12 lipca mija rok od wybuchu wojny w Libanie. Według różnych statystyk zginęło w niej
ponad 1100 Libańczyków i blisko 50 Izraelczyków. Trwała 33 dni, ale jej skutki Liban
będzie odczuwał jeszcze przez kilka lat.
Masowy exodus chrześcijan, pogłębiający
się kryzys ekonomiczny, zamachy bombowe w Bejrucie i jego okolicach, bezkrólewie polityczne
- wszystko to w ciągu roku zmieniło mapę geopolityczną Libanu. Rodziny poszkodowane
w wojnie dostały tylko częściową gratyfikację i wciąż czekają na obiecaną pomoc. Rekonstrukcja
kraju przebiega bardzo powoli, bo brak jest wystarczających środków, urzędnicy są
opieszali i panuje biurokracja. Część Bejrutu do dziś ma kłopoty z wodą i prądem.
Bezrobocie i beznadzieja - to nieodłączne atrybuty codziennego życia Libanu. W
ciągu tego roku nie zostały podjęte żadne wiążące decyzje między Libanem a Izraelem.
Wciąż obowiązuje jedynie zawieszenie broni, ale nie ma podpisanego traktatu pokojowego.
Natomiast prezydent Iranu ostrzega, że jeśli Izrael ponownie zaatakuje Liban, to Iran
włączy się do tej walki po stronie Libańczyków. To może rodzić kolejny niepokój w
i tak już bardzo pogłębionym kryzysie.
Sytuację skomplikował fakt, że półtora
miesiąca temu islamska organizacja Fatah zajęła jeden z północnych obozów palestyńskich.
Walczy tam do dziś przeciwko wojsku libańskiemu. Każdego dnia giną tam ludzie. To
powoduje, że w Libanie po raz kolejny mówi się o totalnej destabilizacji politycznej.
Organizacje humanitarne robią co mogą, żeby dotrzeć z pomocą do najbardziej potrzebujących,
wciąż jednak są obawy czy wystarczy im czasu, czy ta pomoc nie będzie rozkradziona,
czy okaże się rzeczywiście wystarczająca.
Patriarcha maronitów, kard. Sfeir,
mocno krytykowany za jednostronną opcję polityczną, nie potrafił podnieść na duchu
wszystkich chrześcijan różnych obrządków. Wielu chrześcijan spotykało się w swoich
rytach, ale nie udało się ich wszystkich zgromadzić, tak jak nie udało się zgromadzić
wszystkich Libańczyków, aby poparli jeden projekt kraju, w którym wszyscy mieliby
swoje miejsce, pracę, swoje marzenia.
Dialog społeczny tak na prawdę nie istnieje
i każdy uznaje jedynie swój punkt widzenia. Politycy prześcigają się w propozycjach,
ale nie chcą usiąść do stołu by znaleźć jedno, wspólne rozwiązanie. Brakuje także
wyraźnie lidera, który mógłby jednoczyć Libańczyków. Powoduje to, że sytuacja jest
więcej niż tylko niepokojąca.