Dialog chrześcijańsko-żydowski: U źródeł soborowego przełomu 23
Czarna legenda Piusa XII
Kiedy 9 października 1958 r. zmarł Pius
XII, amerykański kompozytor i dyrygent żydowskiego pochodzenia Leonard Bernstein przerwał
koncert, którym dyrygował w Carnegie Hall w Nowym Jorku. Chwilą milczenia pragnął
uczcić Papieża, który przyczynił się do uratowania życia tylu ludzi – niezależnie
od ich rasy czy religii. Po śmierci Piusa XII ówczesna minister spraw zagranicznych
Izraela, Golda Meir, pisała:
«Gdy nasz naród doznawał straszliwego męczeństwa,
głos Papieża podniósł się w obronie ofiar. Nasze czasy stały się bogatsze dzięki temu
głosowi, mówiącemu donośnie o wielkich prawdach moralnych ponad zgiełkiem toczącego
się konfliktu»”.
Główny rabin Rzymu Elio Toaff tak wypowiedział się wówczas
o zmarłym: „Bardziej niż kiedykolwiek indziej, mieliśmy okazję doświadczyć ogromnego
współczucia i wielkiej hojności tego Papieża w czasach prześladowania i terroru, gdy
zdawało się, że nie ma już dla nas żadnej nadziei”.
Zaś rabin William Rosenblum
przemawiając 12 października 1958 r. w nowojorskiej synagodze reformowanej Temple
Israel przypomniał, że dzięki Piusowi XII „tysiące żydowskich ofiar nazizmu i faszyzmu
ukryto w klasztorach różnych katolickich zakonów. Żydowskie dzieci przyjęto do katolickich
sierocińców”. Amerykański rabin złożył hołd zmarłemu jako „zwierzchnikowi religijnemu,
który działał na rzecz braterstwa i pokoju w okresie kryzysu naszej historii i powinien
pozostać przykładem do naśladowania”.
A w innej nowojorskiej synagodze, Emanu-El
na Park Avenue, rabin Julius Mark mówił wtedy: „Opłakujemy śmierć wielkiego religijnego
męża stanu i przywódcy duchowego, Papieża Piusa XII. Miał błyskotliwy umysł, współczujące
serce i ducha oddania. Jego Świątobliwość ofiarnie i hojnie oddawał się świętemu dziełu
światowego pokoju, opartego na sprawiedliwości. Niech jego dusza zazna życia wiecznego!”. Przytoczone
tu głosy były kontynuacją bardzo licznych wyrazów uznania i wdzięczności, składanych
Piusowi XII przez środowiska żydowskie zwłaszcza w latach 40. Ale jeszcze za jego
życia ktoś, kto dobrze wiedział, ile uczynił on dla Żydów podczas wojny, przewidywał,
że z czasem czarna legenda przesłoni ten świetlany wizerunek. Takie przeczucie miał
Eugenio Zolli, były główny rabin Rzymu, który po zakończeniu wojny przyjął chrzest.
O tym, jak bardzo cenił Piusa XII, świadczy fakt, że wybrał to samo imię chrzestne
Eugenio, które nosił przyszły Papież. Zolli pochodził z austriackiej za jego młodości
Galicji i doskonale znał język niemiecki. Wcześnie zdążył się zorientować co do ludobójczych
zamiarów hitlerowców względem Żydów. Podczas wojny starał się swych współwyznawców
ostrzec przed grożącym niebezpieczeństwem. Jednak przed wkroczeniem Niemców do Rzymu
we wrześniu 1943 r., a nawet jeszcze w pierwszych dniach hitlerowskiej okupacji stolicy
Włoch nie rozumiano jego obaw i posądzano go o tchórzostwo. Rabin domagał się zamknięcia
synagogi i zniszczenia kartoteki członków gminy z aktualnymi adresami. Prezes jej
zarządu i przewodniczący Związku Włoskich Gmin Żydowskich nie widzieli jednak potrzeby
podejmowania jakichkolwiek kroków, bezgranicznie ufając włoskim faszystom, którzy
ich zapewniali o bezpieczeństwie. Z chwilą wkroczenia okupantów Zolli ukrył się i
zalecał to samo wszystkim Żydom, radząc uchodzić z miasta albo zapukać do furty któregoś
z katolickich klasztorów. Kartoteka gminy, jak słusznie przewidywał, trafiła w ręce
gestapo. Kiedy zaczęły się łapanki i deportacje, zbyt późno zrozumiano niebezpieczeństwo.
