2007-07-26 18:22:19

Benedykt XVI o posoborowych rozterkach


Kościół i Sobór, a raczej pokolenie Vaticanum II i jego rozterki – to niezwykle ważny temat podjęty przez Benedykta XVI podczas wtorkowego spotkania z włoskim duchowieństwem. Dziś prezentujemy najbardziej rozległe z zadanych Papieżowi pytań...

Wydaje mi się niemal banalne i ubogie to, o co chcę spytać. Chodzi o słowo dla księży z mojego pokolenia, dla nas, którzy przygotowywaliśmy się w czasie Soboru. Ruszyliśmy potem z entuzjazmem i może nawet rościliśmy sobie, że zmienimy świat. Niemało też pracowaliśmy. Dziś nie jest nam łatwo, bo jesteśmy zmęczeni, wiele marzeń nie spełniło się, a także dlatego, że czujemy się trochę wyizolowani. Starsi mówią nam: „Widzicie, myśmy mieli rację. Trzeba było działać ostrożniej”. A młodzi uważają czasem, że „tęsknimy za Soborem”. Moje pytanie jest następujące: Czy możemy coś jeszcze dać naszemu Kościołowi, zwłaszcza przez to przywiązanie do ludzi, którym, jak się wydaje, odznaczaliśmy się? Proszę nam pomóc odzyskać nadzieję i pogodę ducha.

„Dziękuję. To ważne pytanie, które dobrze znam. Ja również przeżywałem czasy Soboru. Byłem w Bazylice św. Piotra z wielkim entuzjazmem. Widziałem, jak otwierały się nowe bramy. Rzeczywiście wydawało się, że jest to nowa Pięćdziesiątnica, podczas której Kościół może na nowo przekonać ludzkość po oddaleniu świata od Kościoła w XIX i XX wieku. Wydawało się, że Kościół i świat znowu się spotkają, że odrodzi się świat chrześcijański i Kościół naprawdę otwarty na świat. Mieliśmy wiele nadziei, ale w rzeczywistości sprawy okazały się trudniejsze. Pozostaje jednak wielkie dziedzictwo Soboru, który otworzył nową drogę. Jest to zawsze «magna charta» drogi Kościoła, bardzo istotna i podstawowa. Dlaczego jednak sprawy poszły w taki sposób?”

„Chciałbym zacząć od spostrzeżenia historycznego. Czasy posoborowe zawsze były bardzo trudne. Po wielkim Soborze Nicejskim – który dla nas stanowi podstawę naszej wiary, gdyż składamy wyznanie wiary sformułowane w Nicei – nie doszło do pojednania i jedności, jak miał nadzieję Konstantyn, promotor tego wielkiego Soboru. Zaistniała sytuacja naprawdę chaotyczna sporu wszystkich przeciwko wszystkim. Św. Bazyli w swym traktacie o Duchu Świętym porównuje sytuację Kościoła po Soborze Nicejskim z bitwą morską w nocy, kiedy już nikt nikogo nie rozpoznaje, ale wszyscy są przeciwko wszystkim. Była to rzeczywiście sytuacja całkowitego chaosu. Tak opisuje w ciemnych barwach dramat okresu po Soborze Nicejskim św. Bazyli. Po 50 latach do udziału w pierwszym Soborze Konstantynopolskim cesarz zaprosił św. Grzegorza z Nazjanzu, a ten odpowiedział: «Nie przybędę, bo znam te sprawy. Wiem, że po wszystkich Soborach powstaje tylko zamieszanie i walki». I nie przybył. Z tej perspektywy nie powinny być dla nas tak wielkim zaskoczeniem trudności z «przetrawieniem» Soboru z jego wielkim przesłaniem. Wprowadzenie go w życie Kościoła, przyjęcie go tak, by stał się życiem Kościoła, zasymilowanie go w różnorodnej rzeczywistości Kościoła jest cierpieniem, a tylko w cierpieniu dokonuje się wzrost. Wzrastanie wiąże się zawsze także z cierpieniem, gdyż jest przejściem z jednego stanu do drugiego”.

„Konkretnie w okresie posoborowym musimy zauważyć dwie cezury historyczne. Cezura roku 1968 była początkiem czy – gotów byłbym powiedzieć – eksplozją wielkiego kryzysu kulturowego Zachodu. Minęło pokolenie pierwszego okresu powojennego. Po tylu zniszczeniach, widząc okropności wojennych zmagań, konstatując dramat wielkich ideologii, które prowadziły ludzi ku przepaści wojny, my – należący do tego pokolenia – odkryliśmy na nowo chrześcijańskie korzenie Europy i zaczęliśmy odbudowywać ją kierowani tymi wielkimi inspiracjami. Ale po przejściu tego pokolenia widać też było wszystkie niepowodzenia, braki tej odbudowy, wielką nędzę świata. Wtedy wybucha kryzys zachodniej kultury, powiedziałbym: rewolucja kulturalna, która dąży do radykalnych zmian. Mówi się: przez dwa tysiące lat chrześcijaństwa nie stworzyliśmy lepszego świata. Musimy zacząć od zera w sposób absolutnie nowy. Marksizm wydaje się naukową receptą, by stworzyć wreszcie nowy świat. I w tym poważnym, wielkim starciu między nową, zdrową nowoczesnością, jakiej chciał Sobór, a kryzysem nowoczesności, wszystko stało się trudne jak po pierwszym Soborze w Nicei. Część uważała, że właśnie tej rewolucji kulturalnej chciał Sobór. Identyfikowała tę nową marksistowską rewolucję kulturalną z wolą Soboru. Mówiła: «To jest Sobór. Wprawdzie w swym dosłownym brzmieniu jego teksty są trochę przestarzałe, ale za słowami pisanymi stoi ten właśnie duch. To jest wola Soboru, tak mamy robić». Z drugiej strony oczywiście pojawiła się reakcja: «W ten sposób niszczycie Kościół». Była to albo bezwzględna reakcja przeciwko Soborowi, antysoborowość, albo – nazwijmy tak – nieśmiałe, pokorne dążenie do realizacji prawdziwego ducha Soboru. I jak mówi przysłowie, «kiedy wali się drzewo, jest wielki hałas, ale kiedy rośnie bór, nic nie słychać, bo rozwija się bezgłośny proces». Tak więc równocześnie z tymi wielkimi hałasami błędnego progresizmu, antysoborowości bardzo cicho, z licznymi cierpieniami i licznymi stratami w budowaniu nowego przejścia kulturowego wzrasta droga Kościoła.”

