2006-09-13 16:13:35

Wywiad z bratem ojca świętego, ks. Georgiem Ratzingerem


Ratyzbona jest szczególnie bliska Benedyktowi XVI. W tym mieście do dziś mieszka brat papieża, tutaj swój dom ma Benedykt XVI i tutaj są pochowani rodzice papieża oraz jego siostra. W prywatnym dniu papieskiej pielgrzymki gościem Tomasza Kyci jest ks. Georg Ratzinger, z którym rozmawia on o dzieciństwie, dorastaniu oraz drodze do kapłaństwa obecnego papieża. Wywiad został zrealizowany dla TVP.
 
Pamięta Ksiądz Prałat narodziny swojego brata?

Pamiętam, że tamtej nocy obudził mnie jakiś hałas. Myślałem, że już pora wstawać, ale tato przyszedł i powiedział, że jest jeszcze za wcześnie, że mogę jeszcze spokojnie spać, bo dzisiaj urodził się nam mały braciszek. Wtedy jeszcze nie rozumiałem, o co chodzi. To był nadzwyczajny dzień, bo rodzice byli zajęci czymś innym, a ja i moja siostra obserwowaliśmy to wszystko jakby z boku. Ale nie pamiętam już, że jeszcze tego samego dnia rodzice poszli ochrzcić mojego brata podczas liturgii paschalnej.
 

 
Widzę, że lubi Ksiądz wspominać swoje dzieciństwo...

Tak, rzeczywiście lubię wspominać moją rodzinę i moje dzieciństwo. Było ono co prawda w pewnym sensie surowe i trudne, ale z dzisiejszej perspektywy potrafię lepiej zrozumieć niektóre decyzje rodziców. Ojciec był surowym i rzetelnym żandarmem. Matka kobietą pełną humoru i dobroci. Wieczorami zbieraliśmy się często wokół ojca, który grał na cytrze, a my śpiewaliśmy różne pieśni. My, to znaczy nasza mama, najstarsza siostra Maria, pośrodku ja i najmłodszy Joseph. To były piękne wspólne chwile. Zostały jednak przerwane przez wojnę, gdy zostaliśmy na jakiś czas od siebie oddzieleni. Ale i podczas tej rozłąki jeszcze bardziej doświadczyliśmy, jak silne są nasze rodzinne więzy.



Czyli fundamentem rodziny – jeśli dobrze zrozumiałem – był surowy ojciec i pełna dobroci matka?

 
Ojciec był surowy, ale potrafił też być łagodny i delikatny, szczególnie poprzez granie i śpiewanie w rodzinie. To nie był człowiek, który jedynie wymagał i oczekiwał posłuszeństwa. Był zarazem bardzo wyrozumiały dla nas dzieci i naszego rozwoju. I odwrotnie: również mama potrafiła być surowa i wymagać od nas posłuszeństwa wobec rodziców. Ale wiedzieliśmy, że to wszystko jest przejawem życzliwości i dobroci wobec nas. Rodzice kochali nas i chcieli, byśmy kroczyli właściwą drogą.



A skąd się wzięła wiara w Waszej rodzinie? Gdzie szukać jej początków?

Obydwie rodziny moich rodziców były głęboko wierzące. Ojciec pochodził z chłopskiej rodziny z Dolnej Bawarii. Jego wujek był księdzem. Wiara była tam czymś oczywistym. Praktykowało się ją bez krytycznych pytań. Modliło się rano, przy każdym posiłku i wieczorem, a także chodziło na msze święte. Katecheza, na którą uczęszczały dzieci, była dla nich drogowskazem i pomocą w codziennym życiu. Podobnie traktowało się religię w domu mojej mamy. Obydwie rodziny żyły religijnym rytmem. I to sprawiło, że wiara dla nas dzieci stała się czymś nieodzownym, czymś, bez czego nie można w ogóle żyć. Była dla nas drogowskazem.



Pamięta jeszcze Ksiądz jakieś szczegóły z tego dziecięcego życia modlitewnego?

Kiedy byliśmy jeszcze mali, spaliśmy z bratem w tym samym pokoju. Pamiętam, jak przychodzili do nas wieczorem rodzice, by się razem z nami pomodlić przed spoczynkiem. Było to dla nas jakimś tajemniczym i pięknym przeżyciem. Później zostałem ministrantem, a po mnie również mój brat. To nadało nowy rytm naszej rodzinie, ponieważ mieliśmy stałe godziny służby przy ołtarzu. Nie było też do pomyślenia, by któryś z nas zasiadł do stołu bez modlitwy. Po posiłkach również nikt nie wstawał od stołu, dopóki nie pomodliliśmy się razem. Szczególnie pamiętam modlitwę po kolacji, która trwała trochę dłużej – nam dzieciom wtedy wydawała się nawet zbyt długa. Ojciec zbierał różne kartki z intencjami i wkładał je do modlitewnika. Przy wieczornej modlitwie odczytywał je na głos i razem modliliśmy się w intencjach różnych ludzi.


