W Libanie kolejny raz przesunięto termin wyborów prezydenta kraju. Miały się one odbyć
w sobotę 29 grudnia, jednak z powodu trudności w konsultacjach prezydenckich sesja
parlamentu została przeniesiona na koniec następnego tygodnia. Datę zmieniono już
po raz 11. Liban nie ma prezydenta od 23 listopada, gdy sprawowanie tego urzędu zakończył
Emile Lahud.
Brak porozumienia i wysuwanie przez poszczególne ugrupowania wciąż
nowych warunków co do osoby nowego prezydenta skrytykował patriarcha maronicki. Kard.
Nasrallah Pierre Sfeir stwierdził, że takie postępowanie pogłębia tylko chaos i nie
służy dobru państwa. Impas utrzymuje się mimo osiągniętego przez przywódców rywalizujących
frakcji porozumienia przewidującego, iż kandydatem na prezydenta zostanie obecny naczelny
dowódca armii, generał Michel Suleiman. Zarówno na Zachodzie, jak i w świecie arabskim
narasta niepokój, że przedłużający się prezydencki wakat nasili destabilizację Libanu.
Dla elekcji niezbędne jest porozumienie wszystkich frakcji, gdyż inaczej nie da się
zgromadzić wymaganej większości ponad dwóch trzecich głosów.
Na mocy niepisanego
"paktu narodowego" z 1943 r. stanowisko prezydenta Libanu zarezerwowane jest dla chrześcijanina-maronity,
premiera dla muzułmanina-sunnity, zaś przewodniczącego parlamentu dla muzułmanina-szyity.