2007-03-05 17:20:54

„Antysemici” ratują Żydów ?


Około miliona Polaków – jak się oblicza – pomagało na różne sposoby prześladowanym w czasie II wojny światowej Żydom. Nieraz się podkreśla, że Polska była jedynym krajem, gdzie hitlerowcy za wszelką pomoc niesioną ofiarom ich antysemickiej furii karali śmiercią. Ratujący Żydów ustawicznie narażali się na śmierć, a wraz z nimi całe ich rodziny. Tysiące Polaków zapłaciło za to życiem. Wśród tych, którzy podczas okupacji okazali serce Żydom, byli też ludzie uważani za antysemitów – zwłaszcza pozostający pod wpływem ideologii Romana Dmowskiego, w którego poglądach antysemityzm wyraźnie dochodził do głosu. Wielu przedwojennych, rzeczywistych czy tylko domniemanych „antysemitów” wobec zagłady Żydów zajęło zgoła nie antysemicką postawę.

Jednym z ludzi głośno wypowiadających się w okresie międzywojennym przeciw dominacji gospodarczej Żydów w Polsce był ks. Marceli Godlewski. Tak skonfrontował jego przedwojenną postawę z późniejszą pracą w warszawskim getcie prof. Ludwik Hirszfeld w swojej autobiograficznej „Historii jednego życia”: „Ongiś bojowy antysemita, kapłan wojujący w piśmie i słowie. Ale gdy los zetknął go z tym dnem nędzy, odrzucił precz swoje nastawienie i cały żar swego kapłańskiego serca poświęcił Żydom”.

Ten wybitny lekarz, twórca polskiej szkoły immunologii, osadzony w getcie z racji swego żydowskiego pochodzenia – choć już nie od pierwszego pokolenia katolik – cały rozdział swych wspomnień poświęca miejscu, gdzie prał. Godlewski był proboszczem. Nosi on tytuł: „W cieniu kościoła Wszystkich Świętych”. Hirszfeld przytacza też opinię, jaką o kapłanie wydał stojący wówczas na czele żydowskiej gminy wyznaniowej w Warszawie Adam Czerniaków: „Prezes opowiadał, jak się prałat rozpłakał w jego gabinecie, gdy mówili o żydowskiej niedoli, i jak się starał pomóc i tej niedoli ulżyć. Mówił on, ile ten ksiądz, były antysemita, serca Żydom okazywał”.

Przedwojennej postawy ks. Godlewskiego nie można nazywać bez zastrzeżeń „antysemityzmem”. Był on urodzonym społecznikiem. Z problemami środowiska robotniczego zetknął się najpierw w Łodzi. Polemizował tam z wpływami religijnymi i germanizatorskimi ewangelickich pastorów. Potem szerzył zasady katolickiej nauki społecznej w Warszawie, gdzie utworzył stowarzyszenia Robotników Chrześcijańskich, Służących i Stróżów Domowych. W roku 1915 został tam proboszczem parafii Wszystkich Świętych, gdzie było wielu Żydów, i to bogatszych, bo żydowska biedota mieszkała na Lesznie. Ksiądz-społecznik bronił pracowników przed wyzyskiwaczami – także, choć przecież nie wyłącznie, żydowskimi. Gdy zwalczał żydowską dominację w życiu gospodarczym, czynił to w trosce o rozwój polskiego rzemiosła i handlu.

W listopadzie 1940 r. kościół Wszystkich Świętych przy pl. Grzybowskim znalazł się za murami getta. Ks. Godlewski dobrowolnie pozostał. Otaczał opieką duszpasterską osadzonych w getcie chrześcijan żydowskiego pochodzenia i żydów przyjmujących tam chrzest, a pomocą charytatywną służył wszystkim niezależnie od wyznania. Czynił to z narażeniem życia. Karmił głodnych, ratował dzieci, organizując przerzuty na „aryjską stronę” pod opiekę polskich rodzin. Zmarł jako 80-letni starzec w pierwszych powojennych miesiącach.