Zaledwie kilkanaście kilometrów dzieliło Wasz dom od Altötting. Jak ważne było wtedy dla Was to sanktuarium maryjne?

O Altötting często rozmawialiśmy w domu. Zresztą, tato często jeździł tam na rowerze. Szczególnie pamiętam kanonizację brata Konrada von Parzham, kapucyna. Pojechaliśmy wtedy do Altötting razem z mamą, siostrą i bratem Josephem. Pamiętam nocną procesję światła i niekończące się tłumy pielgrzymów, którzy przechodzili, śpiewając i trzymając świece w ręku. To oczywiście zapadło mnie i mojemu bratu mocno w pamięci. Poza tym w naszym domu panowała atmosfera tego sanktuarium, często je wspominaliśmy. Myślę, że miało ono ogromny wpływ na wybór naszej dalszej drogi.


Altötting było i jest wybitnym miejscem pielgrzymkowym, ale na ile ta religijność dawała się odczuć na co dzień?

Życie w wiosce w tamtych czasach przepełnione było elementami religijnymi. W każdą niedzielę i święta wszyscy gromadzili się na mszy w kościele. Pamiętam szczególnie obrzędy liturgiczne Wielkiego Tygodnia. W Wielki Piątek zasłaniano w kościołach wszystkie okna, a potem zasłony te były zrywane podczas Wigilii Paschalnej i do ciemnego kościoła wpadało światło. Nasze codzienne życie tętniło liturgicznym, religijnym rytmem. Pamiętam nawet, że w Wielką Sobotę w Aschau zbierali się u miejscowego fryzjera wszyscy chłopi, by się ogolić i przygotować do wielkanocnego święta. Całe życie przepełnione było religią, a ja z bratem przeżywaliśmy je bardzo intensywnie, również dlatego, że w naszym kościele parafialnym byliśmy ministrantami.


Pamięta Ksiądz rozmowy z bratem Josephem na temat kapłaństwa? Albo w ogóle możliwości wyboru takiej drogi?

Do seminarium w Traunstein wstąpiłem trzy lata wcześniej niż Joseph. On był wtedy jeszcze w szkole podstawowej, ale był już bardzo przejęty faktem, że wstąpiłem do seminarium. Śledził moje kroki z wielkim zainteresowaniem. Pamiętam, jakie wrażenie zrobił na nim chorał, który otrzymałem w seminarium. Był nim zachwycony, choć chorał był cały w języku łacińskim. Ale właściwie wiele nie rozmawialiśmy o naszym powołaniu kapłańskim. Każdy z nas kroczył swoją drogą życiową, a nasz wybór był czymś oczywistym. W tamtych czasach nie wszystko, co się robiło, natychmiast należało krytykować i pieczołowicie badać. Raczej nie pamiętam, byśmy rozmawiali o naszym kapłaństwie.


Kiedy byliście w niższym seminarium duchownym, nasilała się w Niemczech ideologia Hitlera. Co się mówiło wtedy w Waszym domu na jej temat?

Jeśli dobrze pamiętam, ojciec niewiele mówił w domu o nazistach, bo dobrze znał przysłowie, które mówi, że "dzieci i błazny zawsze mówią prawdę". A mówienie prawdy w Trzeciej Rzeszy oznaczało własny koniec. Później, kiedy byliśmy już starsi, wiedzieliśmy, że nasi rodzice byli przeciwko ideologii Hitlera. Dla nich naziści byli uosobieniem zła i nieszczęścia. Pamiętam, że w gimnazjum w Tittmoning nie jeden raz oberwaliśmy od dzieci nazistów. Oni byli bardzo wrogo nastawieni do nas, chłopców z niższego seminarium duchownego, o których było wiadomo, że są przeciwni Hitlerowi.


Ale w końcu kiedyś zmuszono Was, byście założyli mundury Hitlerjugend? W końcu w mundurze pokazany był Joseph Ratzinger krótko po wyborze na papieża...

Nigdy nie zakładaliśmy munduru Hitlerjugend, bo byliśmy przez pewien czas w tak zwanej przymusowej części Hitlerjugend, która nie miała mundurów. Ten, w którym często pokazywany był mój brat, to mundur oddziału przeciwlotniczego. Cały rocznik, czy ktoś chciał czy nie, był wtedy pobrany do obrony przeciwlotniczej.


