Ewangelia św. Mateusza
rozpoczyna się od genealogii Jezusa. Nas to dziwi, ale genealogia interesowała każdego
Izraelitę. Św. Mateusz wylicza więc przodków Jezusa, co, jak się wydaje, mówi nam
niewiele.
A jednak mówi, i to bardzo wiele, człowiekowi, który zna Biblię.
Po pierwsze, by nikt nie miał wątpliwości, co do Jego człowieczeństwa, jako że wiemy,
że w historii Kościoła byli tacy, którzy nie chcieli uwierzyć, że Bóg mógł przyjąć
ludzkie słabe ciało i uważali, że On tylko się pojawił na świecie. I dlatego, by nie
było jakiejkolwiek wątpliwości co do Jego człowieczeństwa, Mateusz wylicza jego przodków.
Nie
jest to genealogia pełna, ale tylko wybranych przodków. A przyglądając się bliżej
tym wybranym postaciom zauważamy, że nie wszystkie mogły Mu przynosić chwałę: Fares
był synem teścia i synowej, żonę Uriasza, z której narodził się Salomon, zabrał mężowi
król Dawid, a męża wysłał na śmierć. To były dzieci grzechu, Natomiast Obed był synem
Moabitki Rut, a więc niepochodzącej z domu Izraela. Nie jest to więc wyidealizowana
genealogia, ale taka, która głośno woła, że On, czysty i bez grzechu, niósł w swych
przodkach znamię grzechu, od którego przyszedł wybawić ludzi; a przyszedł do wszystkich:
Żydów i nie-Żydów. Wszystkich!
I jeszcze jedno: ta genealogia jest łącznikiem
Starego i Nowego Przymierza: na Jezusie, potomku Abrahama spełniły się obietnice mesjańskie
dane Abrahamowi i Dawidowi.