Każde pokolenie zmierza się z doświadczeniem porażki,
niepowodzenia. A największym wśród nich jest śmierć. Nikt nie rozwiązał problemu tej
ostatecznej porażki człowieka.Ale zanim do niej dojdzie, człowiek poniesie
wiele innych porażek, nie tylko w wymiarze osobistym. Porażki materialne, moralne,
polityczne, społeczne, a także religijne. Nie ma zakątka ziemi, gdzie człowiek nie
płacze, nie boi się przyszłości, gdzie struktury społeczne i polityczne nie gniotą
milionów osób. Porażka towarzyszy także przedsięwzięciom dobrej woli i wielkoduszności,
włączając w to religie i Kościół. Kościół, w którym pokolenia wiernych zmagać się
muszą z prześladowaniami i męczeństwem. I zarazem ten sam Kościół stający się nieraz
prześladowcą, odstępcą od Ewangelii, w postępowaniu swych członków. Kościół jest też
świadomy, że także i dzisiaj olbrzymi jest dystans między głoszoną Ewangelią a brakami
tych, którym Ewangelia została powierzona.
Zaczyna powstawać wątpliwość, czy
historia jako historia nie jest wielkim niepowodzeniem, a przyszłość nie istnieje.
Nie przeszkadza to jednak stałemu odnawianiu mitów i utopii sukcesu bazujących na
wrodzonym pragnieniu człowieka, by problemów nie mieć, by żyć dostatnio i szczęśliwie.
O sukcesie marzymy od kolebki.
A tymczasem postęp społeczny, sam w sobie, nigdy
nie przyczynił się do zbudowania pokoju i braterstwa między ludźmi. Każde pokolenie,
a w nim każdy człowiek skazany jest na porażkę, ale przyznać się do tego nie chce,
a co więcej nie ma instrumentu intelektualnego i duchowego, by nadać sens temu doświadczeniu.
Chrześcijanie
pokładają swą wiarę nie w nieśmiertelności, ale w zmartwychwstaniu. Jeśli mówimy,
że pokładają wiarę, to nie znaczy, że tak jest zawsze w praktyce. Pan Jezus mówi,
że żeby zachować życie, trzeba przejść przez śmierć. Kto poważnie traktuje to powiedzenie?
Czy
jest dla nas wszystkich oczywiste, że Jezus Chrystus był na tej ziemi przegrany? I
nie dlatego tylko, że umarł tragicznie. Był przegrany religijnie. Przyszedł, by nawrócić
Izraela. Nie nawrócił nawet dwunastu Apostołów.
Tymczasem sens śmierci Chrystusa,
tak wierzą chrześcijanie, jest różny od jakiejkolwiek innej śmierci. Stanowi plan
Bożego zbawienia. Niepowodzenie nabiera innego znaczenia, staje się rzeczywistością,
która leczy i zbawia. Krzyż staje się teofanią, objawieniem Bożej mocy i miłości.
Mocy wskrzeszenia ciała Jezusa i mocy moralnego i ontycznego zmartwychwstania uczniów.
I
zmartwychwstanie nie jest faktem, który zdarzył się raz i przeminął. Bóg wskrzesza
Chrystusa i daje mu nowe życie poprzez nieustanne, codzienne działanie w Kościele.
W chwili, gdy Bóg przestaje wymawiać słowo wskrzeszające Jezusa Chrystusa, Chrystus
milknie.
Lecz Bóg nigdy nie cofa ręki, nigdy nie przerwie transmisji życia
i nigdy nie przestanie powoływać Jezusa do życia. Ostatecznym fundamentem, samym korzeniem
naszej wiary w zmartwychwstanie jest dobra wola Boga, jest dobra wola Kogoś, kto się
zobowiązał wobec nas w sposób nieodwołalny. Wiara nie opiera się na naszej kalkulacji,
opartej na badaniach historycznych, które zdołały udowodnić historyczność zmartwychwstania
Jezusa, ani nie zależy od dowodów, które zdołały odeprzeć argumenty przeciwne Chrystusowemu
zmartwychwstaniu. Wiara w zmartwychwstanie rodzi się z przyjacielskiego słowa Boga,
wypowiedzianego dla naszego dobra, z doświadczenia egzystencjalnego zmartwychwstania.
Wskrzeszając Jezusa spomiędzy umarłych, Bóg uświadomił nam, że realizuje się to, co
wyglądało na niemożliwe, iż ze śmierci może zrodzić się życie. Z każdej śmierci, z
tej ostatniej, z grobu, i z tej codziennej, z umierania w szarości życia.