2008-03-05 18:19:22

Kard. Bertone w Armenii: nadzieje katolików - wywiad z ks. Petrosem Yesayanem


Kard. Tarcisio Bertone przebywa z wizytą w Armenii. Watykański sekretarz stanu przekazał odręczny list Benedykta XVI katolikosowi Karekinowi II, potwierdzający pragnienie rozwijania ekumenicznej współpracy z Apostolskim Kościołem Ormiańskim. Na wizytę z nadzieją patrzą również ormiańscy katolicy, utrzymujący pełną jedność z Rzymem. Niewielu księży, duże rozproszenie, brak własnego kościoła nawet w stołecznym Erywaniu – to wyzwania, którym usiłują sprostać. O rzeczywistość katolickiego Kościoła ormiańskiego, który w Armenii stanowi kilkuprocentową mniejszość zapytaliśmy ks. Petrosa Yesayana, proboszcza w Erywaniu.

 
Ks. P. Yesayan: Armenia, jak wiadomo, jest pierwszym krajem, który przyjął chrześcijaństwo. Dokonało się to w roku 301. Wówczas nie było rozłamu w Kościele. Pierwszy rozdział, gdy chodzi o Armenię, związany był z Soborem w Chalcedonie (451 r.), ale dokonał się dość późno. Schizma ostateczna nastąpiła w 591 roku. Część Armenii, która podlegała Bizancjum, nie przyjęła jednak rozłamu i pozostała wierna Kościołowi katolickiemu. Można powiedzieć, że ta zachowująca wspólnotę wiary z Rzymem gałąź Kościoła ormiańskiego rozwijała się. Zawsze byli biskupi, kapłani, mnisi i wierni, którzy byli w jedności z Ojcem Świętym. Wówczas, jeżeli ktoś był „Chalcedończykiem” oznaczało to, że jest katolikiem. Później, po rozłamie między Rzymem a Bizancjum, miały miejsce próby unii z Kościołem rzymskim. Było ich wiele, nawet jeśli trwały krótko. Pierwszą długotrwałą była unia Lwowska z 1635 r. Później, w 1742 r., zreorganizowano patriarchat cylicyjski Ormian katolików. Pierwszym jego katolikosem został zatwierdzony w 1742 roku przez papieża Benedykta XIV Abraham I Arziwian. Siedzibą patriarchatu na początku był klasztor Kreim w Libanie, a później Bzommar. Tak jest do tej pory. Klasztor Bzommar w Libanie jest siedzibą katolikosa Nersesa Petrosa XIX. Imię Petros wywodzi się stąd, że pierwszy patriarcha katolicki w 1742 r., kiedy został zatwierdzony przez Benedykta XIV, obrał sobie jako drugie imię Petros, czyli Piotr, na znak jedności ze Stolicą Piotrową. On był pierwszym, a dzisiaj mamy już dziewiętnastego katolikosa, od odnowienia katolikosatu cylicyjskiego w XVIII w., bo w królestwie Cylicji od XI po XIV wieku katolikosi byli w jedności z Rzymem.

Obecny Kościół katolicki liczy ponad 600 tys. Ormian, około 8 proc. w całym narodzie. Mamy katolikosa, patriarchę, który rezyduje w Bejrucie. Mamy 17 biskupów i arcybiskupów, a 120 księży. Ja pracuję w diecezji Ormian katolików dla Europy Wschodniej, która obejmuje cały były Związek Radziecki. Naszym arcybiskupem jest Nechan Karakeheyan, który rezyduje w Gyumri. Oficjalnie tam jest siedziba, natomiast z praktycznych względów jest ona w stolicy, w Erywaniu.

W tej chwili w samej Armenii jest 180 tys. Ormian katolików. W Erywaniu, według amerykańskiej ambasady, jest ich 100 tys. Nie bardzo wierzę w to podliczenie, ale wiernych jest rzeczywiście sporo. Jeśli nie 100 tys., to co najmniej 50 tys. katolików Ormian z różnych stron Gruzji i Armenii. Nie mamy jeszcze kościoła. Jak dotąd mamy kaplicę przy kurii, a kościół chcemy budować.

