O sytuacji chrześcijan w Turcji oraz znaczeniu obecnej pielgrzymki z łacińskim wikariuszem
apostolskim Anatolii, bp. Luigim Padovese rozmawia Beata Zajączkowska.
BZ: Ekscelencjo,
już Jan Paweł II zwracał uwagę na potrzebę prawnego uznania Kościołów katolickich
różnych obrządków w Turcji. Temat mniejszości religijnych wielokrotnie był podnoszony.
Bez rezultatu?
Bp Padovese: Jak dotąd nie było pozytywnych rezultatów.
To znaczy mniejszość katolicka nie jest jeszcze przez państwo uznawana. A to ma całą
serię dość poważnych konsekwencji. Na przykład nie pozwala nam to na formowanie tu
na miejscu lokalnego kleru. Sprawia nam to niejednokrotnie wiele trudności prawnych,
na przykład w tym, co dotyczy posiadania własności kościelnych. Słowem wiele problemów
pozostaje nierozwiązanych dlatego, że brak nam uznania osobowości prawnej.
BZ: Benedykt
XVI w jakiś sposób udzielił poparcia procesowi demokratyzacji, zmierzającemu do integracji
Turcji z Unią Europejską. Czy może to poprawić sytuację Kościołów i mniejszości religijnych?
Bp
Padovese: To, co powiedział Ojciec Święty jest w zasadzie stanowiskiem podzielanym
przez katolicki Episkopat Turcji, a nawet nie tylko katolicki. Jesteśmy za tym, gdyż
chcemy by proces demokratyzacji w Turcji nie pozostawał jedynie w sferze pobożnych
życzeń, ale by się skutecznie realizował. To znaczy, jeśli klimat w Turcji będzie
demokratyczny, to nie będzie żadnych problemów z uznaniem jego miejsca w systemie
pluralistycznym, takim jak europejski, w którym każdy ma swe miejsce i wolność wyrażania
opinii. Oczywiście jeśli to się nie dzieje, to pojawiają się rzeczywiste problemy.
Bo w takim przypadku będziemy mieli dwie miary: dla chrześcijan w Turcji i dla chrześcijan
w Europie, które nie są takie same.
BZ: W Efezie Ojciec Święty wspomniał
również o księdzu Andrei Santoro. Czy zdaniem Ekselencji ta podróż może poprawić sytuację
księży w Turcji? Niektórzy z nich, jak następca księdza Santoro, przyznają, że ich
posłudze towarzyszy również lęk.
Bp Padovese: Nie sądzę, aby podróż
Papieża do Turcji mogła w znaczący sposób zmienić postawy nacjonalistyczne islamskich
fundamentalistów czy radykałów. Dlatego, że są to postawy wręcz skostniałe, spietryfikowane.
Trudno by tu się coś zmieniło. Natomiast tym co może się zmienić jest bardziej pozytywny
obraz Papieża, a poprzez to także bardziej pozytywny obraz Kościoła w Turcji. Na to
teraz czekamy i spodziewamy się, że to nastąpi. To znaczy, że społeczeństwo tureckie,
które z chrześcijanami często w ogóle nie miało bezpośredniego kontaktu, poprzez Ojca
Świętego zobaczy, że nie jesteśmy takimi ateistami, niewierzącymi, niewiernymi, jak
często się nas jeszcze przedstawia.
BZ: Kierownik urzędu ds. wyznań
stwierdził, że chrześcijanie mają wiele uprzedzeń wobec muzułmanów. Czy zdaniem Księdza
Biskupa jest to prawdą, czy ma to również miejsce w Turcji?
Bp Padovese:
To znaczy jest prawdą, jeśli odbija się piłeczkę mówiąc, że to samo dzieje się
wśród chrześcijan. Historia zradykalizowała tu stanowiska, zarówno w jednej, jak i
w drugiej kulturze. Dlatego uznanie wartości musi być wzajemne. Nie może być jedynie
uznaniem praw, ale i wartości, które każda kultura z sobą niesie. A gdy mówię o kulturze,
mam na myśli także każdą religię, która również wyraża się poprzez kulturę. Tak więc
prawdą jest to, co mówił przewodniczący Bardakoglu, ale to samo równie dobrze mógłby
powiedzieć i Ojciec Święty, czyli wezwać by muzułmanie mieli bardziej adekwatny obraz
chrześcijan i chrześcijaństwa.
BZ: Zanim przyjechał Ojciec Święty prasa
turecka była bardzo krytyczna. Teraz zupełnie się to zmieniło. Dlaczego?
Bp
Padovese: Tak. Nastawienie się zmieniło, moim zdaniem, dla wielu racji. Przede
wszystkim, ponieważ miały miejsce kontakty na poziomie politycznym, które w pewien
sposób przechyliły szalę – nazwijmy to - z chłodnego nastawienia na ciepłe przyjęcie.
Drugą racją były też słowa, które Ojciec Święty skierował do narodu tureckiego uznając
jego godność i świecki charakter państwa – czyli wartości, które ten naród rzeczywiście
posiada. Kolejnym bardzo znaczącym elementem jest fakt, że oczy całego świata są w
tych dniach zwrócone na Turcję. Taki zniesławiający, wręcz oszczerczy obraz Ojca Świętego,
te obsesyjne krytyki, nie zostawiłyby dobrego obrazu kraju. Wydaje mi się, że i z
tego powodu turecka prasa odeszła nieco od polemicznych tonów poprzednich dni.
BZ: Dzisiejszy
dzień ma aspekt ekumeniczny, ale i międzyreligijny, gdyż w programie znalazło się
spotkanie również z Wielkim Rabinem Turcji. Oprócz wizyty w Hagia Sophia również odwiedziny
Błękitnego Meczetu. Jakie znaczenie dla narodu tureckiego mają te dwa ostatnie spotkania?
Błękitny Meczet dodano do programu praktycznie w ostatniej chwili.
Bp Padovese:
Tak. W podróży Ojca Świętego były znaczące zmiany. Pierwszą, moim zdaniem, było
spotkanie z Bardakoglu. Choć jest to urzędnik, w pewien sposób wyszło ono nieco poza
protokół. Odbierane jest jako gest dobrej woli ze strony Ojca Świętego, jako przejaw
woli dialogu i ukazania, że jego dogłębną intencją nie było obrażanie czy stawianie
islamu w złym świetle. W sposób oczywisty zarówno wizyta w Hagia Sophia, jak i w Błękitnym
Meczecie są znaczące. Pierwsza świątynia stała się faktycznie muzeum. Ale jest to
muzeum mówiące o historii, gromadzące dziedzictwo chrześcijańskie, które było tu obecne
przez milenium, a równocześnie rzeczywistość innej religii, którą jest islam, obecny
przez ponad 400 lat. Powiedziałbym więc, że owszem, jest to muzeum, ale muzeum, które
mówi. Przemawia do serc wierzących, zarówno do nas, chrześcijan, jak i do serc muzułmanów.
Dlatego zasługuje na szczególną uwagę. Natomiast wizyta w Błękitnym Meczecie wpisuje
się w tę wolę Ojca Świętego uznania rzeczywistości religijnych, które posiadają wartość,
jak przyznaje to również soborowy dekret Nostra Aetate, gdyż w głębi Bóg przemówił
poprzez swego Syna Jezusa Chrystusa, jednak Duch nie ogranicza się tylko do Kościoła,
ale działa i poza nim, często nawet wcześniej, aniżeli Kościół tam dotrze. Tak więc
chodzi tu o uznanie, że kto szuka Boga – ten jest na dobrej drodze, nawet jeśli ściśle
nie wchodzi do chrześcijańskiego świata.