Katolicy Birmy 14 października poszczą i modlą się w intencji przywrócenia pokoju
w tym kraju. Birmańscy biskupi zaapelowali jednocześnie do rządzącej junty wojskowej
o przerwanie cierpień narodu i powstrzymanie szerzącej się przemocy. Dzień postu i
modlitwy zbiega się z manifestacją poparcia dla rządu. Zapowiedziano, że tym, którzy
nie wezmą w niej udziału grozi pół roku więzienia. Tymczasem, jak podkreślają zagraniczni
obserwatorzy, w ostatnich tygodniach aresztowano co najmniej 6 tys. ludzi, głównie
mnichów buddyjskich, którzy przetrzymywani są w nieludzkich warunkach.
Protesty
na ulicach wybuchły po wielkich podwyżkach cen paliw. Na czele protestów stanęli mnisi
buddyjscy, którzy żądali wprowadzenia demokracji. Za czasów kolonialnych Birma była
krajem bogatym. Od przejęcia w 1962 r. władzy przez juntę wojskową gospodarka jest
na krawędzi ruiny. Obserwatorzy podkreślają, że w praktyce chodzi nie tyle o przywrócenie
w kraju demokracji, ile o dalsze finansowe wspieranie przez rząd buddystów. Jeśli
z powodu recesji gospodarczej do tego nie dojdzie, rząd będzie miał przeciwko sobie
nie tylko mnichów, ale i społeczeństwo.