Ci, którzy ocaleli, często zawdzięczali to Piusowi XII. Wielu znalazło schronienie
w kierujących się jego wskazaniami instytucjach kościelnych czy w samym Watykanie.
A po masowych aresztowaniach i deportacji Żydów w nocy z 15 na 16 października 1943
r. Papież wpłynął pośrednimi, dyplomatycznymi drogami na władze okupacyjne, by takich
łapanek w Wiecznym Mieście zaprzestały.
Po wojnie winni błędnej oceny sytuacji
rzymskich Żydów próbowali zrzucić odpowiedzialność na rabina, zarzucając mu, że się
ukrywał i nie odprawiał nabożeństw. Zolli przeżywał to boleśnie aż do swojej śmierci
w 1956 r. – na dwa lata przed Piusem XII. Przeczuwał, że Papieża spotka podobne niezrozumienie
i fałszywe oskarżenia. Miał powiedzieć do córki: „Zobaczysz, że skończy tak samo jak
ja”.
Nasilonym atakom na Piusa XII jako rzekomego poplecznika Hitlera, współwinnego
za holokaust, dała początek w 1963 r. sztuka teatralna Rolfa Hochhutha „Namiestnik”.
Autor w chwili zakończenia wojny miał 14 lat i choć należał do Hitlerjugend, jak prawie
każdy jego rówieśnik, to trudno go uważać za współwinnego hitlerowskich zbrodni. Tym
niemniej jego sztuka wyraża w jakiejś mierze chęć zrzucenia niemieckiej winy na innych.
Zdaje się to potwierdzać późniejsza przyjaźń kontrowersyjnego pisarza z brytyjskim
publicystą Davidem Irvingiem, głoszącym tezy negujące holokaust. Materiały fałszywie
obciążające Piusa XII Hochhuth miał zaczerpnąć – choć się tego wypiera – od KGB.
I
wcale by to nie dziwiło, zważywszy, że radziecka propaganda od dawna już była zainteresowana
tworzeniem czarnej legendy Piusa XII. Jego fałszywy wizerunek zaadresowany był początkowo
nie tyle do żydów, co do katolików, by podważyć u nich autorytet Papieża. Chodziło
np. o propagandowe uzasadnienie zerwania po wojnie przez rząd w Warszawie konkordatu.
Polacy rzeczywiście byli zawiedzeni papieskim milczeniem, które nie dotyczyło wprawdzie
samych cierpień naszego narodu, bo wypowiedzi o nich nie brakowało, ale nazwania po
imieniu ich sprawców. Bolało to też wielu polskich duchownych czy polityków i dyplomatów.
Już na początku wojny radca kanoniczny polskiej ambasady przy Stolicy Apostolskiej,
ks. Walerian Meysztowicz, usiłował wyjaśnić Piusowi XII, że Polacy oczekują nie tylko
słów miłości do nich, ale także „słów sprawiedliwości wobec nieusprawiedliwionej agresji”.
Nie znalazł jednak zrozumienia. Papież widział sprawę inaczej. W publicznych wystąpieniach
chciał zachować pełną neutralność, by papieskim dyplomatom nic nie utrudniało dostępu
do jak największych obszarów i mogli nieść tam cichą, ale skuteczną pomoc.