W Armenii pracują trzej księża nieżonaci i jeden żonaty. Jestem odpowiedzialny za niższe seminarium duchowne dla chłopców, którzy myślą o kapłaństwie w przyszłości. Oni chodzą do szkoły, ale mieszkają ze mną, modlą się ze mną i odbywają formację przygotowującą do seminarium. Jest ich na razie tylko czterech. Mamy też kleryków w wyższych seminariach. Dwóch w Tbilisi, a dwóch w metropolitalnym seminarium duchownym w Lublinie. Jeden za rok, a drugi za dwa lata mają otrzymać święcenia kapłańskie. Ja również skończyłem studia na KUL.

- Czy jesteście w stanie zapewnić wystarczającą posługę duszpasterską swym wiernym w Armenii?

 
Ks. P. Yesayan: Na razie nie jesteśmy w stanie. Niestety, mamy ogromny brak kapłanów. Na cały były Związek Radziecki jest tylko 12 księży. W Moskwie jest w tej chwili 2 księży, którzy mieliby objąć duszpasterską opieką całą Rosję. To jest przecież niewyobrażalne. A w Rosji większość katolików stanowią Ormianie. Zwłaszcza w rejonach miast jak Soczi czy Krasnodar w każdej z parafii 60, 80, a nieraz nawet 100 proc. katolików to Ormianie. Na stałe nie mają swojego kapłana. Ksiądz dojeżdża tam raz na jakiś czas, odwiedza ich i udziela sakramentów. W większości chodzą oni do kościołów łacińskich. Łacińskie parafie obecnie wypełnione są naszymi wiernymi, Ormianami katolikami.

- Oprócz ewidentnego braku kapłanów, jakie inne problemy są Księdza zdaniem obecnie podstawowe?

 
Ks. P. Yesayan: Podstawowy problem: powinniśmy mieć seminarium. Do tego trzeba jednak profesorów i nowego pokolenia, bo mamy mało kleryków. Czyli nie możemy się spodziewać szybkiego wzrostu liczby kapłanów. Następnie, mamy sporo problemów finansowych, szczególnie, gdy chodzi o budowę kościołów. Musimy je jednak budować, gdyż nawet w stolicy kraju nie mamy kościoła katolickiego. Kolejna sprawa: ogromne rozproszenie wiernych. Trudno jest do nich dotrzeć. W Erywaniu są rozrzuceni po całym mieście. Często nawet nie wiem gdzie są, tylko słyszę, że ktoś tam jest katolikiem, ożenił się z kimś z Kościoła Apostolskiego, nie chodzą do kościoła. Do mnie przychodzi 150 osób co niedzielę, a na święta powiedzmy 300 osób. Rozproszenie nie pozwala mi jednak na bliskie bycie z nimi. Często nie wiem gdzie są. I tak jest z każdym z naszych księży.


- Czas, w którym rozmawiamy jest znaczący również ze względu na wizytę kardynała sekretarza stanu w Armenii. Co ta wizyta może wnieść? Czego się spodziewacie?
 
Ks. P. Yesayan: Przede wszystkim chcemy, żeby kardynał zobaczył sytuację w jakiej żyjemy, pracujemy. Widząc realia naszego Kościoła w Armenii będzie mógł mieć prawdziwe zdanie o tym, jak wygląda nasz Kościół i jakie są nasze prawdziwe potrzeby i bóle. Mamy nadzieję, że będzie można liczyć ze strony Stolicy Apostolskiej na różnoraką pomoc. Potrzebujemy wsparcia moralnego, ponieważ jesteśmy małym Kościołem w kraju, gdzie większość wiernych należy do Kościoła Apostolskiego. Strukturę mamy, ale jest nas tak mało. Z drugiej zaś strony liczymy też na pomoc finansową, żebyśmy mogli pracować, wybudować kościół, bo to jest bardzo potrzebne. Ludzie nie chcą się modlić w kaplicach. Dla człowieka Wschodu kościół to kościół, a kaplica kojarzy z sekciarzami. Wierni nie bardzo chcą przychodzić, bo zdarza się, że apostolscy wierni śmieją się z nich, mówiąc: „Chodzicie do jakiejś sekty. To nie jest kościół. Po co tam chodzicie?” Ludzie się krępują i nie przychodzą.

