Homilia Benedykta XVI podczas Mszy św. w Mariazell - dokumentacja
Maryjo, pokaż nam Jezusa, który poprowadzi nas ku radości życia wiecznego – modlił
się Benedykt XVI w kazaniu podczas Mszy św. odprawionej 8 września w narodowym sanktuarium
austriackim - Mariazell. Podajemy polski tekst kazania Ojca Świętego (tł. Katolicka
Agencja Informacyjna):
Drodzy bracia i siostry,
Tą naszą wielką pielgrzymką
do Mariazell czcimy święto patronalne tego sanktuarium - święto Narodzenia Maryi.
Od 850 lat przybywają tu pątnicy z różnych narodów i krajów, którzy modlą się, przynosząc
ze sobą pragnienia swych serc i swych krajów, troski i nadzieje swych dusz. W ten
sposób Mariazell stało się dla Austrii i daleko poza jej granicami miejscem pokoju
i pojednanej jedności. Ludzie doświadczają tu pocieszającej dobroci Matki; tu spotykają
Jezusa Chrystusa, w którym jest z nami Bóg, jak mówi fragment dzisiejszej Ewangelii
- Jezus, o którym prorok Micheasz mówi: "A Ten będzie pokojem" (por. Mi 5,4). Dziś
wpisujemy się w tę wielką pielgrzymkę wielu stuleci. Znajdujemy wytchnienie u Matki
Pana i prosimy: Pokaż nam Jezusa. Pokaż nam, pielgrzymom, Tego, który jest jednocześnie
drogą i celem: prawdą i życiem.
Ewangelia, której przed chwilą wysłuchaliśmy,
otwiera jeszcze bardziej nasze spojrzenie. Ukazuje nam dzieje Izraela od czasów Abrahama
jako pielgrzymowanie ze wznoszeniem się i upadkami, po drogach i bezdrożach, które
jednak ostatecznie prowadzi do Chrystusa. Rodowód ze swymi jasnymi i mrocznymi postaciami,
z sukcesami i porażkami, pokazuje nam, że Bóg pisze prosto nawet na krzywych kartach
naszej ludzkiej historii. Bóg pozostawia nam wolność a jednak umie znaleźć w naszym
upadku nowe drogi dla swej miłości. Bóg nie zawodzi. Tym samym rodowód ten stanowi
rękojmię wierności Boga; gwarancję, że Bóg nie pozwoli nam upaść; jest zarazem wezwaniem,
abyśmy ciągle na nowo kierowali na Niego nasze życie, abyśmy ciągle na nowo szli do
Chrystusa.
Pielgrzymować to znaczy mieć określony kierunek, wędrować do celu.
Nadaje to również własne piękno drodze i trudowi wędrowania. Wśród pielgrzymów z rodowodu
Jezusa byli tacy, którzy zapomnieli o celu i celem chcieli uczynić siebie samych.
Ale ciągle na nowo Pan wzbudzał także osoby, które były ożywiane tęsknotą za celem
i ku niemu ukierunkowywały swoje życie. Gorliwość w wierze chrześcijańskiej, początek
Kościoła Jezusa Chrystusa stał się możliwy, gdyż w Izraelu byli ludzie poszukującego
serca - ludzie, którzy nie trwali w swych przyzwyczajeniach, lecz wybiegali daleko
w poszukiwaniach czegoś jeszcze większego: Zachariasz, Elżbieta, Symeon, Anna, Maryja
i Józef, dwunastu apostołów i wielu innych. Ponieważ ich serca oczekiwały, mogli rozpoznać
w Jezusie Tego, kogo posłał Bóg i w ten sposób stać się zaczątkiem rodziny powszechnej.
Kościół narodów stał się możliwy dlatego, że zarówno w basenie Morza Śródziemnego,
jak i w Azji bliskiej i środkowej, dokąd docierali posłańcy Jezusa Chrystusa, czekali
ludzie, którzy nie zadowalali się tym, co robili i myśleli wszyscy, lecz szukali gwiazdy,
która mogła wskazać im drogę do samej Prawdy, do Boga żywego.
Potrzebujemy
tego niespokojnego i otwartego serca. Jest to istota pielgrzymowania. Dziś także nie
wystarczy być i myśleć tak samo jak wszyscy inni. Plan naszego życia idzie dalej.
