje mała wspólnota niemiecka, która zachowała
swój język, dlatego to nie jest nic dziwnego. Ciekawostką jest niewielka grupa muzułmanów;
oni są jeszcze trochę zamknięci, radzą sobie, tym bardziej, że jest to inna religia.
Ale gdy się wyłoni jakaś inna potrzeba, to trzeba będzie myśleć jak jej zaradzić.
Są co prawda Koreańczycy, którzy pracują w dużej firmie LG, ale oni zwykle są katolikami,
więc mamy problem rozwiązany poprzez język angielski czy, gdy się nauczą naszego,
to poprzez duszpasterstwo w języku polskim.
- Księże Arcybiskupie,
w skali krajowej pojawiają się nowe formy duszpasterstwa, np. praca wśród Wietnamczyków.
Czy jest potrzeba pracy z innymi grupami narodowościowymi?
Abp
M. Gołębiewski: Myślę, że tych grup będzie coraz więcej. Po wejściu do strefy
Schengen, kiedy łatwiej się można przemieszczać, musimy być na to przygotowani. Przede
wszystkim jest pas przygraniczny ustalony przez nasz rząd z rządem ukraińskim. Nawet
jeśli ostatecznie nie został on jeszcze zaakceptowany przez Unię Europejską, to zapewne
musimy się spodziewać, że zawita do nas sporo ludzi z tego kraju. Obywatelom Ukrainy
opłaca się pracować w Polsce, gdyż w porównaniu z własnym krajem zarobią u nas dużo.
Polacy natomiast umieją liczyć i jadą gdzie indziej. Co prawda ostatnio mówi się,
że i wracają. Tak jest też we Wrocławiu, gdzie ludzie przeliczając zarobki zaczynają
wracać np. z Anglii, po spadku wartości funta.
- Co by Ksiądz Arcybiskup
powiedział ludziom, którzy już założyli rodziny, a uważając, że stopa życia w Polsce
jest zbyt niska chcą wyjeżdżać, często decydując się przy tym na rozłąkę?
Abp
M. Gołębiewski: Fenomen migracji czy emigracji w Polsce jest dość dawny. Powiedziałbym
nawet, że Polacy lubią emigrować. Mają to w naturze. Zmuszała ich do tego historia.
Była emigracja zarobkowa do Stanów Zjednoczonych w latach 1905-1906. W tym samym czasie
pewna część Polaków wyjechała na Syberię nie jako zesłańcy, ale po propozycji ministra
Piotra Stołypina, by cudzoziemcy wzięli sobie tyle ziemi ile uprawią, czy lasów ile
wykarczują, pojechali żeby się dorobić. Tam po rewolucji bolszewickiej zostali. Do
dziś 100 km na północ od Irkucka jest wieś Wierszyna, zamieszkała przez Polaków. Były
też emigracje polityczne, po powstaniach. Np. w Paryżu słynny Hotel Lambert, gdzie
wokół księcia Adama Czyrtoryskiego skupiała się polska inteligencja, itd.
Myślę,
że młodemu człowiekowi, który chce wyjechać z intencją dorobienia się i powrotu trzeba
pobłogosławić. Natomiast zbyt łatwe odcinanie się od korzeni i wyjeżdżanie ze skazywaniem
się na niepewność jest trochę ryzykowne. Mam wrażenie, że niektórzy takie właśnie
pochopne decyzje podejmują. Tymczasem trzeba się liczyć z konsekwencjami. Jeśli w
kraju zostaje małżonek czy małżonka, a tylko jedna ze stron wyjedzie, to naraża swoje
małżeństwo na rozbicie. Młodzi ludzie muszą być z sobą razem, rodzina musi być razem
– tu nie można ulegać złudzeniu.
- Chciałbym zapytać jeszcze o wyjątkowy
akcent duszpasterski w archidiecezji wrocławskiej, jakim jest rozpoczęta peregrynacja
relikwii bł. Joanny Beretty Molli...?
Abp M. Gołębiewski:
Jest to święta bardzo współczesna, na nasze czasy. Jest świadkiem bardzo czytelnym.
Matka, która poświęca swoje życie żeby ratować życie dziecka powinna przemawiać do
ludzi. Jej córka jeździ teraz po świecie i daje świadectwo o swej błogosławionej matce.
Myślę, że lepszego przykładu szukać nie trzeba. Na podstawie zakończonych obrad Papieskiej
Rady ds. Duszpasterstwa Migrantów i Podróżujących widzę, że wreszcie wszyscy zaczynają
mówić o rodzinie, gdyż niejako namacalnie dotykamy jej kryzysu. Dobrze, że ten temat
jest podejmowany. Program duszpasterski we Wrocławiu idzie po tej linii. Drugim aspektem
jest potrzeba dokształcenia doktrynalnego dla większej świadomości religijnej, większej
świadomości prawd wiary. Bądźmy uczniami Chrystusa, ale też znajmy Jego naukę. Przy
połączeniu tych dwóch wymiarów możemy liczyć na jakiś skutek. Nawet jeśli nie będzie
on widoczny dla ludzkiego oka, to w duszy coś może się dziać dobrego...
-
Dodajmy, że peregrynacja zakrojona jest na szeroką skalę, gdyż ma się zakończyć
w roku 2009.
Abp M. Gołębiewski: Tak, to jest cały proces. Chcemy
przejść przez wszystkie dekanaty i parafie, żeby dokonało się wewnętrzne odrodzenie
rodziny. Najpierw trzeba o tym mówić i przede wszystkim modlić się. Następnie stosować
to w życiu.