Staramy się być otwarci na nowe wyzwania - rozmowa z krakowskim prowincjałem jezuitów
Nominacja Polaka na asystenta generała jezuitów ds. Europy Centralnej i
Wschodniej, ostania kontrowersja wokół zorganizowania w krakowskiej bazylice Serca
Pana Jezusa spotkania z akcentami antysemickimi a także wcześniejsze nieporozumienia
wokół lustracji – to niektóre tematy poruszone w wywiadzie z przełożonym Prowincji
Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego. - W Rzymie
obraduje Kongregacja Generalna Towarzystwa Jezusowego, jednym z jej uczestników jest
prowincjał krakowski o. Krzysztof Dyrek SJ. Proszę Ojca, kongregacja jest bardzo dużym
wydarzeniem w życiu zakonu, zwłaszcza, jeżeli się odbywa bardzo rzadko. Ostatnia tutaj
była w 1995 r. Jest duża zmiana. Na początek może zacznijmy od tego, o czym już informowaliśmy.
Wybraliście nowego przełożonego generalnego. - Tak, ponad dwa tygodnie
temu dokonaliśmy wyboru nowego ojca generała. Został nim Hiszpan, o. Adolfo Nicolás,
który przez całe swoje dojrzałe życie jako jezuita pracował przede wszystkim w Azji:
w Japonii, później na Filipinach, a więc jest bardzo związany nie tylko z Europą,
ale i z Azją.
- Również nadzieje takiego otwarcia m.in. na tamte
tereny są odczuwalne, bo przecież tam właśnie Towarzystwo Jezusowe
się rozwija. - Trzeba przyznać, że chodzi o kraje do niedawna
jeszcze bardzo misyjne. Przecież tak wielu misjonarzy wyjeżdżało do Azji: do Indii,
na Filipiny, do Indonezji, Japonii. Teraz te kraje, zwłaszcza Indie, Indonezja, Filipiny,
mają bardzo dużo powołań. Tam Towarzystwo się bardzo rozwija i jest to widoczne nie
tylko w liczbie powołań, ale także dzieł, jakie Towarzystwo tam prowadzi i rozwija.
- Obradujecie już ponad miesiąc, od 7 stycznia. Co Kongregacja do
tej pory wniosła? Od strony ducha, od strony perspektyw na przyszłość? -
To, co chyba jest najważniejsze, to oczywiście wybór generała. Myślę, że jest to
wielki dar dla Towarzystwa na dzisiaj, ale także na przyszłość. A teraz mamy taki
czas refleksji nad stanem Towarzystwa, nad nowymi wyzwaniami, które się pojawiają
przed nami. Ponad 200 jezuitów z całego świata, z różnych prowincji - gdzie są różne
kultury, mentalności, języki - ma okazję, by podzielić się wspólnie tym czym żyją,
co ich niepokoi, co cieszy, perspektywami na przyszłość. Co chyba jest najważniejsze,
że panuje atmosfera bardzo braterska, pełna życzliwości, otwartości, dialogu, szacunku;
jest zauważalny taki duch optymizmu. Widzimy problemy, kryzysy, które zakon przeżywa
w różnych częściach świata, ale jest dużo nadziei, że Towarzystwo się odradza, zmienia,
widzi nowe perspektywy dla siebie i czuje się ciągle potrzebne i w Kościele, i w świecie.
My to odczuwamy między sobą, ale to są też głosy, które dochodzą do nas także ze strony
ludzi Kościoła, Ojca Świętego, ale również ze strony ludzi, z którymi pracujemy i
ze świata, do którego jesteśmy posłani.
- Opinie o jezuitach w świecie
– właśnie w tym, „do którego jesteśmy posłani” - są bardzo różne:
od awangardy Kościoła, poprzez solidnych wykładowców-intelektualistów, aż po czarną
legendę w niektórych krajach. Jak jezuici patrzą na siebie? - Staramy
się patrzeć na siebie w sposób obiektywny. Doceniamy to, co zrobiliśmy w historii,
uznajemy to, co teraz czynimy i mamy dużo powodów do dumy i dziękowania Bogu za wszystko.
Jesteśmy też świadomi naszych braków, słabości. Widzimy wielość spraw, które musimy
uporządkować, zwłaszcza gdy chodzi o nas samych jako zakonników, jezuitów. Myślę,
że jest to patrzenie raczej realistyczne na to, co dobre i na to, co złe, ale jest
dużo nadziei i radości, że damy radę stawić czoła wyzwaniom początku XXI wieku.