Potrzebujemy Boga, tego Boga, który pokazał nam swoje oblicze i otworzył swe serce:
Jezusa Chrystusa. Słusznie mówi Jan, że jest On Jednorodzonym Bogiem, który jest w
łonie Ojca (por. J 1,18); w ten sposób tylko On z głębi samego Boga mógł objawić Boga
nam - objawiając nam również to, kim my sami jesteśmy, skąd pochodzimy i dokąd zmierzamy.
W historii jest z pewnością wiele wielkich postaci, które dały piękne i wzruszające
świadectwa o Bogu. Są to jednak wyłącznie doświadczenia ludzkie ze swymi ludzkimi
ograniczeniami. Tylko On jest Bogiem i dlatego tylko On jest mostem, umożliwiającym
bezpośredni kontakt z Bogiem. Jeśli zatem nazywamy Go jedynym Pośrednikiem zbawienia,
który dotyczy i interesuje wszystkich i którego ostatecznie wszyscy potrzebujemy,
nie oznacza to braku szacunku wobec innych religii ani wyniosłego absolutyzowania
naszej myśli, lecz tylko to, że zostaliśmy zdobyci przez Tego, który przeniknął nas
do głębi i który obsypał nas darami, abyśmy także my ze swej strony mogli stawać się
darami dla innych. W istocie nasza wiara przeciwstawia się zdecydowanie takiej rezygnacji,
która uważa, że człowiek nie jest zdolny do prawdy, jak gdyby była ona zbyt wielka
dla niego. Taka postawa rezygnacji wobec prawdy jest istotą kryzysu Zachodu i Europy.
Jeśli dla człowieka nie istnieje prawda, wtedy w istocie nie potrafi on rozróżniać
między dobrem a złem. Wtedy też wielkie i wspaniałe dokonania nauki stają się dwuznaczne:
mogą otwierać perspektywy ważne dla dobra i zbawienia człowieka, ale mogą też - jak
widzimy - stawać się strasznym zagrożeniem, zniszczeniem człowieka i świata. Potrzebujemy
prawdy. Ale oczywiście, ze względu na naszą historię boimy się, że wiara w prawdę
może zawierać w sobie nietolerancję. Jeśli ogarnie nas ten lęk, mający solidne racje
historyczne, wtedy nadchodzi czas, aby spojrzeć na Jezusa tak, jak widzimy Go tu,
w sanktuarium w Mariazell. Widzimy Go tu w dwóch wizerunkach: jako Dzieciątko w ramionach
Matki i - w głównym ołtarzu bazyliki - jako Ukrzyżowanego. Oba te obrazy w bazylice
mówią nam, że prawdy nie potwierdza się siłą z zewnątrz, lecz że jest ona pokorna
i daje się ludziom jedynie przez wewnętrzną moc tego, że jest prawdziwa. Prawda objawia
się także w miłości. Nigdy nie jest naszą własnością, naszym wytworem, podobnie jak
nie można wytworzyć miłości, ale można ją tylko przyjąć i przekazać dalej jako dar.
Tej wewnętrznej siły prawdy potrzebujemy. Tej sile prawdy ufamy jako chrześcijanie.
O niej świadczymy. Powinniśmy przekazywać ją w darze w taki sposób, w jaki ją otrzymaliśmy.
"Patrzeć
na Chrystusa" - oto motto tego dnia. Dla człowieka poszukującego słowa te stają się
ciągle na nowo prośbą, skierowaną zwłaszcza do Maryi, która dała nam Chrystusa jako
swego Syna: "Pokaż nam Jezusa!". Tak modlimy się dzisiaj całym sercem; módlmy się
tak samo również później, wewnętrznie poszukując Oblicza Odkupiciela. "Pokaż nam Jezusa!".
