Od kilkunastu dni nasiliły się walki między wojskami rządowymi a oddziałami Tamilskich
Tygrysów w Sri Lance. Armia od dziesięciu dni bombarduje tereny kontrolowane przez
separatystów. Tysiące mieszkańców wschodnich rejonów kraju w popłochu opuszczają domy.
Istnieją coraz poważniejsze obawy, że na wschodzie i północy Sri Lanki ponownie dojdzie
do krwawej wojny domowej - takiej jak trwająca od roku 1983 do rozejmu w 2002 r. Zginęło
w niej ponad 65 tysięcy ludzi. O przyczyny aktualnego konfliktu i działania, jakie
w tej sytuacji podejmuje Kościół zapytaliśmy nuncjusza apostolskiego w Sri Lance,
arcybiskupa Mario Zenariego.
"Żyjemy w napiętej atmosferze - powiedział naszej
rozgłośni watykański dyplomata. Doszło tu do nowych aktów przemocy w związku z odcięciem
dostępu do zasobów wody, której zostały pozbawione niektóre grupy ludności. Obydwie
strony, czy to rząd, czy też Tamilskie Tygrysy podają zresztą swoje powody. Trudno
się zorientować, kto ma rację, a kto nie. Od kilkunastu dni trwają starcia zwłaszcza
w rejonie bazy armii lankijskiej w Trinkomali. Nasi biskupi oraz inne instytucje katolickie
utrzymują stałe kontakty z rządem i Tamilami. Są one oczywiście bardzo dyskretne,
gdyż taki jest nasz styl pracy, a także ponieważ Kościół posiada wiernych zarówno
wśród Syngalezów jak i Tamilów. Jak często podkreślają czołowi politycy kraju, Kościół
stanowi czynnik stabilizacji, wskazując na konieczność kontynuowania dialogu oraz
przypominając, że odwoływanie się do siły jest bezsensowne. Istnieją tu też dobre
kontakty międzyreligijne. Nadeszła już chwila, kiedy społeczeństwo powinno uczynić
więcej, aby zażegnać niebezpieczeństwo wojny i równocześnie skłonić obydwie strony
do podjęcia dialogu".