-
Każdy uczestnik Kongregacji z pewnością przyjeżdża z własnymi oczekiwaniami.
Co się potwierdziło, a co może zaskoczyło w tym czasie? - Przyjeżdżałem
na Kongregację z pewnym lękiem. Tylu jezuitów, wielu się nie zna, różne mają oczekiwania...
Obawiałem się, że będą próby forsowania planów danej prowincji czy asystencji. Okazało
się, że nie. To, co mnie najbardziej zaskakuje, począwszy od wyboru generała poprzez
prowadzone dyskusje, to fakt, że jest coś, co nas wszystkich łączy. Jest to przede
wszystkim nasza duchowość zawarta w „Ćwiczeniach duchownych” i w Konstytucjach. Ale
powraca też ciągle temat dobra wspólnego Towarzystwa. A więc nie myślimy wyłącznie
w perspektywie danych prowincji czy krajów, ale całego Towarzystwa. Co będzie lepsze?
Jacy ludzie będą bardziej odpowiedni do danych funkcji, danych zadań, jakie misje
musimy podejmować wspólnie jako jezuici? Jest to bardzo pozytywne zaskoczenie, że
naprawdę chodzi nam o coś więcej, niż o ludzkie ambicje i plany. Łączy nas wspólna
misja i posłanie oraz wspólny język naszej duchowości, co wszyscy podobnie czujemy
i czego doświadczamy w czasie Kongregacji.
- W tę refleksję
o ludziach, którzy mogą być lepsi dla posługi Towarzystwa wpisuje się również rzeczogłoszona 12 lutego, mianowicie wybór asystentów ojca generała.
Jest wśród nich również polski akcent...
Ojciec
Generał ogłosił, że asystentem do spraw Europy Centralnej, czyli krajów języka niemieckiego
i Europy Wschodniej, która dawniej była pod systemem komunistycznym został potwierdzony
i na nowo ogłoszony o. Adam Żak z Prowincji Polski Południowej. Wcześniej był on prowincjałem
w Krakowie i asystentem ds. Europy Wschodniej. Obecnie podejmuje nową odpowiedzialność
i nowe wyzwanie, dlatego, że po raz pierwszy jest równocześnie asystentem dla Europy
Centralnej. Na razie jest to „unia personalna”, ale idziemy w kierunku jedności tych
dwóch asystencji. Potrzeba na to jeszcze czasu i przygotowań, także strukturalnych,
ale jest to konkretny przykład myślenia o dobru wspólnym, żeby nie było dzielących
granic, ale współpraca pomiędzy różnymi prowincjami tych dwóch naszych asystencji.
- Każdy z uczestników kongregacji przychodzi z doświadczeniem
środowiska, z którego wyszedł. Ojciec reprezentuje Polskę Południową. Jaka
jest prowincja krakowska Towarzystwa Jezusowego?
- Po
niemal sześciu latach mojego prowincjalstwa mam dużo powodów do radości, do dziękowania
Bogu za wszystko co się dzieje, co realizujemy i za ducha, jaki panuje w naszej południowej
prowincji polskiej. Jesteśmy zaangażowani w przeróżne dzieła. Myślę, że w nowej rzeczywistości
po 1989 roku dobrze się odnaleźliśmy, zaczęliśmy prowadzić nowe dzieła. Jesteśmy obecni
w edukacji, myślę o naszej Wyższej Szkole Filozoficzno-Pedagogicznej „Ignatianum”
w Krakowie. Jest tam ponad 3 tysiące studentów, otwierają się ciągle nowe kierunki
studiów. Wielu świeckich współpracuje z nami jako wykładowcy. Jest też szkoła, którą
otworzyliśmy w Nowym Sączu kilka lat temu, która się bardzo rozwija. Jesteśmy więc
obecni na polu edukacji, ale i pisarstwa. Myślę o naszym Wydawnictwie WAM, o czasopismach,
które wydajemy, jak „Życie Duchowe”, czy „Posłaniec”, który teraz przyjął nową formę.
Myślę też o obecności w prowadzonych przez nas domach rekolekcyjnych, o pracy z młodzieżą
i oczywiście także na parafiach. Chciałbym również przypomnieć zaangażowanie społeczne
takich ośrodków, jak „Teotokos” w Gliwicach czy Dom Angelusa Silesiusa we Wrocławiu.
