Pobożność polska i austriacka, Kościół w Austrii i formacja kapłanów,
co może wnieść obecna pielgrzymka? M.in. o tym ks. Tadeusz Cieślak SJ
rozmawia z Elżbietą Schleicher, psycholog pracującą w Wiedniu,
od blisko 30 lat przebywającą w Austrii.
Mariazell
jest sanktuarium szczególnym dla Austriaków, ale nie tylko. Jak można by opisać
przeżycie kogoś, kto tam przyjeżdża z pielgrzymką?
E. Schleicher: To
jest wspaniałe uczucie, zwłaszcza teraz, po renowacji bazyliki, bo jak wiadomo jest
to sanktuarium bardzo stare. Oczywiście dla wszystkich, również dla Słowian, jest
to miejsce modlitewne. Wiadomo, że każdy musi tam pojechać. Musieli pojechać moi rodzice,
moje rodzeństwo i ja także, już jako studentka tam wędrowałam, i w dalszym ciągu jeżdżę
tam bardzo chętnie.
Zatem jest już perspektywa, z której można by dokonać
pewnej oceny, patrząc na sanktuarium w Mariazell. Jaka jest różnica między pobożnością
polską a austriacką lub też, bardziej ogólnie, między pobożnością słowiańską a tą
bardziej zachodnią?
E. Schleicher: Myślę, że takiej różnicy nie
ma. Powiedziałabym, ze sanktuarium zmusza do pobożności. Jeśli ktoś naprawdę wie co
Maryja znaczy dla katolika, to nie będzie różnicy między Polakiem a Austriakiem.
Niemniej
jednak Kościół austriacki przeżywa kryzys i, jak wielu wskazuje, jest to kryzys wiary,
a także kryzys pobożności.
E. Schleicher: Trudno mi powiedzieć,
czy akurat tak jest. Ja jestem w parafii, która mimo różnych sytuacji z księżmi, które
nie były najpiękniejsze, w dalszym ciągu bardzo aktywnie pracuje. Mam wrażenie, że
tutaj ludzie chcą dużo więcej pracować w Kościele. Być może jest to praca mechaniczna,
trochę na powierzchni, ale jednocześnie u nas w parafii, na przykład, odbywa się comiesięczna
adoracja Najświętszego Sakramentu, całą noc trwa modlitwa. Sama również korzystam
z tej możliwości. Poza tym istnieje bardzo dużo chórów, które śpiewają w czasie Mszy.
Ludzie organizują pielgrzymki. Co roku w końcu sierpnia odbywa się pielgrzymka naszej
parafii i bierze w niej udział dużo ludzi. Są oni bardzo aktywni. Ogólnie rzecz ujmując,
może jest mniej wiernych, ale oni są również pobożni i na swój sposób chcą służyć
Kościołowi.
Czy wizyta Benedykta XVI może być punktem zwrotnym dla miejscowego
Kościoła, dla aktywności wiernych i księży?
E. Schleicher: Uważam,
że każda taka wizyta niesie ze sobą także elementy nadprzyrodzone. Jeśli spojrzeć
na to, co działo się wczoraj, gdzie ludzie stali w ogromnej ulewie kilka godzin tylko
po to, żeby zobaczyć Papieża przez kwadrans czy pół godziny, jest to jakimś potwierdzeniem
i świadectwem tego, że on jest dla nas ważny, że Kościół jest dla nas ważny. I jeśli
było tam tyle młodych ludzi, to na pewno jest duża nadzieja w tym. A księża też mogą
się czegoś od młodych ludzi nauczyć.
Pani pracuje w seminarium jako psycholog.
Jacy są ci przyszli księża, którzy przychodzą do seminarium, zgłaszają się by podjąć
formację ku kapłaństwu?
E. Schleicher: Osobowościowo są bardzo różni,
ale potrzeba służenia Bogu jest tak samo mocna u wszystkich.
Kiedy już mówimy
o Mariazell i o pogodzie, która w trudny sposób towarzyszy tej pielgrzymce, czy można
opisać uczucia pielgrzyma stojącego w strugach deszczu właśnie tam, w tym górskim
sanktuarium?
E. Schleicher: Mam nadzieję, że on nie zacznie się
zastanawiać: po co ja tu przyjechałem? Dla mnie czymś niesamowitym jest to, że w takim
strasznym deszczu, gdzie czasami fizyczne możliwości człowieka się kończą, jednak
jest coś takiego, co daje dużą radość. Mam nadzieję, że takie uczucia będą mieli.
Kościół
austriacki, podobnie jak niemiecki, jest mocno zaangażowany społecznie. Może być to
wzór dla Kościoła polskiego czy może powinniśmy z pewną ostrożnością podchodzić do
takiego wzoru?
E. Schleicher: Myślę, że to jest kwestia złotego
środka. Czasami mam wrażenie, że ludzie robią tak dużo społecznych rzeczy, że zapominają
o modlitwie. Najlepsze byłoby oczywiście powiązanie pracy i aktywności związanej z
ludźmi z modlitwą, bo jedno buduje drugie.