Lata powojenne to już wyższe seminarium w Monachium i Fryzyndze. Zauważyliście wówczas z kolegami klerykami nadzwyczajne zdolności brata? Nie zastanawialiście się już wtedy, że może zrobić karierę?

Raczej wiele się nie zastanawialiśmy i nie dyskutowaliśmy. Wiedzieliśmy, że mój brat jest bardzo zainteresowany teologią i ma wyjątkowy dar naukowca, ale nie myśleliśmy, jaką może kiedyś zrobić karierę.


Niektórzy teolodzy twierdzą, że działalność teologiczna Josepha Ratzingera można podzielić na przedsoborową i posoborową. Obydwie ponoć się od siebie różnią?

Ja nie widzę różnicy w jego teologii przed i po Soborze Watykańskim II. Oczywiście, Sobór był dla niego wielkim przeżyciem, choćby ze względu na spotkanie z tyloma ważnymi biskupami i profesorami. To na pewno go wzbogaciło, ale nie widzę zmiany kierunku w jego teologii przed i po Soborze.


Ale nigdy nie chciał być rewolucjonistą w Kościele?

Idea rewolucyjna nigdy nas nie pociągała. W domu rodzinnym zawsze chcieliśmy wiedzieć, jakie są obowiązujące wartości i takie też przyjmowaliśmy. A rewolucjonista jest kimś, kto jest niezadowolony z obowiązujących wartości i chce je zmienić. Myśmy oczywiście nie byli bezkrytyczni, ale zawsze staraliśmy się widzieć dobro w tym, co już jest i obowiązuje. Dlatego mój brat nigdy nie był rewolucjonistą w Kościele.


Skąd się bierze u Benedykta XVI jego klarowność wypowiedzi? W zasadzie zachował ją we wszystkich swoich pracach teologicznych. W Niemczech uważa się go za naukowca prostolinijnego.

On to wyniósł z domu rodzinnego. Tam lubiło się jasne sytuacje. Żyliśmy według klarownych wskazówek i myślę, że mój brat przejął właśnie taki klarowny styl życia.


Jak przeżył Ksiądz Prałat święcenia biskupie swojego brata?

Jego święcenia biskupie były dla mnie dużą niespodzianką i wielkim, raczej smutnym życiowym przełomem, zresztą podobnym do tego ostatniego, kiedy został papieżem. Już wtedy w 1977 roku jako arcybiskup Monachium i Fryzyngi miał więcej pracy, był częściej zajęty i zostawał w centrum uwagi jeszcze bardziej niż jako profesor teologii.


Wiele się spekuluje na temat zamiłowań muzycznych papieża. Czy rzeczywiście sam gra na pianinie?

Gra na pianinie, kiedyś też grywał na organach i skrzypcach. Ale później miał coraz więcej obowiązków i na muzykę było coraz mniej czasu. Ale zawsze musiał mieć pianino w swoim domu i jak tylko mógł, próbował ćwiczyć. Kiedy go odwiedzam w Rzymie, zawsze chce, by wieczorem, zanim się rozstaniemy, zagrać mu coś na pianinie.


Jakie to są utwory? Co lubi najbardziej?

To są najczęściej pieśni liturgiczne, ale chętnie słucha, gdy gram pieśni ludowe. Lubi klasykę i nasz niemiecki romantyzm, ale również Bacha, Händla, a także Heydna, Mozarta, Schuberta i Beethovena. To na pewno jest muzyka, którą lubi. Chodził, na ile było to możliwe, na koncerty, ale nie miał dostatecznie czasu, by znaleźć własny klucz do awangardy. Aczkolwiek jest bardziej tolerancyjny ode mnie, bo kiedyś na wspólnych wakacjach słyszeliśmy koncert organowy Messiana i podobał mu się bardziej niż mnie.
Poza tym, zawsze interesowała go architektura kościelna. Wszystko, co jest związane z budową sakralną i obrazami, zawsze go pasjonowało. Zresztą, niektóre obrazy czy budowle były nawet przedmiotem jego rozważań teologicznych, jeśli pomagały w odpowiedniej definicji wiary.


Joseph Ratzinger, brat Księdza jest teraz papieżem Benedyktem XVI. Czy coś się między Wami braćmi zmieniło od tego czasu?

Nadal się spotykamy i telefonujemy do siebie. Nasze braterskie więzi są nadal bardzo serdeczne. Ale nie wtrącam się w jego papieski urząd. Myślę, że on sam o wiele lepiej wie, jak go należy pełnić. Zresztą, jego linia bardzo mi odpowiada.

Rozmawiał T. Kycia, Berlin







All the contents on this site are copyrighted ©.