Są to dzieła, które powstały w ostatnich latach, rozwijają się i myślę, że mają dużą
perspektywę na przyszłość . W tym roku przeprowadzamy pewną refleksję nad stanem prowincji,
tzn. przygotowujemy tzw. plan apostolski na najbliższe lata. Jej celem jest najpierw
ocena dzieł, które prowadzimy, wskazanie nowych wyzwań, które są przed nami, ale także
otwarcie na nowe potrzeby. Jest to pewien proces wspólnotowego rozeznania, myślenia
razem w prowincji nad tym, co robimy, jak żyjemy i co powinniśmy jeszcze w przyszłości
zrobić. Ta refleksja trwa już od kilku miesięcy. Jestem z niej naprawdę zadowolony,
bo wielu współbraci się w nią angażuje i ufam, że owocem tego procesu będzie nie tylko
sam dokument, ale także nowe nadzieje na przyszłość wśród jezuitów w prowincji.
-
Ma Ojciec pod sobą ponad 350 zakonników. W jakich dziełach większość z nich
pracuje?
- Wielu współbraci pracuje w edukacji,
tu mam na myśli „Ignatianum” i liceum-gimnazjum w Nowym Sączu, także bursy w Krakowie
i Nowym Sączu. Duża grupa zaangażowana jest również domach rekolekcyjnych, w wydawnictwie
oraz w pracy parafialnej, którą rozumiemy w szerszym kontekście, także jako pracę
z młodzieżą, pracę społeczną. Uważam, że w polskim kontekście praca parafialna jest
wciąż niezmiernie istotna i dla nas.
- Ojciec wymienił takie nazwy
jak: Teotokos, Silesius. Jaka rzeczywistość za tymi słowami się kryje? -
Chodzi o wymiar naszego zaangażowania społecznego. Są to ośrodki, gdzie prowadzi się
różnego rodzaju szkolenia, dokształcanie osób odpowiedzialnych za dzieła społeczne,
za wychowanie, czy edukację. Jest to także formowanie młodych ludzi w duchu wartości
ewangelicznych, ale także wartości ogólnoludzkich i demokratycznych, w szacunku dla
człowieka, jego godności. Organizowane są w tym celu różne kursy czy warsztaty. Jest
to połączone z pewną refleksją nad sytuacją społeczną w kraju, nad stanem Kościoła
w Polsce. Jest to zgodne z tym, co mówią nasze dokumenty jezuickie o szerzeniu wiary
i sprawiedliwości. Wiara musi prowadzić do sprawiedliwości, a sprawiedliwość także
powinna prowadzić do pogłębienia naszej wiary. Są to dzieła prowadzone przez nas przy
dużej współpracy osób świeckich. - Jeżeli chodzi o zaangażowanie
na Śląsku, tam również otwiera się perspektywa kolejnej szkoły i to, co ciekawe, technicznej.
-
Gliwice, Śląsk, to środowisko „techniczne”. Od kilku już lat próbujemy razem z jezuitami
francuskimi otworzyć szkołę kształcącą inżynierów. Chodzi nam nie tylko o przekazywanie
wiedzy technicznej, ale także o bardziej humanistyczne wartości, proponując przy tym
pedagogikę ignacjańską. Chcemy formować ludzi nie tylko z punktu widzenia intelektualnego,
naukowego, ale także ludzkiego i chrześcijańskiego, aby ci inżynierowie umieli kierować
się odpowiednimi wartościami w środowiskach, w jakich będą pracować.
- Po
1989 r. otworzyła się niezwykle korzystna koniunktura dla domów rekolekcyjnych.
Jak one wyglądają i pracują obecnie?
- W naszej prowincji mamy cztery domy
rekolekcyjne: w Częstochowie, Czechowicach-Dziedzicach, Zakopanem i w Starej Wsi koło
Rzeszowa. Na początku mieliśmy do czynienia z pewnym boomem zapotrzebowania rekolekcyjnego.
Dużo osób świeckich (co najbardziej cieszy), ale także księży, sióstr zakonnych i
seminarzystów korzystało z tych rekolekcji. Wydawało się, że po jakimś czasie ten
boom trochę minie. Obecnie może już nie ma aż tak wielu korzystających z rekolekcji,
jak na początku, ale ciągle ta grupa jest duża. Spore jest wciąż zapotrzebowanie na
ignacjańską metodę modlitwy: milczenia, kierownictwa, rozeznawania duchowego. To właśnie
jest proponowane w naszych domach podczas rekolekcji i różnych sesji. Wydaje mi się,
że w dzisiejszych czasach ciągle jest duże zapotrzebowanie na pogłębione życie duchowe,
na pogłębione przeżywanie wartości Ewangelii, które proponuje ignacjańska metoda ćwiczeń
duchownych.