Czasem mówi się, że ta aktywność
kościelna i społeczna ludzi świeckich często wypycha samych duchownych z parafii lub
działalności duszpasterskiej. Czy nowi księża, którzy wchodzą w duszpasterstwo, nie
czują się może trochę zepchnięci?
E. Schleicher: Myślę, że to ma
na pewno duży związek z osobowością samego księdza. Prawdą jest, że ludzie uważają,
że mają też coś do powiedzenia. Jest to chyba trochę podobne do sytuacji w protestantyzmie,
gdzie wierni sami wybierają swojego pastora. Mam ciągle nadzieję, że księża na tyle
będą szkoleni, iż będą wiedzieli, jaką mają wartość i jakie jest ich stanowisko, że
faktycznie są głową Kościoła.
Zatem chodzi o to, żeby sami utwierdzali swoją
tożsamość...
E. Schleicher: Tak jest. Bo czasami, jeżeli ksiądz
jest słaby, ludzie uważają, że właściwie nie potrafi niczego zrobić, to oni sami muszą
przejąć kierownictwo Kościoła czy danej gminy.
W tej chwili te krytyki pod
adresem Papieża, które można czasem wyczytać w austriackich gazetach, idą właśnie
w tym kierunku, że uważają, iż „góra” Kościoła – hierarchia, zbyt mocno oddziałuje
na „dół”, tzn. zbyt mocno trzyma w garści całą strukturę Kościoła. Czy takie wrażenie
rzeczywiście można odnieść?
E. Schleicher: Niestety tak. Chociaż
wiem, że są również grupy w Kościele katolickim, także w Austrii, które murem stoją
za Benedyktem XVI. Ja należę do tego „zgrupowania”, które oczywiście nie jest żadnym
zgrupowaniem formalnym. Osobiście uważam, że jego styl jest jak najbardziej przyjazny.
My potrzebujemy pewnego rodzaju matrycy, która mówi: róbcie tak, a nie inaczej. To,
że ludzie i tak będą inaczej robili, to jest inny rozdział, ale ważne jest, żeby ktoś
nam powiedział, jak mniej więcej powinniśmy działać. Patrząc na styl Papieża, jego
mądrość, widać, że on faktycznie nauczał, również na uniwersytecie. Bardzo mi się
podoba jego język niemiecki, jest bardzo klarowny, kwiecisty, dlatego chętnie go słucham,
bardzo chętnie czytam jego pisma.
Jednakże laicyzacja postąpiła, te ostatnie
lata trudności w Kościele katolickim położyły się trochę cieniem na ludzi w Austrii,
ale wiemy, że dużo więcej ludzi powraca do Kościoła niż od niego odchodzi. Dużo też
robi się dla młodzieży i mamy nadzieję, że to będzie ta przyszłość.
Ojciec
Święty wiele mówi o racjonalności wiary, o tym, że wiara nie jest skokiem
w nieznane, ale wnioskiem wyciągniętym z otaczającej nas rzeczywistości, dostrzeżeniem
Bożej miłości istniejącej w przyrodzie, wśród ludzi. Czy taka argumentacja przemawia
do współczesnego człowieka, zwłaszcza młodego?
E. Schleicher: Wczoraj
właśnie na spotkaniu z rządem Papież mówił o tym, że wiara to jest to, co stoi przed
oczami i trudno to ominąć. Biorąc pod uwagę, że nasz prezydent jest agnostykiem, bardzo
by mnie ciekawiło, jak on to przyjął.
Wiadomo, że na skutek skandali
i laicyzacji austriacki Kościół jest dość głęboko podzielony, może nie
Kościół sam w sobie, natomiast wielu katolików reprezentuje różne poglądy i grupy
formalne czy nieformalne. Czy jest szansa na pojednanie w tym Kościele?
E.
Schleicher: Absolutnie. Ja wierzę w dobre działanie Ducha Świętego i dlatego musi
być pojednanie. Dobrze Ksiądz zauważył, że jest wśród katolików pewnego rodzaju rozłam,
formułowane są pytania o celibat, o to, żeby kobiety przejęły różne urzędy w Kościele,
żeby również mogły być kapłankami itd. Te pytania ciągle są stawiane. Mam nawet wrażenie,
że to oddziaływanie przybiera na sile, że wzrasta presja na duchowych zwierzchników
Kościoła w Austrii. Wiem jednocześnie, że kard. Schönborn ma bardzo klarowne zdanie
na ten temat i uważam, że nic z nadziei tych ugrupowań nie będzie.
W sytuacji
rozłamu wśród katolików bardzo dużo może wnieść działalność wspólnot neokatechumenalnych.
Wiem, że wielu młodych ludzi bierze w tym udział i nawet do naszego seminarium zgłosił
się jeden młody człowiek, który wywodzi się z neokatechumentatu.
Czyli jest
szansa na lepszą przyszłość dla Kościoła w Austrii...