Niezagojone rany niedawnej wojny, o których mówił ojciec święty, to dla Kościoła w
Bośni i Hercegowinie rzeczywisty problem. Tragiczna śmierć 9 księży i jednej siostry
zakonnej, całkowite zniszczenie prawie stu świątyń, 450 tysięcy uchodźców – to tylko
niektóre z danych obrazujących ogrom strat. Biskupi szczególnie krytycznie oceniają
obecną sytuację polityczną. Ich zdaniem porozumienie z Dayton sprzed 10 lat jedynie
przerwało wojnę, nie przynosząc pokoju. Mówi biskup Pero Sudar z Sarajewa:
"Przede
wszystkim podzielono Bośnię i Hercegowinę według kryterium etnicznego twierdząc, że
skoro w Bośni i Hercegowinie żyją różne narody, kraj ten trzeba podzielić. Jeśli jednak
chciano iść tym tropem, powinno się go podzielić na trzy części. Tymczasem układ podzielił
go na dwie części, przedłużając w ten sposób napięcia wytworzone w czasie wojny. Według
mnie jest to sytuacja schizofreniczna, która ukazuje, jak w tym rozwiązaniu jest coś
moralnie i politycznie nie tak. Oczekujemy, że obecna wizyta „ad limina” pomoże
przekonać świat, że tej sytuacji nie można rozwiązać, ani też wprowadzić sprawiedliwości
siłą i że niemożliwy jest pokój bez sprawiedliwości. Są to dwa błędy Bośni i Hercegowiny.
Wcześniej sądziliśmy, że wojna rozstrzygnie istniejące niesprawiedliwości, a zniszczyliśmy
także to, co było pozytywnego i dobrego. Teraz wspólnota międzynarodowa próbuje zagwarantować
w Bośni i Hercegowinie pokój bez sprawiedliwości. Myślę, że nie ma większego od papieża
autorytetu na świecie, który mógłby wykrzyczeć i napiętnować tę sytuację. Co w
tej sytuacji można i powinno się zrobić? To pytanie często stawiają mi przedstawiciele
wspólnoty międzynarodowej w Sarajewie i w Bośni i Hercegowinie. Moja odpowiedź brzmi:
Panowie, zróbcie w Bośni to, co gotowi bylibyście zrobić we własnym domu. To znaczy
trzeba przynajmniej starać się rozwiązać, albo wręcz narzucić bardziej sprawiedliwe
rozwiązanie, biorąc pod uwagę prawa człowieka, ale także zwracając szczególną uwagę
na równość między różnymi narodami i wspólnotami religijnymi w Bośni i Hercegowinie.
To taki ramowy program, który pozwoliłby nam, zachęciłby nas i przymusił do zdwojenia
wysiłków na rzecz zbudowania Bośni i Hercegowiny jako wzorca i przykładu w Europie,
gdzie byłoby możliwe współistnienie różnych religii i kultur – w tym chrześcijańskiej
i islamskiej – oraz budowanie przez nie pokoju i świata godnego człowieka."
Podobnego
zdania jest przewodniczący Konferencji Episkopatu Bośni i Hercegowiny bp Franjo Komarica
z Banja Luki:
"Porozumienia z Dayton stanowią jedynie pierwszy krok; potrzebne
są jednak kolejne kroki! Myślimy już o Dayton 2, a nawet Dayton 3. Dla naszych uchodźców
10 lat to bardzo wiele. Wielu z nich zmarło, wielu jest chorych na duszy: chcieliby
wrócić, ale nie mogą! Smutno mi, gdyż wśród odpowiedzialnych na arenie międzynarodowej
nie ma jedności w podejmowaniu decyzji co do przyszłości kraju. Nie mają odwagi, nie
zajmują jasnych pozycji; co innego mówią, a co innego robią. To jest nasz ból. W
Republice Serbskiej została nieliczna grupa Chorwatów: z 80 tysięcy przed wojną obecnie
jest 6 tysięcy, praktycznie wszyscy z nich to ludzie w podeszłym wieku. A niesprawiedliwości
wobec katolików przybywa. W mojej diecezji, Banja Luce wielu otwarcie mówi: „Waszą
winą jest to, że: po pierwsze, jesteście katolikami; po drugie: jesteście Chorwatami;
po trzecie: że chcecie zostać w Banja Luce, którą nazywacie waszym miastem”. Sytuacja
Kościoła katolickiego jest smutna, zwłaszcza w mojej diecezji i w diecezji sarajewskiej.
Oczekujemy od ojca świętego pomocy, aby móc tę sytuację zmienić. Jesteśmy sami. Oczywiście
wiemy, że Bóg jest z nami, także Kościół katolicki, a zwłaszcza ojciec święty."