Umocnić w amerykańskim Kościele ducha odnowy – wywiad z ks. K. Chwałkiem MIC
Na kilka dni przed wizytą Benedykta XVI w Stanach Zjednoczonych o
przygotowaniach do niej i nadziejach z nią związanych rozmawiamy z ks. Kazimierzem
Chwałkiem MIC, wiceprowincjałem ds. ewangelizacji i rozwoju amerykańskiej
Prowincji Księży Marianów.
– Papieskie podróże są okazją do spojrzenia
na Kościół powszechny w danym kraju. Dają możliwość poznania specyfiki Kościołów lokalnych.
Jaki jest zatem Kościół amerykański, w którym Ksiądz już od tylu
lat pracuje?
Ks.K. Chwałek MIC: Mówiąc o Kościele
w Stanach Zjednoczonych, należy podkreślić, że jest on bardzo zróżnicowany. Nie jest
to Kościół jednolity dlatego, że w USA ponad 40 proc. katolików stanowią Latynosi.
Nie jest to już, jak dawniej, Kościół Irlandczyków, Niemców, Włochów, Polaków czy
innych grup etnicznych. W dodatku Latynosi, będący obecnie najliczniejszą grupą wiernych,
nie pochodzą z jednego kraju. Wśród nich są Meksykanie, Kolumbijczycy i reprezentanci
innych narodowości, mających własne tradycje.
– Kościół jest zróżnicowany.
Jego struktura też zapewne się zmienia. Początkowo stanem o największej
liczbie katolików był stan Massachussets, a więc Boston i okolice,
gdzie stanowili oni ponad 50 proc., w innych stanach było inaczej. A
jaka jest obecnie sytuacja w Waszyngtonie i w Nowym Jorku, dokąd udaje się
Benedykt XVI?
Ks.K. Chwałek MIC: Nie
znam dokładnych danych dotyczących Waszyngtonu. Sama stolica, czyli tzw. Dystrykt
Kolumbii, liczy 650 tys. mieszkańców, i w 70 proc. składa się z Murzynów, którzy zasadniczo
nie są katolikami, choć niektórzy wywodzą się z misji katolickich. Metropolia waszyngtońska
liczy natomiast 3,5 mln ludzi, z czego katolików jest ok. 30 proc. Kościół katolicki
w Waszyngtonie jest dość umiarkowany. Nie widać w nim skrajności, jakie czasem obserwuje
się np. w Nowej Anglii, czyli bardzo zliberalizowanych katolików bądź reakcjonistów.
Choć spędziłem tam prawie całe życie i prowadziłem różne konferencje czy misje, nie
zauważyłem takiego zróżnicowania.
– Czy waszyngtońskie duszpasterstwo
jest tradycyjne?
Ks.K. Chwałek MIC: Można
powiedzieć, że duszpasterstwo jest raczej umiarkowane i konserwatywne, chociaż na
peryferiach są miejsca, gdzie jest ono bardziej liberalne. Generalnie jednak nie ma
w kościołach jakichś nadzwyczajnych nadużyć, jakie czasem bywają w innych miejscach.
– A
jak wygląda sytuacja w Nowym Jorku?
Ks.K. Chwałek MIC:
Nowy Jork to jest „tygiel”. Jest tam bardzo dużo Latynosów. Tam Kościół jest bardzo
ciekawy. Prawie we wszystkich miejscach mamy np. liturgię nie tylko w języku angielskim,
ale i po hiszpańsku. Jest też dużo Polaków. Metropolia nowojorska liczy ich ponad
milion. W wielu kościołach są również msze po polsku. Nawet, gdy proboszcz jest Amerykaninem,
są dodatkowe msze odprawiane przez polskich księży, posługujących wśród Polonii. Moim
zdaniem tamtejszy Kościół nie jest jakiś nadzwyczajny. Nie ma w nim np. skrajności,
które widzę czasami w Nowej Anglii, gdzie obecnie mieszkam.
– Wróćmy
zatem do Waszyngtonu, gdzie spędził Ksiądz prawie całe życie. Na tamtym
terenie znajdują się znaczące instytucje katolickie, jak np.
Katolicki Uniwersytet Ameryki...
