Istnieje bardzo brzydka cecha, którą
Niemcy nazywają Schadenfreude – radość ze szkody innego. Jakże często człowiek
cieszy się z cudzego upadku, niepowodzenia. Jest to postawa głęboko niechrześcijańska.
Starożytność
chrześcijańska umiłowała obraz dobrego pasterza, który na swoich ramionach niesie
owieczkę. To oczywiście obraz wzięty z przypowieści o zaginionej owcy: dobry pasterz
zostawia dziewięćdziesiąt dziewięć i idzie szukać tej setnej, zagubionej pośród skał,
zaplątanej w ciernie. Może pozostała tam z powodu własnego niedbalstwa, może była
za słaba. W takiej sytuacji my zaczęlibyśmy badanie: dlaczego pozostała, dlaczego
osłabła, dlaczego się zaplątała? Chcielibyśmy to wiedzieć może z ciekawości, a może,
aby pokazać, z pewną nieukrywaną satysfakcją, tak jak w przypowieści o faryzeuszu
i celniku, że ja nie jestem jak ta słaba owca, ja jestem silny, wspaniały, zawsze
nadążam za Panem. A co na to Pan, który przecież miałby prawo sformułować takie pytania?
Pan nic nie mówi, tylko szuka owcy, znajduje ją biedną, przerażoną, bierze na ramiona
i niesie z powrotem do stada. Nie pyta, nie moralizuje, po prostu kocha każdą bez
wyjątku, a może najbardziej tę zbłąkaną, bo najwięcej wycierpiała.
Posąg dobrego
pasterza powinien stać w domu każdego kapłana, katechety, a może także i w każdym
z naszych domów, bo każdy z nas powinien być dobrym pasterzem i wspomagać zbłąkane
owieczki, naszych bliźnich.