Stworzyliśmy teologię
grzechu. Uważamy – jakże często spotykamy się z tym poglądem – że unikanie grzechu
jest sprawą najważniejszą w życiu chrześcijanina. I w ten sposób grzech urasta do
sprawy najważniejszej. Udręczeni nieustanną walką z grzechem zapominamy o radości,
jaką daje życie Boże. Idźmy jednak z radością na spotkanie Pana. Z tej zaś drogi wprawdzie
należy ciągle usuwać leżące na niej kłody naszych grzechów, przeskakiwać przez zatęchłe
kałuże grzechów, omijać ich błoto. To prawda, ale nie to usuwanie, przeskakiwanie
czy omijanie jest naszym celem, ale radość Boża, której ani oko nie widziało, ani
ucho nie słyszało, a którą zgotował nam Pan Bóg. Bo On w końcu jest celem naszej drogi.
Nieraz
wobec tych przeszkód stajemy bezradni, tym bardziej, gdy znajdują się one nie na zewnątrz,
ale w nas. Ale gdy je pokonamy, już o nich nie myślimy, ale tylko o Bogu, który jest
już blisko, jak matka, która nie pamięta o bólu rodzenia, kiedy w jej rękach spocznie
zdrowe, uśmiechające się dziecko.
Zbyt wielu jest ludzi smutnych, którzy coraz
głębiej pogrążają się w smutku, strachu, cierpieniu wobec często beznadziejnej walki,
która, zda się, nie ma końca. Należy opłakiwać zło, należy ze złem walczyć, zła unikać,
ale przede wszystkim pamiętać o celu naszej drogi – o Bożej miłości i radości. Bo
On jest celem naszej drogi i ku Niemu idziemy poprzez wszystkie trudy naszego życia.