Wywiad z bratem ojca świętego, ks. Georgiem Ratzingerem
Ratyzbona jest szczególnie bliska Benedyktowi XVI. W tym mieście do dziś mieszka brat
papieża, tutaj swój dom ma Benedykt XVI i tutaj są pochowani rodzice papieża oraz
jego siostra. W prywatnym dniu papieskiej pielgrzymki gościem Tomasza Kyci jest ks.
Georg Ratzinger, z którym rozmawia on o dzieciństwie, dorastaniu oraz drodze do kapłaństwa
obecnego papieża. Wywiad został zrealizowany dla TVP. Pamięta
Ksiądz Prałat narodziny swojego brata?
Pamiętam, że tamtej nocy obudził
mnie jakiś hałas. Myślałem, że już pora wstawać, ale tato przyszedł i powiedział,
że jest jeszcze za wcześnie, że mogę jeszcze spokojnie spać, bo dzisiaj urodził się
nam mały braciszek. Wtedy jeszcze nie rozumiałem, o co chodzi. To był nadzwyczajny
dzień, bo rodzice byli zajęci czymś innym, a ja i moja siostra obserwowaliśmy to wszystko
jakby z boku. Ale nie pamiętam już, że jeszcze tego samego dnia rodzice poszli ochrzcić
mojego brata podczas liturgii paschalnej.
Widzę,
że lubi Ksiądz wspominać swoje dzieciństwo...
Tak, rzeczywiście
lubię wspominać moją rodzinę i moje dzieciństwo. Było ono co prawda w pewnym sensie
surowe i trudne, ale z dzisiejszej perspektywy potrafię lepiej zrozumieć niektóre
decyzje rodziców. Ojciec był surowym i rzetelnym żandarmem. Matka kobietą pełną humoru
i dobroci. Wieczorami zbieraliśmy się często wokół ojca, który grał na cytrze, a my
śpiewaliśmy różne pieśni. My, to znaczy nasza mama, najstarsza siostra Maria, pośrodku
ja i najmłodszy Joseph. To były piękne wspólne chwile. Zostały jednak przerwane przez
wojnę, gdy zostaliśmy na jakiś czas od siebie oddzieleni. Ale i podczas tej rozłąki
jeszcze bardziej doświadczyliśmy, jak silne są nasze rodzinne więzy.
Czyli
fundamentem rodziny – jeśli dobrze zrozumiałem – był surowy ojciec i pełna dobroci
matka? Ojciec był surowy, ale potrafił
też być łagodny i delikatny, szczególnie poprzez granie i śpiewanie w rodzinie. To
nie był człowiek, który jedynie wymagał i oczekiwał posłuszeństwa. Był zarazem bardzo
wyrozumiały dla nas dzieci i naszego rozwoju. I odwrotnie: również mama potrafiła
być surowa i wymagać od nas posłuszeństwa wobec rodziców. Ale wiedzieliśmy, że to
wszystko jest przejawem życzliwości i dobroci wobec nas. Rodzice kochali nas i chcieli,
byśmy kroczyli właściwą drogą.
A skąd się wzięła wiara w Waszej
rodzinie? Gdzie szukać jej początków?
Obydwie rodziny moich rodziców
były głęboko wierzące. Ojciec pochodził z chłopskiej rodziny z Dolnej Bawarii. Jego
wujek był księdzem. Wiara była tam czymś oczywistym. Praktykowało się ją bez krytycznych
pytań. Modliło się rano, przy każdym posiłku i wieczorem, a także chodziło na msze
święte. Katecheza, na którą uczęszczały dzieci, była dla nich drogowskazem i pomocą
w codziennym życiu. Podobnie traktowało się religię w domu mojej mamy. Obydwie rodziny
żyły religijnym rytmem. I to sprawiło, że wiara dla nas dzieci stała się czymś nieodzownym,
czymś, bez czego nie można w ogóle żyć. Była dla nas drogowskazem.
Pamięta
jeszcze Ksiądz jakieś szczegóły z tego dziecięcego życia modlitewnego?
Kiedy
byliśmy jeszcze mali, spaliśmy z bratem w tym samym pokoju. Pamiętam, jak przychodzili
do nas wieczorem rodzice, by się razem z nami pomodlić przed spoczynkiem. Było to
dla nas jakimś tajemniczym i pięknym przeżyciem. Później zostałem ministrantem, a
po mnie również mój brat. To nadało nowy rytm naszej rodzinie, ponieważ mieliśmy stałe
godziny służby przy ołtarzu. Nie było też do pomyślenia, by któryś z nas zasiadł do
stołu bez modlitwy. Po posiłkach również nikt nie wstawał od stołu, dopóki nie pomodliliśmy
się razem. Szczególnie pamiętam modlitwę po kolacji, która trwała trochę dłużej –
nam dzieciom wtedy wydawała się nawet zbyt długa. Ojciec zbierał różne kartki z intencjami
i wkładał je do modlitewnika. Przy wieczornej modlitwie odczytywał je na głos i razem
modliliśmy się w intencjach różnych ludzi.