Ks.K. Chwałek MIC:
Tak, a poza tym jest również Uniwersytet Georgetown, prowadzony przez jezuitów,
który był pierwszym uniwersytetem w Waszyngtonie. Co ciekawe, pierwsze trzy uniwersytety
w USA były katolickie. Jest tam też ośrodek episkopatu. Jest on położony około 200
m od narodowego sanktuarium Niepokalanego Poczęcia, potężnego kościoła, gdzie pięknie
sprawowana jest liturgia. Wymienione instytucje wywierają wpływ na tamtejsze środowisko.
Jednocześnie muszę z przykrością stwierdzić, że Uniwersytet Georgetown, podobnie jak
wiele innych instytucji prowadzonych przez jezuitów w Stanach Zjednoczonych, należy
do ośrodków raczej „zliberalizowanych”. Katolicki Uniwersytet Ameryki przeszedł w
latach 80. reformę pod wpływem Jana Pawła II i jego listu, skierowanego do wszystkich
uczelni katolickich. Tam panuje w tej chwili duch dość pozytywny. Oprócz uniwersytetu
są jeszcze liczne ośrodki zakonne, prowadzone m.in. przez dominikanów czy oblatów.
Zatem wokół narodowego sanktuarium, o którym wspomniałem, skupia się swego rodzaju
enklawa katolicyzmu, o której kiedyś mówiono nawet „mały Rzym”.
– A
Centrum Jana Pawła II?
Ks.K. Chwałek MIC: Powstało
ono z inicjatywy kard. Adama Majdy oraz innych Polaków, którzy chcieli upamiętnić
wpływ Jana Pawła II na Kościół i kulturę. Dlatego nazywa się ono „Culture Center”.
Przechodzi ono obecnie pewną przemianę po początkowym entuzjazmie. Po śmierci Jana
Pawła II i wyborze Benedykta XVI trzeba podkreślać to, co Papież-Polak wniósł dla
dobra Kościoła. Obecnie w toku jest proces kształtowania się dziedzictwa Jana Pawła
II dla kultury świata. Należy do niego m.in. orędzie o Bożym Miłosierdziu. Właśnie
na tym jednym z kluczowych aspektów papieskiego nauczania skupia się działalność zarządu
Centrum. Duchowość miłosierdzia zaczyna wchodzić w grę w relacjach między osobami
i instytucjami, ale zarazem pomiędzy krajami.
– Wizyta Papieża
w Stanach Zjednoczonych już za kilka dni. Czy panuje tam jakikolwiek
duch oczekiwania na nią?
Ks.K. Chwałek MIC:
Tak, to jest widoczne, i to nie tylko w miejscach, które zamierza odwiedzić Benedykt
XVI. Również w prasie widać, że coś się dzieje. Stanom Zjednoczonym ta wizyta jest
bardzo potrzebna. Będzie ona pomocna nie tylko Kościołowi. Spotkanie z prezydentem
Bushem w Białym Domu, następnie spotkania międzywyznaniowe, przemówienie Papieża w
Katolickim Uniwersytecie Ameryki – wszystko to będzie momentem odnowy. Myślę, że papieska
wizyta przyniesie wiele dobrych owoców.
– Można mówić już w tej chwili
o jakiejś mobilizacji, zwieraniu szeregów w przygotowaniach?
Ks.K. Chwałek MIC:
Tak. W Springfield, naszej diecezji, podzielone są już grupy. Wiadomo, kto, gdzie,
na jakie spotkania ma jechać. Chociaż wizyta Papieża jest ograniczona do dwóch ośrodków:
waszyngtońskiego i nowojorskiego, to jednak, podobnie jak kamień wrzucony do wody,
daje się zauważyć fale wychodzące poza te dwa ośrodki. – Zatem poszczególne
parafie i ośrodki wnoszą też swój konkretny wkład. Co wam przypadło
w udziale?
Ks.K. Chwałek MIC: W naszym domu
w Waszyngtonieprzygotowujemy nawet konfesjonały, co mnie trochę zaskoczyło.
Podkreśla się zatem wagę spowiedzi. W narodowym sanktuarium Niepokalanego Poczęcia
księża spowiadają przez cały dzień, ale wydaje się, że to i tak będzie za mało. Jest
to bardzo dobry znak, że Kościół chce się odnowić duchowo na przyjęcie Papieża.