- Św. Ignacy mawiał, że jeżeli was będą ciągle chwalić,
to znaczy, że zatraciliście swój charyzmat. Do tej pory mówimy tylko
i wyłącznie o rzeczach pozytywnych. Z pewnością nie brak spraw bolesnych, jak
choćby wydarzenie, o którym ostatnio krytycznie informowały media,
mianowicie zorganizowanie wykładu w bazylice krakowskiej, gdzie doszło
do wypowiedzi antysemickich. Ojciec wydał 11 lutego oświadczenie na
ten temat...
- W sobotę została zorganizowana sesja, która początkowo miała
się odbyć w auli naszej uczelni „Ignatianum” w Krakowie przy ul. Kopernika. Ze względu
na to, że była dość duża liczba uczestników, cała sesja została przeniesiona do bazyliki.
Była tam najpierw Msza św. celebrowana przez bp. Albina Małysiaka, a następnie w bazylice
odbyła się ta sesja. Mogę powiedzieć tylko, że faktycznie, została ona wykorzystana
przez osoby, które ją prowadziły, do celów nacjonalistycznych, antysemickich. Popełniony
tu został jakiś błąd i napełniło mnie to wielkim smutkiem. Wydałem oświadczenie w
tej sprawie stwierdzając, że jesteśmy za otwartością na wszystkich, ale zawsze w postawie
dialogu, szacunku, życzliwości, a nigdy pogardy do kogokolwiek ze względu na jego
wyznanie czy rasę. To nie jest postawa ewangeliczna i ufam, że ten incydent, który
napełnił mnie dużym smutkiem, już się w przyszłości nie zdarzy. Było tu może zbyt
wiele zaufania, że ta sesja będzie poprowadzona w duchu Ewangelii. Okazało się, że
pewne osoby poszły w złym kierunku i one jakoś nadały ton temu spotkaniu. Jest mi
naprawdę bardzo smutno, i nie tylko mi, że do czegoś takiego doszło.
- Wśród
spraw bolesnych, którym Ojciec musiał osobiście stawiać czoła, była też kwestia lustracji
i podejścia do tej sprawy dwóch współbraci: o. Krzysztofa Mądela i diakona Andrzeja
Miszka. Dwie osoby i dwa różne podejścia: o. Mądel musiał na jakiś czas Kraków opuścić,
a potem do Krakowa wrócił; ks. Miszka już w zakonie nie ma...
-
Uważam, że z naszej strony zrobiliśmy wszystko, co możliwe, żeby temu problemowi stawić
czoła. Badania były i są prowadzone w archiwach IPN w Krakowie, Warszawie i Katowicach
po to, by tę naszą bolesną przeszłość – a dotyczy to także tych, którzy w jakiś sposób
współpracowali z SB – poznać. Zrobiliśmy wszystko, co możliwe na tym etapie, by to
się stało i ufam, że publikacje na ten temat będą się stopniowo pojawiać (niektóre
już się pojawiły).
Mnie jako prowincjałowi było bardzo trudno zgodzić się z
krytyką ze strony osób, które nie znały sytuacji, a tymczasem oskarżały nas o ukrywanie
pewnych rzeczy, o to, że nie zależy nam na szukaniu prawdy. Były to niesłuszne krytyki,
a czasem wręcz oszczerstwa pod moim czy pod innych jezuitów adresem. Było mi też przykro,
że dwóch naszych współbraci włączyło się w tę krytykę, stając przeciwko i prowincji,
i prowincjałowi. Nie czując razem z nami tej sprawy nie pytali się nawet o wyjaśnienia,
tylko publicznie na ten temat się wypowiadali. Byłem zmuszony podjąć pewne kroki i
wyciągnąć konsekwencje wobec nich. Doszło nawet do tego, że poprosiłem ojca generała,
by usunął z zakonu ks. Miszka, ale nie ze względu na lustrację, tylko z uwagi na postawę,
jaka był przezeń prezentowana w trakcie całej sprawy, a także i później. Ta postawa
była niezgodna ze stylem naszego życia – myślę tu o zasadzie miłości, posłuszeństwa,
szacunku i życzliwości wobec współbraci zakonnych i naszej historii. Nie dało się
takiej postawy pogodzić ze stylem naszego życia, zwłaszcza, że nie było widać jakiejś
zmiany, poprawy. Postulowałem więc usunięcie ks. Miszka z zakonu i ojciec generał
się do tego przychylił i udzielił mu dymisji. Powtarzam: to nie była sprawa lustracji,
tylko konsekwencja pewnej postawy, której jezuita nie może przyjmować czy akceptować.