Zaledwie kilkanaście kilometrów
dzieliło Wasz dom od Altötting.Jak ważne było wtedy dla
Was to sanktuarium maryjne?
O Altötting często rozmawialiśmy w domu.
Zresztą, tato często jeździł tam na rowerze. Szczególnie pamiętam kanonizację brata
Konrada von Parzham, kapucyna. Pojechaliśmy wtedy do Altötting razem z mamą, siostrą
i bratem Josephem. Pamiętam nocną procesję światła i niekończące się tłumy pielgrzymów,
którzy przechodzili, śpiewając i trzymając świece w ręku. To oczywiście zapadło mnie
i mojemu bratu mocno w pamięci. Poza tym w naszym domu panowała atmosfera tego sanktuarium,
często je wspominaliśmy. Myślę, że miało ono ogromny wpływ na wybór naszej dalszej
drogi.
Altötting było i jest wybitnym miejscem pielgrzymkowym,
ale na ile ta religijność dawała się odczuć na co dzień?
Życie
w wiosce w tamtych czasach przepełnione było elementami religijnymi. W każdą niedzielę
i święta wszyscy gromadzili się na mszy w kościele. Pamiętam szczególnie obrzędy liturgiczne
Wielkiego Tygodnia. W Wielki Piątek zasłaniano w kościołach wszystkie okna, a potem
zasłony te były zrywane podczas Wigilii Paschalnej i do ciemnego kościoła wpadało
światło. Nasze codzienne życie tętniło liturgicznym, religijnym rytmem. Pamiętam nawet,
że w Wielką Sobotę w Aschau zbierali się u miejscowego fryzjera wszyscy chłopi, by
się ogolić i przygotować do wielkanocnego święta. Całe życie przepełnione było religią,
a ja z bratem przeżywaliśmy je bardzo intensywnie, również dlatego, że w naszym kościele
parafialnym byliśmy ministrantami.
Pamięta Ksiądz rozmowy z bratem
Josephem na temat kapłaństwa? Albo w ogóle możliwości
wyboru takiej drogi?
Do seminarium w Traunstein wstąpiłem trzy lata
wcześniej niż Joseph. On był wtedy jeszcze w szkole podstawowej, ale był już bardzo
przejęty faktem, że wstąpiłem do seminarium. Śledził moje kroki z wielkim zainteresowaniem.
Pamiętam, jakie wrażenie zrobił na nim chorał, który otrzymałem w seminarium. Był
nim zachwycony, choć chorał był cały w języku łacińskim. Ale właściwie wiele nie rozmawialiśmy
o naszym powołaniu kapłańskim. Każdy z nas kroczył swoją drogą życiową, a nasz wybór
był czymś oczywistym. W tamtych czasach nie wszystko, co się robiło, natychmiast należało
krytykować i pieczołowicie badać. Raczej nie pamiętam, byśmy rozmawiali o naszym kapłaństwie.
Kiedy
byliście w niższym seminarium duchownym, nasilała się w Niemczech
ideologia Hitlera. Co się mówiło wtedy w Waszym domu na jej temat?
Jeśli
dobrze pamiętam, ojciec niewiele mówił w domu o nazistach, bo dobrze znał przysłowie,
które mówi, że "dzieci i błazny zawsze mówią prawdę". A mówienie prawdy w Trzeciej
Rzeszy oznaczało własny koniec. Później, kiedy byliśmy już starsi, wiedzieliśmy, że
nasi rodzice byli przeciwko ideologii Hitlera. Dla nich naziści byli uosobieniem zła
i nieszczęścia. Pamiętam, że w gimnazjum w Tittmoning nie jeden raz oberwaliśmy od
dzieci nazistów. Oni byli bardzo wrogo nastawieni do nas, chłopców z niższego seminarium
duchownego, o których było wiadomo, że są przeciwni Hitlerowi.
Ale
w końcu kiedyś zmuszono Was, byście założyli
mundury Hitlerjugend? W końcu w mundurze pokazany był
JosephRatzinger krótko po wyborze na papieża...
Nigdy
nie zakładaliśmy munduru Hitlerjugend, bo byliśmy przez pewien czas w tak zwanej przymusowej
części Hitlerjugend, która nie miała mundurów. Ten, w którym często pokazywany był
mój brat, to mundur oddziału przeciwlotniczego. Cały rocznik, czy ktoś chciał czy
nie, był wtedy pobrany do obrony przeciwlotniczej.
