Zachodzą poważne obawy, czy pierwsze demokratyczne wybory w byłym Zairze będą takimi
naprawdę. O fotel prezydencki ubiega się 33 kandydatów, a o 500 miejsc w parlamencie
– ponad 9 tys. Jednak nie wszyscy kandydaci dysponują takimi samymi możliwościami
prowadzenia kampanii wyborczej. Aktualnemu prezydentowi Josephowi Kabili zarzuca się,
że wykorzystuje zajmowane stanowisko do zapewnienia sobie powtórnego wyboru. Wyborców
jest ponad 25 milionów. Na listach zabrakło jednak ponad miliona nazwisk, za to wydrukowano
5 milionów nadliczbowych kartek wyborczych. Komisja wyborcza twierdzi, że spowodowane
to zostało tylko problemami technicznymi, ale istnieje obawa, że planuje się fałszerstwa.
Przy głosowaniu będzie 40 tys. obserwatorów miejscowych i półtora tysiąca zagranicznych.
Jest to jednak za mało, by zapewnić pełną kontrolę.
Zastrzeżenia te wysuwa
nie tylko opozycja polityczna, ale również hierarchia kościelna. Katolicy stanowią
ponad połowę 60-milionowej ludności Demokratycznej Republiki Konga. Episkopat już
20 lipca wyraził wątpliwość, czy zapowiedziane na 30 lipca wybory będą naprawdę wolne
i demokratyczne. Wczoraj w kościołach stołecznej Kinszasy odczytano list miejscowego
arcybiskupa, kard. Fredericka Etsou. Zaproponował on zbojkotowanie wyborów, jeśli
zaistniałe nieprawidłowości nie zostaną w porę usunięte.