Jeśli
o Polakach Pius XII nieraz wyraźnie mówił, a skarżyli się oni tylko na brak imiennego
potępienia Hitlera i Trzeciej Rzeszy, to Żydów podczas wojny nigdy nie wymieniał –
co nie znaczy, że o nich milczał. Wiadomo było, że to o nich chodzi, gdy mówił w wigilię
Bożego Narodzenia 1940 r. o „niearyjczykach”, w r. 1943 na imieninowym spotkaniu z
kardynałami (2 czerwca) o ludziach prześladowanych „za swą przynależność narodową
lub plemienną” czy też rok później przy tej samej okazji (2 czerwca 1944 r.) o pomocy,
której udzielał „wszystkim bez względu na przynależność narodową lub plemienną”. W
krakowskim wydawnictwie jezuitów WAM ukazał się ostatnio (Kraków 2007) polski przekład
książki „Hitler, Stolica Apostolska i Żydzi”. Jej autor, o. Giovanni Sale SI, włoski
historyk związany z dwutygodnikiem „La Civiltà Cattolica”, pisze:
„Papież wolał
swoim «ostrożnym» działaniem ratować ludzkie życie i zmniejszać cierpienia tych, których
spotkało nieszczęście, niż «ratować twarz» przed trybunałem historii, wypowiadając
parę słów potępienia przeciw nazizmowi. Takiego wyboru dokonywały zresztą wówczas
różne organizacje humanitarne, między innymi Czerwony Krzyż czy sekretariat generalny
Światowego Kongresu Żydów” (s. 170).
Programowa neutralność dotyczyła wszystkich
bez wyjątku stron konfliktu, jak świadczy pewien znany z tej książki (s. 172) fakt.
W 1941 r. Papież kazał wstrzymać planowaną przez „La Civiltà Cattolica” publikację
serii artykułów o sytuacji religijnej w Rosji, bo nie można było pisać o takiej samej
sytuacji w Niemczech.
Jednak komunistyczna propaganda dawała zupełnie inne
wyjaśnienie milczenia czy niedomówień Piusa XII. Miał popierać Hitlera i Mussoliniego
– choć przecież jako Papież z żadnym z nich osobiście się nie spotkał, z Hitlerem
zresztą nigdy, nawet przed wstąpieniem na Stolicę Piotrową. Radio Moskwa zaczęło atak
już w pięć dni po pierwszym powojennym przemówieniu imieninowym z (2 czerwca) 1945
r., w którym Papież mówił o zdecydowanym potępieniu przez Kościół hitlerowskiej ideologii
i o prześladowaniu katolików przez hitlerowski reżim. Zaprzeczając jego słowom, sowiecka
rozgłośnia twierdziła, że Watykan nie przestawał popierać nazizmu i faszyzmu, milcząc
wobec niemieckiej machiny śmierci i krematoriów.
Komunistyczna propaganda antypapieska
trwała nieprzerwanie już od połowy lat 40. Równocześnie pojawiła się wtedy kwestia
palestyńska. Pius XII zgodnie ze swymi niezmiennymi dyplomatycznymi zasadami zajmował
bezstronne stanowisko w sprawie państwa Izrael, domagając się uznania praw zarówno
Żydów, jak i Palestyńczyków. Tego jednak żadna ze stron nie chciała przyjąć. W niektórych
środowiskach narastała więc powoli niechęć do Papieża, a iskrą zapłonową dla ataków
stał się – już pięć lat po jego śmierci – dramat Hochhutha „Namiestnik”.
Tym
niemniej, niezrażony szerzeniem się krytycznych opinii, Paweł VI – który właśnie w
latach wojny był jednym z najbliższych współpracowników Piusa XII – rozpoczął w 1974
r. jego sprawę beatyfikacyjną. Proces posuwa się do przodu. Potwierdził to niedawno
(18 lutego 2008 r.) kard. José Saraiva Martins przy okazji prezentacji instrukcji
„Sanctorum Mater”, którą wydała kierowana przez niego Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych.
Pytany przez dziennikarzy o kwestię rzekomego milczenia Piusa XII przytoczył on zdanie
wyrażone w 1964 r., a więc krótko po premierze sztuki Hochhutha, przez żydowskiego
prawnika Roberta Kempnera, który był oskarżycielem hitlerowskich zbrodniarzy na procesie
norymberskim. Według jego opinii propaganda Kościoła przeciw Hitlerowi tylko przyśpieszyłaby
zagładę Żydów. Liczni historycy, i to nie tylko związani z Watykanem, bronili i bronią
Piusa XII. Wśród nich nie brak badaczy żydowskich. Jednym z jego obrońców jest amerykański
rabin konserwatywny David Dalin. W książce zatytułowanej „Mit Papieża Hitlera” („The
Myth of Hitler’s Pope”) zaproponował on niedawno (w 2005 r.), by Żydzi nadali Piusowi
XII w uznaniu jego zasług tytuł „Sprawiedliwego wśród narodów świata”.