Z ramienia Polski Podziemnej zagrożonych zagładą ratowała Rada Pomocy Żydom. Pod kryptonimem Żegota współdziałali w niej Polacy – zarówno działacze katoliccy, jak socjaliści czy lewicowi liberałowie – oraz Żydzi. Należał do niej Władysław Bartoszewski, który w książce „Warto być przyzwoitym” pisze: „Rozdział żydowski w moim życiu zawdzięczam jednej małej ulotce, której autorka ukrywała się wtedy pod pseudonimem. Była to Zofia Kossak, która właśnie latem 1942 r. napisała: «Wobec zbrodni nie wolno pozostawać biernym. Kto z nami tego protestu nie popiera, nie jest katolikiem». Z pomocą całego łańcucha pośredników udało mi się nawiązać kontakt z autorką. Zapytała mnie wprost, czy byłbym gotów zrobić coś dla prześladowanych Żydów”.

Katolicka pisarka utworzyła we wrześniu 1942 r. Tymczasowy Komitet Pomocy Żydom, który w grudniu przekształcił się w działającą aż do roku 1945 Radę. Współzałożycielką była Wanda Krahelska-Filipowicz, związana z Polską Partią Socjalistyczną podobnie jak zaproponowana niedawno do pokojowej nagrody Nobla Irena Sendlerowa, która prowadziła warszawski oddział Żegoty ratujący żydowskie dzieci. Bezpośrednim impulsem do powstania organizacji był wspomniany przez Bartoszewskiego protest Zofii Kossak: „W ghetcie warszawskim, za murem odcinającym od świata, kilkaset tysięcy skazańców czeka na śmierć. Nie istnieje dla nich nadzieja ratunku, nie nadchodzi znikąd pomoc. Ulicami przebiegają oprawcy, strzelając do każdego, kto się ośmieli wyjść z domu. Strzelają podobnie do każdego, kto stanie w oknie. Na jezdni walają się niepogrzebane trupy. Dzienna przepisowa ilość ofiar wynosi 8-10 tys. Policjanci żydowscy obowiązani są dostarczyć ich do rąk katów niemieckich. Jeśli tego nie uczynią, zginą sami. Dzieci nie mogące iść o własnych siłach są ładowane na wozy. Ładowanie odbywa się w sposób tak brutalny, że mało które dojeżdża do rampy. Matki patrzące na to dostają obłędu. Ilość obłąkanych z rozpaczy i grozy równa się ilości zastrzelonych.

Na rampie czekają wagony kolejowe. Kaci upychają w nich skazańców po 150 w jednym. Na podłodze leży gruba warstwa wapna i chloru polana wodą. Drzwi wagonu zostają zaplombowane. Czasem pociąg rusza zaraz po załadowaniu, czasem stoi na bocznym torze dobę, dwie... To nie ma już dla nikogo żadnego znaczenia. Z ludzi stłoczonych tak ciasno, ze umarli nie mogą upaść i stoją nadal ramię w ramię z żyjącymi, z ludzi konających z wolna w oparach wapna i chloru, pozbawionych powietrza, kropli wody, pożywienia - i tak nikt nie pozostanie przy życiu. Gdziekolwiek, kiedykolwiek dojadą śmiertelne pociągi - zawierać będą tylko trupy...

Wobec tej męki wyzwoleniem stałby się rychły zgon. Oprawcy to przewidzieli. Wszystkie apteki na terenie ghetta zostały zamknięte, by nie dostarczyły trucizny. Broni nie ma. Jedyne co pozostaje, to rzucanie się z okien na bruk. Toteż bardzo wielu skazańców wymyka się katom w ten sposób.

To samo co w ghetcie warszawskim odbywa się od pół roku w stu mniejszych i większych miasteczkach i miastach polskich. Ogólna liczba zabitych przenosi już milion, a cyfra ta powiększa się z każdym dniem. Giną wszyscy. Bogacze i ubodzy, starce, kobiety, mężczyźni, młodzież, niemowlęta, katolicy umierający z Imieniem Jezusa i Maryi, równie jak starozakonni. Wszyscy zawinili tym, że się urodzili w narodzie żydowskim, skazanym na zagładę przez Hitlera”.

