Światowy Dzień Walki z Trądem: dlaczego choroba nie zanika?
Większość trędowatych żyje w krajach Trzeciego Świata, a opiekują się nimi głównie
chrześcijańscy misjonarze. Od 19 lat Ośrodek Rehabilitacji Trędowatych Jeevodaya w
Indiach prowadzi dr Helena Pyz.
„Choroba ciągle okalecza. Leczenie nie jest
prowadzone systematycznie, a na pewno wyszukiwanie chorych na trąd nie jest prowadzone
systematycznie i to jest właściwie klęska” – uważa dr Pyz. Jej zdaniem problem w tej
chwili jest bardziej społeczny niż medyczny. „Mamy już skuteczne leczenie. Gdyby trąd
wykrywać w porę i leczyć wystarczająco długo i systematycznie, to mógłby on zniknąć
z powierzchni Ziemi – tłumaczy polska lekarka.
Światowa Organizacja Zdrowia
WHO wspiera bodaj wszystkie akcje zwalczania chorób zakaźnych, również gruźlicy. W
Indiach jednak problem jest wciąż spotęgowany kastowymi podziałami między ludźmi.
„Człowiek chory na trąd znika ze społeczeństwa, jest wykluczony z niego, więc jest
pozakastowy i nikt się nim nie zajmuje – mówi dr Pyz. – Chorzy żyją w koloniach, osobno
poza miastem, w zupełnym oddzieleniu od społeczeństwa. W takich warunkach zwalczenie
trądu jest bardzo trudne. Sam pacjent bardzo rzadko zgłasza się do lekarza, szczególnie
państwowego, ponieważ łatwo wszyscy mogą się dowiedzieć, że korzysta z takiej poradni.
Dlatego państwowe ośrodki nie mają tam tak dużo pacjentów jak te pozarządowe. Do tych
drugich pacjent przychodzi z własnej woli i się nie boi. „Przyjmuję chorych z zewnątrz.
Na ogół są to ludzie bardzo biedni, nie tylko chorzy na trąd, ale też tacy, których
nie stać na leczenie dzieci czy ludzi starszych” – mówi lekarka, podkreślając, że
byłoby bardzo dobrze, gdyby tych niepaństwowych ośrodków było znacznie więcej.
Drugą
gałęzią działalności ośrodka Jeevodaya jest edukacja. Prowadzi się tam ją społecznie
dlatego, że dzieci osób chorych na trąd z zamkniętych społeczności nie miałyby szansy
na naukę w szkołach publicznych. „Nie byłyby przyjęte, inne dzieci nie siedziałyby
z nimi. Tak jak lekarz hinduski nie dotyka trędowatego, tak samo dziecko z rodziny
trędowatych nie mogłoby siedzieć w jednej ławce blisko innego dziecka” – tłumaczy
dr Pyz. Dlatego utworzono szkołę. Zdaniem kierowniczki ośrodka najważniejszą sprawą
jest „postawienie chorych na nogi”: by wyszli z kręgu ludzi odrzuconych, by mieli
szansę nie tylko na późniejszą pomoc rodzicom czy choremu rodzeństwu, ale również,
aby przełamywały bariery lęku przed trądem.
Więcej informacji na polskiej stronie
www.jeevodaya.org