To zmusiło mnie do podjęcia – z bólem i smutkiem – właśnie takiej decyzji, którą uważałem
za konieczną.
- Powiedzieliśmy o tym, co radosne i bolesne...
Powiedzmy jeszcze o jednym czynniku niezbędnym w obrazie prowincji – o misjach.
-
Na misjach przebywa duża grupa jezuitów z naszej prowincji. Nie chodzi tylko o misje
afrykańskie. Jezuici są także w Ameryce Południowej i w Azji, także na terenach byłego
Związku Sowieckiego, w Rumunii. Jest to przykład naszego otwarcia na potrzeby zakonu
i Kościoła. To także znak, że wśród jezuitów panuje dobry duch, bo jeśli jest misyjność,
chęć, żeby wyjeżdżać, poświęcać się, głosić innym Chrystusa, to znaczy, że jest gorliwość,
zapał, dyspozycyjność, otwartość na potrzeby Kościoła i z tego trzeba się cieszyć
i Bogu dziękować. Będziemy się otwierać także na nowe wyzwania i ufam, że ta kongregacja
generalna nam pomoże w dostrzeganiu potrzeb całego Towarzystwa. Wierzę, że jeśli te
potrzeby zostaną nam przez ojca generała ukazane i zaproponowane, to znajdą się współbracia
chętni, aby iść i poświęcić się jako misjonarze w miejscach, gdzie jest największa
potrzeba.
- Ukonkretnijmy te misyjne wyzwania: Afryka...?
-
...to przede wszystkim Zambia, potem Madagaskar, także Mozambik – tam nasi współbracia
są obecni i pracują z jezuitami z różnych krajów, także z miejscowymi. Historia z
misjami w Zambii jest już długa: prawie od stu lat polscy jezuici wyjeżdżają tam na
misje.
- Azja...?
- ...to przede wszystkim Chiny. Niektórzy nasi
współbracia są w Hongkongu, w Makau, gdzie są włączeni w pracę całego Towarzystwa,
otwierając się na miejscowe potrzeby, ucząc się języka, studiując, przygotowując się
do pracy. To przygotowanie wymaga wielu lat, zwłaszcza w kraju tak bardzo potrzebującym
Chrystusa i Ewangelii.
- Geograficznie nad Chinami jest Rosja...
-
Także w Regionie Rosyjskim są obecni nasi współbracia, i to z obydwu prowincji. Chodzi
nie tylko o samą Rosję, ale i o Kazachstan, Ukrainę... Jest to zaangażowanie międzynarodowe
i międzyprowincjalne, które – mam nadzieję – będzie kontynuowane.
- Ameryka
Łacińska, Ameryka Północna...
- Nasi współbracia są obecni w Paragwaju,
w Brazylii i w Ekwadorze, włączeni w miejscowe prowincje zakonu i w jego dzieła. W
Ameryce Północnej pracujemy przede wszystkim wśród Polonii. Myślę zwłaszcza o Chicago
i o jezuickim ośrodku, jaki tam od lat istnieje i się rozwija. Jest to obecność trochę
innego rodzaju, choć włączamy się w niektóre dzieła prowadzone przez jezuitów amerykańskich,
jak inicjatywa Nativity School – szkół dla ubogich, gdzie młodzi polscy jezuici
pomagają, pracując głównie wśród ubogiej młodzieży imigrującej z Ameryki Łacińskiej.
Jesteśmy tam obecni według możliwości i potrzeb, zwłaszcza że mamy stosunkowo dużo
młodych zakonników, Pan Bóg dał sporo powołań, którymi chcemy się dzielić z innymi.
-
Dodajmy, że polskich jezuitów nie brakuje nawet w Australii.
- Od wielu
już lat nasi współbracia pracują wśród Polonii, zwłaszcza w Melbourne. Otwieramy się
także na współpracę z miejscowymi jezuitami według ich potrzeb. Ufam, że także i tam
nowi jezuici będą mogli być posłani, w zależności od potrzeb i możliwości.