Pisarka oskarża wszystkich, którzy okazali się obojętni na zagładę – tak światowe mocarstwa, jak też własnych rodaków i nawet samych Żydów, oczywiście tych z krajów nie objętych niemiecką okupacją: „Świat patrzy na tę zbrodnię, straszliwszą niż wszystko co widziały dzieje - i milczy. Rzeź milionów bezbronnych ludzi dokonywa się wśród powszechnego, złowrogiego milczenia. Milczą kaci, nie chełpią się tym, co czynią. Nie zabierają głosu Anglia ani Ameryka, milczy nawet wpływowe międzynarodowe żydostwo, tak dawniej przeczulone na każdą krzywdę swoich. Milczą i Polacy. Polscy polityczni przyjaciele Żydów ograniczają się do notatek dziennikarskich, polscy przeciwnicy żydów objawiają brak zainteresowania dla sprawy im obcej. Ginący żydzi otoczeni są przez samych umywających ręce Piłatów. Tego milczenia dłużej tolerować nie można. Jakiekolwiek są jego pobudki - jest ono nikczemne. Kto milczy w obliczu mordu - staje się wspólnikiem mordercy. Kto nie potępia - ten przyzwala”.

Zofia Kossak nie waha się użyć wprost antysemickich sformułowań. Powołuje się na polski interes narodowy: „Zabieramy przeto glos my, katolicy-Polacy. Uczucia nasze względem żydów nie uległy zmianie. Nie przestajemy ich uważać za politycznych, gospodarczych i ideowych wrogów Polski. Co więcej, zdajemy sobie sprawę z tego, że nienawidzą nas oni więcej niż Niemców, że czynią nas odpowiedzialnymi za swoje nieszczęście. Dlaczego, na jakiej podstawie, to pozostaje tajemnicą duszy żydowskiej, niemniej jest faktem nieustannie potwierdzanym. Świadomość tych uczuć jednak nie zwalnia nas z obowiązku potępienia zbrodni. Nie chcemy być Piłatami. Nie mamy możności czynnie przeciwdziałać morderstwom niemieckim, nie możemy nic poradzić, nikogo uratować, lecz protestujemy z głębi serc przejętych litością, oburzeniem i grozą. Protestu tego domaga się od nas Bóg, Bóg, który nie pozwolił zabijać. Domaga się sumienie chrześcijańskie. Każda istota, zwąca się człowiekiem, ma prawo do miłości bliźniego. Krew bezbronnych woła o pomstę do nieba. Kto z nami tego protestu nie popiera - nie jest katolikiem.

Protestujemy równocześnie jako Polacy. Nie wierzymy, by Polska odnieść mogła korzyść z okrucieństw niemieckich. Przeciwnie. W upartym milczeniu międzynarodowego żydostwa, w zabiegach propagandy niemieckiej usiłującej już teraz zrzucić odium za rzeź Żydów na Litwinow i ... Polaków, wyczuwamy planowanie wrogiej dla nas akcji. Wiemy również, jak trujący bywa posiew zbrodni. Przymusowe uczestnictwo narodu polskiego w krwawym widowisku, spełniającym się na ziemiach polskich, może snadnie wyhodować zobojętnienie na krzywdę, sadyzm i ponad wszystko groźne przekonanie, że wolno mordować bliźnich bezkarnie. Kto tego nie rozumie, kto dumną, wolną przyszłość Polski śmiałby łączyć z nikczemną radością z nieszczęścia bliźniego - nie jest przeto ani katolikiem, ani Polakiem”.

Autorka tych słów z narażeniem życia ratowała Żydów. Więziono ją za to w Oświęcimiu i na warszawskim Pawiaku. Za działalność w Radzie Pomocy Żydom Zofię Kossak odznaczono po wojnie w Izraelu medalem „Sprawiedliwego wśród Narodów Świata”.

Aleksander Kowalski








All the contents on this site are copyrighted ©.