2007-12-11 17:28:50

Turkmenistan: 10-lecie misji sui iuris - wywiad


"Cieszymy się, że drzwi są otwarte, że ludzie przybywają" – mówi o. Andrzej Madej OMI. Mimo, że Kościół katolicki nie jest w Turkmenistanie oficjalnie zarejestrowany, przełożony tamtejszej misji sui iuris jest optymistą, wdzięcznym Opatrzności Bożej za to, co się dokonało. Minęło 10 lat odkąd jako oficjalny przedstawiciel Watykanu zamieszkał w Turkmenistanie na stałe. Swą posługę nadal pełni jako attaché kulturalny nuncjatury.

A. Madej OMI: Bogu niech będą dzięki! To był czas łaski. Jestem świadkiem, że Kościół rodzi się ze Słowa Bożego nawet, gdy to Słowo głoszone jest przez grzeszników. A takimi tam byliśmy my, dwaj oblaci Maryi Niepokalanej: o. Radosław Zmitrowicz i ja. Aktualnie jest o. Tomasz Kościński. Był też przez jakiś czas z nami o. Wojciech Piela. Dwóch oblatów, słabych siewców, ale siewców. Mieliśmy cały czas przekonanie, że siejemy Słowo Boże, a nie kamienie, i z tego ziarna rośnie powoli Kościół. W trudzie, ale i w nadziei, w radości.

Pierwsze podsumowanie to dziękczynienie Bogu, Magnificat, Te Deum laudamus! Za to, że rodzi się Kościół Jezusa Chrystusa nad brzegami pustyni Kara Kum, nad brzegami Morza Kaspijskiego. Jest to nadzieja dla ludzi, którzy tam żyją, pośród których jesteśmy. Niekoniecznie oni stają się katolikami; często pozostają tylko naszymi przyjaciółmi, sąsiadami. Ale cieszą się, że jesteśmy. A my cieszymy się, że Kościół coraz bardziej objawia swoją twarz.

To pokorne, a z drugiej strony optymistyczne spojrzenie. Przypominam sobie naszą rozmowę z roku Wielkiego Jubileuszu 2000. Wtedy katolików w całym Turkmenistanie było zaledwie 13 (kraj jest nieco większy od Polski – ponad 480 tys. km, około 5 mln ludności, 87 proc. muzułmanów). Jak to wygląda dziś?

 
A. Madej OMI: Liczby można przedstawić na przykładzie niedzieli. Na Mszy św. po rosyjsku mamy ok. 60 katolików; na Mszy św. po angielsku ok. 20-30. Jest jeszcze spotkanie katechumenów – liturgia Słowa Bożego co niedzielę. Ok. 30-40 osób przygotowuje się wtedy do Chrztu św. Tak więc w każdą niedzielę ponad 100 osób, a bywa że i więcej, gromadzi misja katolicka w stołecznym Aszchabacie.

Wspomniał Ojciec liturgię w językach rosyjskim, angielskim. Większość etniczną stanowią Turkmeni. Czy miał Ojciec okazję nauczyć się czegoś po turkmeńsku?

 
A. Madej OMI: „Jezus zmartwychwstał trzeciego dnia. Jezus Cię kocha!” Umiem tylko najbardziej podstawowe zwroty w języku turkmeńskim, gdyż do tej pory ewangelizujemy zasadniczo po rosyjsku. Jednak w ostatnich miesiącach zapraszamy ludzi na modlitwę o uzdrowienie. Przychodzą na nią również Turkmeni (muzułmanie, ludzie niewierzący). Nie wszyscy znają język rosyjski, dlatego pomaga nam tłumaczka. Wstyd się przyznać, że przez tyle lat się nie nauczyłem. Nie było potrzeby. Teraz widzę coraz bardziej, że trzeba nam będzie głosić Ewangelię po turkmeńsku.

Jeszcze do niedawna Turkmenistan był republiką ZSRR. Większość ludzi z pewnością mówi po rosyjsku. Jaka jest obecna sytuacja kraju? Wiele musiało się zmienić.
 
A. Madej OMI: Niespełna przed rokiem, 21 grudnia, zmarł pierwszy prezydent niezależnego Turkmenistanu, Nyýazow. Po jego śmierci była obawa: co będzie dalej? Ale też była nadzieja. Przyszedł nowy prezydent, są oznaki zmiany: jest mniej policji na drogach, szkoła wydłużyła się o jeden rok. Poza tym prezydent Berdimuhammedow wyszedł na spotkanie innych głów państw; wyjeżdża, przyjmuje gości. Jakiekolwiek większe zmiany są przedmiotem naszej nadziei i modlitwy. O tę modlitwę bardzo prosimy: żeby przemiany służyły dobru mieszkańców tego kraju i żeby Kościół katolicki mógł tam służyć na chwałę Pana Boga i dla dobra ludzi.

Raporty przytaczane w Europie informują, że wolność religijna w Turkmenistanie nie jest w pełni respektowana. Zacytuję raport brytyjski: „źle widziani są chrześcijanie w państwach Azji Środkowej”, a wśród tych państw wymieniany jest również Turkmenistan (Sunday Express). Także raport USA o wolności religijnej na świecie twierdzi, że rząd turkmeński nie respektuje jej zasad. Jak wy, jako mała garstka katolików, czujecie się tam na miejscu?
 