„Drugą cezurą jest rok 1989. Nastąpił upadek reżimów komunistycznych, jednak odpowiedzią nie był powrót do wiary, jak można się było może spodziewać. Nie odkryto, że to właśnie Kościół z autentycznie rozumianym Soborem dał odpowiedź. Odpowiedzią był natomiast totalny sceptycyzm, tzw. postmodernizm. Nic nie jest prawdziwe, każdy ma sobie po swojemu układać życie. Rozpowszechnia się materializm, ślepy pseudoracjonalistyczny sceptycyzm, który prowadzi do narkomanii, do tych wszystkich znanych nam problemów i znowu zamyka drogę wierze, gdyż jest tak prosta, tak oczywista. Nic nie jest prawdziwe, prawda jest nietolerancyjna, nie można za nią iść. Oto w kontekście tych dwóch przełomów w kulturze, z których pierwszym jest rewolucja kulturalna 1968 roku, a drugim wpadnięcie w nihilizm po roku 1989, Kościół z pokorą podejmuje swoja drogę między namiętnościami świata a chwałą Bożą. Na tej drodze winniśmy cierpliwie wzrastać i nauczyć się na nowo, co to znaczy wyrzec się triumfalizmu. Sobór wezwał do wyrzeczenia się triumfalizmu. Chodziło mu o barok, o wszystkie te wielkie kultury Kościoła. Powiedziano: rozpoczynamy sposób nowoczesny, nowy. Wyrósł jednak inny triumfalizm, polegający na myśleniu: my teraz działamy, znaleźliśmy drogę i na niej znajdziemy nowy świat. Jednak pokora krzyża, Chrystusa ukrzyżowanego wyklucza także ten triumfalizm. Mamy wyrzec się triumfalizmu, według którego teraz rodzi się rzeczywiście wielki Kościół przyszłości. Kościół Chrystusowy jest zawsze pokorny, a właśnie w ten sposób jest wielki i radosny.”

„Wydaje mi się bardzo ważne, że teraz możemy zobaczyć otwartymi oczyma, ile również rzeczy pozytywnych wyrosło w okresie posoborowym: w odnowie liturgii, w synodach rzymskich, synodach ogólnoświatowych, synodach diecezjalnych, w strukturach parafialnych, we współpracy, w nowej odpowiedzialności świeckich, w wielkiej współodpowiedzialności międzykulturowej i międzykontynentalnej, w nowym doświadczaniu katolickości Kościoła, w jednomyślności, która wzrasta w pokorze, a jednak jest prawdziwą nadzieją świata. W ten sposób mamy, jak sądzę, odkrywać wielkie dziedzictwo Soboru, jakim nie jest duch wyszukiwany poza tekstami, ale właśnie wielkie teksty soborowe, odczytane teraz na nowo w oparciu o doświadczenia, jakie mieliśmy i jakie przyniosły owoce w tylu ruchach, tylu nowych wspólnotach zakonnych.”

„Do Brazylii leciałem wiedząc, jak szerzą się tam sekty i jak Kościół katolicki wydaje się nieco sklerotyczny. Kiedy już tam jednak przybyłem, zobaczyłem, że prawie codziennie rodzi się tam nowa wspólnota zakonna, nowy ruch kościelny. Nie rosną tylko sekty. Rośnie Kościół z nowymi rzeczywistościami pełnymi żywotności. Nie wypełniają one statystyk – to fałszywa nadzieja, statystyka nie może być naszym bożkiem – ale rosną w duszach i tworzą radość wiary, obecność Ewangelii. W ten sposób tworzą również prawdziwy rozwój świata i społeczeństwa. Wydaje mi się zatem, że wielką pokorę Ukrzyżowanego, Kościoła – który jest zawsze pokorny i zawsze napotyka na sprzeciw wielkich potęg gospodarczych, militarnych i innych – powinniśmy uczyć się łączyć z prawdziwym triumfalizmem katolickości, która wzrasta we wszystkich wiekach. Wzrasta również dzisiaj obecność Ukrzyżowanego, który zmartwychwstał, ale zachowuje swe rany. Jest zraniony, ale właśnie w ten sposób odnawia świat, daje swoje tchnienie, które odnawia też Kościół mimo całego naszego ubóstwa. I powiedziałbym, że w tej pokorze krzyża i zarazem radości Pana zmartwychwstałego, który w Soborze dał nam wielki drogowskaz, możemy iść naprzód radośni i pełni nadziei.”

ak/ RV







All the contents on this site are copyrighted ©.