Lata powojenne
to już wyższe seminarium w Monachium i Fryzyndze. Zauważyliście wówczas
z kolegami klerykami nadzwyczajne zdolności brata? Nie zastanawialiście
sięjuż wtedy, że może zrobić
karierę?
Raczej wiele się nie zastanawialiśmy i nie dyskutowaliśmy.
Wiedzieliśmy, że mój brat jest bardzo zainteresowany teologią i ma wyjątkowy dar naukowca,
ale nie myśleliśmy, jaką może kiedyś zrobić karierę.
Niektórzy
teolodzy twierdzą, że działalność teologiczna Josepha Ratzingera można podzielić na
przedsoborową i posoborową. Obydwie ponoć się od siebie różnią?
Ja
nie widzę różnicy w jego teologii przed i po Soborze Watykańskim II. Oczywiście, Sobór
był dla niego wielkim przeżyciem, choćby ze względu na spotkanie z tyloma ważnymi
biskupami i profesorami. To na pewno go wzbogaciło, ale nie widzę zmiany kierunku
w jego teologii przed i po Soborze.
Ale nigdy nie chciał być rewolucjonistą
w Kościele?
Idea rewolucyjna nigdy nas nie pociągała. W domu rodzinnym
zawsze chcieliśmy wiedzieć, jakie są obowiązujące wartości i takie też przyjmowaliśmy.
A rewolucjonista jest kimś, kto jest niezadowolony z obowiązujących wartości i chce
je zmienić. Myśmy oczywiście nie byli bezkrytyczni, ale zawsze staraliśmy się widzieć
dobro w tym, co już jest i obowiązuje. Dlatego mój brat nigdy nie był rewolucjonistą
w Kościele.
Skąd się bierze u Benedykta
XVI jego klarowność wypowiedzi? W zasadzie zachował ją we wszystkich
swoich pracach teologicznych. W Niemczech uważa się go
za naukowca prostolinijnego.
On to wyniósł z domu rodzinnego. Tam lubiło
się jasne sytuacje. Żyliśmy według klarownych wskazówek i myślę, że mój brat przejął
właśnie taki klarowny styl życia.
Jak przeżył Ksiądz Prałat święcenia
biskupie swojego brata?
Jego święcenia biskupie były dla mnie dużą
niespodzianką i wielkim, raczej smutnym życiowym przełomem, zresztą podobnym do tego
ostatniego, kiedy został papieżem. Już wtedy w 1977 roku jako arcybiskup Monachium
i Fryzyngi miał więcej pracy, był częściej zajęty i zostawał w centrum uwagi jeszcze
bardziej niż jako profesor teologii.
Wiele się spekuluje na temat
zamiłowań muzycznych papieża. Czy rzeczywiście sam gra na pianinie?
Gra
na pianinie, kiedyś też grywał na organach i skrzypcach. Ale później miał coraz więcej
obowiązków i na muzykę było coraz mniej czasu. Ale zawsze musiał mieć pianino w swoim
domu i jak tylko mógł, próbował ćwiczyć. Kiedy go odwiedzam w Rzymie, zawsze chce,
by wieczorem, zanim się rozstaniemy, zagrać mu coś na pianinie.
Jakie
to są utwory? Co lubi najbardziej?
To są najczęściej
pieśni liturgiczne, ale chętnie słucha, gdy gram pieśni ludowe. Lubi klasykę i nasz
niemiecki romantyzm, ale również Bacha, Händla, a także Heydna, Mozarta, Schuberta
i Beethovena. To na pewno jest muzyka, którą lubi. Chodził, na ile było to możliwe,
na koncerty, ale nie miał dostatecznie czasu, by znaleźć własny klucz do awangardy.
Aczkolwiek jest bardziej tolerancyjny ode mnie, bo kiedyś na wspólnych wakacjach słyszeliśmy
koncert organowy Messiana i podobał mu się bardziej niż mnie. Poza tym, zawsze
interesowała go architektura kościelna. Wszystko, co jest związane z budową sakralną
i obrazami, zawsze go pasjonowało. Zresztą, niektóre obrazy czy budowle były nawet
przedmiotem jego rozważań teologicznych, jeśli pomagały w odpowiedniej definicji wiary.
Joseph
Ratzinger, brat Księdza jest teraz papieżem Benedyktem XVI. Czy coś się między Wami
braćmi zmieniło od tego czasu?
Nadal się spotykamy i telefonujemy do
siebie. Nasze braterskie więzi są nadal bardzo serdeczne. Ale nie wtrącam się w jego
papieski urząd. Myślę, że on sam o wiele lepiej wie, jak go należy pełnić. Zresztą,
jego linia bardzo mi odpowiada.