Chcielibyśmy też móc formować naszych seminarzystów, mieć warunki do tego, jak i do podjęcia innych dzieł poza ścisłym duszpasterstwem parafialnym. Przede wszystkim chcielibyśmy jednak, by kardynał zobaczył jak żyjemy, co robimy. Ta garstka księży, która tam jest próbuje wykonywać swoją pracę apostolską na ile może. Trzeba powiedzieć jasno i otwarcie, że Watykan wydaje się częściej myśleć o Kościele Apostolskim niż o Kościele katolickim w Armenii. Wschodnie Kościoły katolickie bardzo często nie tylko są w cieniu, ale wręcz są poświęcane na korzyść sprawy pojednania z prawosławnymi czy z apostolskim, które ze swej strony nawet nie myślą o pojednaniu.

W czasach pontyfikatu Jana Pawła II dialog z Apostolskim Kościołem Ormiańskim rzeczywiście odżył. Były spotkania z katolikosem Karekinem. Jak przeżywacie kontakty między sobą tam na miejscu?

 
Ks. P. Yesayan: Oni stanowią zdecydowaną większość, więc musimy brać to oczywiście pod uwagę. Generalnie rzecz biorąc, jesteśmy w dobrych relacjach. Nie można ich porównywać np. z relacjami Kościoła katolickiego w Rosji z Cerkwią prawosławną. Tutaj żyjemy ze sobą dość dobrze. Arcybiskup jest zapraszany na różne uroczystości i bardzo dobrze przyjmowany. Katolikos wręcz po bratersku odnosi się do arcybiskupa. Zawsze mówi: „Z Kościołem katolickim nie mam żadnych problemów. Jeśli mam, to z protestantami”. I rzeczywiście, oficjalnie problemu nie ma. Nieoficjalnie jednak problem jest dlatego, że traktują nas jako odszczepieńców, czyli tych, którzy zdradzili prawdziwy Kościół ormiański i złączyli się z Rzymem. Poza tym, oni się łączyć nie chcą. Nie mówię o wiernych, bo dla nich nie ma różnicy czy to jest apostolski, czy katolicki Kościół, przecież wszystkie ryty są takie same, ludzie ich nie rozróżniają. U duchowieństwa apostolskiego, ile razy rozmawiałem z różnymi ludźmi i na ile wiem od nich samych, absolutnie tam nie ma ducha sprzyjającego jedności z Kościołem katolickim. Ktoś powiedział: „Kościół katolicki ma jak najlepsze stosunki ekumeniczne z Apostolskim Kościołem Ormiańskim. Tak, oni są bardzo lojalni, bardzo grzeczni, ale też na tym pozostają. Dobrze nam tak jest i koniec. O jedności mowy nie ma.

Pewne fakty gdy chodzi o stosunek do nas? Na przykład arcybiskup wystąpił z prośbą, żeby Synod Biskupów, który jest najwyższą władzą w Kościele ormiańsko–katolickim, mógł mieć miejsce w Armenii. Katolikos powiedział: „Nie!”. I gdybyśmy chcieli zaprosić naszego katolikosa, żeby odwiedził wiernych, przyjechał z wizytacją patriarchalną, tak jak się robi w innych krajach, znowu jest „Nie!”. A on chce przyjechać i ludzie chcą, bo słyszą jego imię w tekstach Mszy św., a często go nie widzieli i nie mają z nim kontaktu. Katolicki Kościół ormiański nie jest partnerem w rozmowach z Kościołem apostolskim. Po części jest to wina Watykanu. Kiedy arcybiskup rozmawia z katolikosem, gdy tylko podjąłby sprawę międzykościelnego dialogu, od razu katolikos mówi: „Myśmy przyjęli zasadę, że rozmawiamy o tych sprawach bezpośrednio z Watykanem” – czyli: wy nie jesteście stroną. To jest bardzo bolesne. Nie pozwala nam na prowadzenie jakiegoś dialogu z nimi, choć mamy te same korzenie i tradycję. Znamy się bardzo dobrze, ale niestety nie jesteśmy stronami dialogu. Te trudności utrzymują się.

- Wobec tylu trudności, co dla was jest znakiem nadziei?

 
Ks. P. Yesayan: Chrystus, który powiedział, że będzie „jedna owczarnia i jeden Pasterz”.


Rozm. J. Polak SJ







All the contents on this site are copyrighted ©.