A. Madej OMI: Zyskaliśmy dużą przychylność ludzi w Aszchabacie. Cieszymy się też dobrą opinią wśród rządzących i mimo że nie jesteśmy zarejestrowani, to jednak drzwi naszego kościółka są otwarte. Właściwie to wynajmujemy jednopiętrowy dom i na parterze jest kaplica. Kaplica nuncjatury apostolskiej jest otwarta od rana do wieczora, i każdy może tu przyjść. Mimo, że nie jesteśmy jeszcze zarejestrowani jako Kościół katolicki, to jednak cieszymy się, że te drzwi są otwarte i ludzie przybywają. W ostatnim czasie radujemy się z obecności Turkmenów, Tatarów, Ormian. Niedawno nawet przyjechał ktoś z Azejberdżanu.

W Turkmenistanie jest bardzo dużo narodowości i Kościół naturalnie jest powszechny. Ma wszelkie predyspozycje, aby być uniwersalnym, katolickim Kościołem: nawet w tej mierze, w jakiej gromadzi różne narodowości. Zapewne jeszcze długa droga, aby chrześcijanie odnaleźli swoje miejsce pośród tamtejszego społeczeństwa. Jednak już dzisiaj jest za co dziękować: za to że jesteśmy, za to że możemy być znakiem nadziei, że możemy każdego dnia na turkmeńskiej ziemi sprawować Eucharystię, głosić Słowo Boże, przyjmować ludzi, słuchać ich. Oni bardzo sobie cenią obecność Kościoła, który ma swoją stolicę w Rzymie. Jan Paweł II zostawił nam takie wspaniałe miejsce pośród narodu i ludzkiej rodziny, pośród religii. Blask autorytetu Papieża Polaka i ten piękny blask misji Kościoła jest w dalszym ciągu naszym bogactwem i procentuje, wydaje owoce.

Te 10 lat było zapewne i czasem wystawiania na próbę nadziei. Można powiedzieć, że był Ojciec świadkiem wiosny Kościoła, ale takiej wiosny, która wolno przychodzi. Do jakich faktów z tych dziesięciu lat Ojciec najchętniej wraca?
 
A. Madej OMI: Najmilsze jest to, gdy przychodzą do nas miejscowi ludzie, Turkmeni. W swoich chustach długich jak welony, w swoich sukniach jak kolorowe habity. Cieszę się, gdy widzę, jak przychodzą i siadają w kaplicy na podłodze. W kulturze turkmeńskiej nie siedzi się na ławce czy na krześle, ale po prostu na ziemi. Doprawdy przedziwne: niektórzy ludzie nie są jeszcze ochrzczeni, dopiero zaczynają przychodzić, a widzę, że siadają przed tabernakulum w milczeniu. To mnie najbardziej cieszy.

Radością napawa młodzież. Mamy 20-30 osób młodych, rośnie nowe pokolenie uczniów Jezusa Chrystusa. Dzieci w naszym kościele też mają swoje miejsce. Rysują, malują, śpiewają, tańczą, spacerują razem po Aszchabacie, idą do teatru. Z nadzieją spoglądam, że im nie trzeba będzie tłumaczyć, co to jest Kościół katolicki, kim jest Jezus Chrystus. Oni to już mają w darze od najmłodszych lat. Najpiękniejsze momenty są zawsze, gdy widzę młodą twarz na liturgii Słowa Bożego, na czytaniu Biblii, na spotkaniu ewangelizacyjnym, na katechezie, we wspólnocie katechumenalnej. Widzę, że jest w ludziach głód miłości Bożej, zbawienia, prawdy, wspólnoty. Przedziwnymi drogami trafiają do nas. Już sam fakt, że przyszli, jest znakiem miłosierdzia Bożego.

Najbardziej mnie cieszy to, że nasz Kościół, chociaż jest taki mały i dopiero się rodzi, już jest bardzo omadlany na różnych kontynentach. Także przez prawosławnych, przez protestantów. Mamy szczęście być Kościołem, któremu inne Kościoły nie żałują solidarności, modlitwy wstawienniczej. Przy okazji dziękuję wszystkim, którzy swoją „zdrowaśką” uczestniczyli w narodzeniu się Kościoła nad brzegami pustyni Kara Kum. Im dłużej tam jestem, tym bardziej widzę, że Kościół rodzi się z modlitwy, że jest to dar łaski; a o tę łaskę trzeba prosić. I myślę, że jest wielu ludzi, którzy o tę łaskę Pana Boga prosiło. On nas czyni świadkami, że odpowiada na te prośby.

Dziękując za wizytę w studiu, chcemy życzyć przede wszystkim doprowadzenia do skutku rejestracji – żeby nawet od strony formalnej wspólnota Kościoła rodzącego się duchowo mogła dostać skrzydeł i działać w pełnej swobodzie.

 
Rozm. J. Polak SJ







All the contents on this site are copyrighted ©.