– Odnowa
Kościoła dokonuje się także poprzez zmianę jego struktury, o czym mówiliśmy
wcześniej. Przychodzą Latynosi, wnosząc do wspólnoty wiernych
innego ducha, można powiedzieć – „inne chrześcijaństwo”. Choć
to ten sam katolicyzm, ale jednak przeżywany inaczej...
Ks.K. Chwałek MIC:
Tak, i z tego powodu mamy w USA problem, bo powołań nie ma za dużo, a wielu księży
jest przyjezdnych. Jeśli chodzi o język hiszpański, to można się go nauczyć. Nie da
się jednak nauczyć ducha. Można odprawiać Mszę po hiszpańsku, ale nie odczuwa się
głębszych elementów kultury, które mają wpływ na wiarę i kształtują jej przeżywanie
u ludzi w Meksyku, Kolumbii, Argentynie czy innych krajach. Problem polega na tym,
że nie potrafimy zadośćuczynić ich potrzebom. W dużych kościołach może niezupełnie,
bo są msze po angielsku, a później po hiszpańsku. Oprócz tego czasem występują formy
tradycyjne, hymny, modlitwy itd. Oni, „mariachi”, przychodzą czasem ze swymi trąbkami
i widać od razu pewien dynamizm. W jednej parafii, prowadzonej przez franciszkanów,
jest np. grupa Wietnamczyków. Oni z reguły „przejmują” kościół wieczorem. Około godz.
piątej-szóstej po południu kościół należy do nich, to jest ich przestrzeń, w którą
wnoszą swoje tradycje. Mimo wszystko jednak księża nie zawsze potrafią sprostać ich
potrzebom.
– A zatem jest to konkretne wyzwanie dla Kościoła, skoro,
jak powiedzieliśmy, Latynosów jest ogółem 40 proc. Wśród nich jest także dużo młodzieży,
dzieci. To też stanowi pewne wyzwanie.
Ks.K. Chwałek MIC:
Główny problem polega na tym, jak prowadzić katechizację, jak ewangelizować. Dzieci
rodzą się w związkach mieszanych. Choć znają język angielski, w domu mają też tradycje
latynoskie i nimi żyją. To stanowi element przyciągania przez inne wyznania. Np. baptyści
mają Matkę Bożą z Guadalupe wywieszoną na drzwiach swojego kościoła i w ten sposób
ich przyciągają. Poza tym wspólnoty pentekostalne też starają się wciągnąć ich do
siebie, sprowadzając swoich misjonarzy z Ameryki Południowej. To jest wyzwanie dla
Kościoła, jak nie utracić tych ludzi.
– Korzystając z tego, że rozmawiam
z wiceprowincjałem księży marianów ds. ewangelizacji i
rozwoju, zapytam: Jakie macie pomysły na ewangelizację właśnie w tak złożonej
sytuacji?
Ks.K. Chwałek MIC: Po pierwsze,prowadzimy wydawnictwa w różnych językach: angielskim, hiszpańskim, a także we
francuskim i polskim. Koncentrujemy się szczególnie na wydawaniu czasopism, ulotek
o Miłosierdziu Bożym czy o Matce Najświętszej. Poza tym, w tym roku na przykład, przygotowaliśmy
ponad 50 programów radiowych. Współpracujemy z matką Angeliką i prowadzonym przez
nią kanałem telewizyjnym, który ma ogromny zasięg, nie tylko w USA. Nawet ludzie przyjeżdżający
do nas z Iraku czy krajów arabskich mówią: Widzieliśmy was na kanale matki Angeliki,
EWTN – jak go nazywają. Przygotowujemy więc wspólnie programy. Poza tym prowadzimy
duszpasterstwo w narodowym sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Stockbridge. Wymaga to
od nas dobrej znajomości języków obcych. Czasem mamy jednocześnie kilka liturgii w
różnych językach. Przyjeżdżają np. wierni z Jamajki czy innych terenów, gdzie mówi
się po francusku. Uznanie za narodowe naszego sanktuarium Bożego Miłosierdzia w latach
90. zaskoczyło nas, gdyż zostało wyrażone jednomyślnie przez cały episkopat, akceptujący
także całą tę tradycję ewangelizacji. Choć z drugiej strony jest ono małe, nie tak
jak sanktuaria w Licheniu, Częstochowie czy rozwijające się obecnie w Krakowie-Łagiewnikach...