Maryja odpowiada, pokazując nam Go przede wszystkim jako dziecko. Bóg stał się dla
nas mały. Bóg nie przychodzi do nas z siłą zewnętrzną, lecz przychodzi z niemocą swojej
miłości, która stanowi Jego siłę. Daje się w nasze ręce. Prosi o naszą miłość. Wzywa
nas, żebyśmy także stali się małymi, żebyśmy zeszli ze swoich tronów i uczyli się
być jak dzieci przed Bogiem. Proponuje, byśmy mówili do Niego "Ty". Prosi, żebyśmy
Mu zaufali, ucząc się w ten sposób trwania w prawdzie i miłości. Dzieciątko Jezus
przypomina nam oczywiście także o wszystkich dzieciach na świecie, w których pragnie
wyjść nam naprzeciw. O dzieciach, które żyją w nędzy, wykorzystywanych jako żołnierze,
które nigdy nie mogły doświadczyć miłości rodziców; o dzieciach chorych i cierpiących,
ale także o tych radosnych i zdrowych. Europa stała się uboga w dzieci: chcemy wszystkiego
dla nas samych i może nie mamy zbyt dużego zaufania do przyszłości. Ale ziemia zostanie
pozbawiona przyszłości dopiero wtedy, gdy wygasną siły ludzkiego serca i rozumu oświecanego
przez serce - gdy oblicze Boga nie zajaśnieje już nad ziemią. Tam, gdzie jest Bóg,
tam jest przyszłość.
"Patrzeć na Chrystusa": rzućmy jeszcze krótkie spojrzenie
na Ukrzyżowanego nad głównym ołtarzem bazyliki. Bóg odkupił świat nie mieczem, ale
przez Krzyż. Jezus, umierając, otwiera ramiona. Jest to przede wszystkim gest Męki,
w której dał się za nas ukrzyżować, by dać nam swoje życie. Ale rozpostarte ramiona
są jednocześnie postawą człowieka modlącego się, postawą, jaką przyjmuje również kapłan,
gdy rozkłada ręce w modlitwie. Jezus przemienił mękę - swoje cierpienie i swoją śmierć
- w modlitwę, w akt miłości do Boga i ludzi. Dlatego rozpostarte ramiona są ostatecznie
również gestem objęcia, którym pragnie On pociągnąć nas ku sobie, zamknąć nas w ramionach
swej miłości. W ten sposób jest On obrazem Boga żywego, jest samym Bogiem, Jemu możemy
zaufać.
"Patrzeć na Chrystusa!" Jeśli czynimy to, uświadamiamy sobie, że chrześcijaństwo
jest czymś znacznie większym i czymś innym niż tylko systemem moralnym, serią próśb
i praw. Jest darem przyjaźni, która trwa w życiu i w śmierci: "Już was nie nazywam
sługami, ale przyjaciółmi" (por. J 15,15) - mówi Pan do swoich uczniów. Zawierzamy
tej Jego przyjaźni. Ale właśnie dlatego, że chrześcijaństwo jest czymś więcej niż
tylko moralnością, jest wręcz darem przyjaźni, dlatego zawiera w sobie również wielką
siłę moralną, której tak bardzo potrzebujemy teraz, w obliczu wyzwań naszych czasów.
Jeśli wraz z Jezusem Chrystusem i z Jego Kościołem odczytujemy ciągle na nowo Dekalog
z Synaju, wnikając w jego głębię, widzimy w nim jakby wielkie wskazanie., Jest to
przede wszystkim "tak" powiedziane Bogu, który nas kocha i nami kieruje, który nas
prowadzi, ale pozostawia nam też naszą wolność, co więcej, udziela nam prawdziwej
wolności (trzy pierwsze przykazania). Jest to "tak" dla rodziny (czwarte przykazanie),
"tak" dla życia (piąte przykazanie), "tak" dla odpowiedzialnej miłości (szóste przykazanie),
"tak" dla solidarności, odpowiedzialności społecznej i sprawiedliwości (siódme przykazanie),
"tak" dla prawdy (ósme przykazanie), "tak" dla poszanowania innych ludzi i tego, co
do nich należy (dziewiąte i dziesiąte przykazanie). Ze względu na siłę naszej przyjaźni
z Bogiem żywym żyjemy tym wielokrotnym "tak" a zarazem nosimy je jako drogowskaz w
naszym świecie.
"Pokaż nam Jezusa!". Z tą prośbą do Matki Pana udaliśmy się
w drogę do tego miejsca. Ta sama prośba będzie nam towarzyszyła w naszym codziennym
życiu. I wiemy, że Maryja wysłuchuje naszej modlitwy: tak, zawsze, gdy spoglądamy
na Maryję, Ona pokazuje nam Jezusa. Możemy w ten sposób odnaleźć właściwą drogę, kroczyć
nią krok po kroku, pełni radosnej ufności, że droga ta prowadzi ku światłu - ku radości
życia wiecznego. Amen.