– ...w
każdym razie, dodajmy, rocznie przybywa tam przynajmniej 60 tys. pielgrzymów.
Ks.K. Chwałek MIC:
60 tys. osób rocznie przybywa w autokarach, z tego 20 tys. na Święto Miłosierdzia.
Tych, którzy przyjeżdżają samochodami, niestety, nie możemy policzyć. Razem jest być
może do 100 tys. pielgrzymów. Zresztą, w Stanach Zjednoczonych nie ma takiej tradycji
pielgrzymowania. Biskupi próbują organizować diecezjalne pielgrzymki do narodowego
sanktuarium w Waszyngtonie, ale poza tym nie ma innych tradycji. Nasze sanktuarium
odwiedzają ludzie bardzo różni. Dużo jest Filipińczyków, naprawdę rozmiłowanych w
Miłosierdziu Bożym. Jak przyjeżdżają do nas Polacy, pytają się, dlaczego nie mamy
więcej propozycji w języku polskim. Odpowiadam wtedy, że Polaków tak dużo tu nie przyjeżdża.
Dodatkowym utrudnieniem są, oczywiście, odległości. Jest to piękne miejsce w górach,
jednak warunki dojazdu w zimie są trudne. Natomiast latem mamy sporo gości.
– Przy
okazji nie sposób nie zapytać o Kościół polonijny. Kiedyś Kościoły
etniczne były silne, zwłaszcza w tej części wybrzeża Stanów Zjednoczonych.
W tej chwili struktura ta również się zmienia, Polaków jest mniej...
Ks.K. Chwałek MIC:
To znaczy Polaków, którzy przyjechali przed II wojną światową, czyli pokolenie
tych najstarszych. Poza tym jest pokolenie powojenne, a także posolidarnościowe. Ostatnio
Polacy przyjeżdżają tylko do głównych ośrodków, jak np. Nowy Jork, Chicago, Waszyngton,
Filadelfia. Ponieważ młode pokolenie wyjeżdża w poszukiwaniu pracy, Kościół katolicki
rozwija się świetnie w Georgii, w Północnej czy Południowej Karolinie. Tam powstają
nowe kościoły, ale jest to też już tak zwany „tygiel” – nie ma wyraźnych grup etnicznych.
Tymczasem wiele starych kościołów jest zamykanych. Czasami jest to bardzo bolesny
cios dla wspólnoty, która je wybudowała, ale niestety, nie ma pieniędzy na ich utrzymanie,
brakuje księży.
– Czy to zamykanie jest uzasadnione?
Ks.K. Chwałek MIC:
Jest to uzasadnione. Nie są to żadne wybryki administracyjne, ale skutek konkretnych
problemów, i to bardzo bolesnych.
– Jakie nadzieje wiązane są z papieską
wizytą? Co może ona wnieść w życie Kościoła?
Ks.K. Chwałek MIC:
Moim zdaniem wydarzenie to przebudzi katolików, bo czasem jesteśmy jakby uśpieni.
Przeżyliśmy kryzys, jeśli chodzi o nadużycia seksualne. Kościół jest przygnębiony
związanymi z tym atakami, nie tylko ze strony prasy. Nie chodzi mi o ujawnianie prawdy,
ale o wiele rzeczy, które były bardzo złośliwe i miały na celu zniszczenie Kościoła.
Obecnie panuje duch odnowy. Czuć, że się coś zmieniło. Dlatego papieska wizyta jest
bardzo potrzebna. Myślę, że Duch Święty chce nas znów przebudzić, poruszyć nas, abyśmy
nie liczyli tylko na własne siły, ale uznali, że jesteśmy potrzebni amerykańskiej
kulturze. Byśmy umacniali ducha potrafiącego w zsekularyzowanym świecie, który zamyka
nas na perspektywy i nadzieje, dostrzec Boga, Jego Opatrzność i życie wieczne. Bo
najważniejszym wyzwaniem jest miłość i troska o drugiego. Tego świat bardzo potrzebuje.