Do większego umiaru w słowach podczas kampanii wyborczej wezwał polityków Hondurasu
kardynał Oscar Andrés Rodríguez Maradiaga. Arcybiskup stolicy tego środkowoamerykańskiego
kraju stwierdził, że choć demokracja poczyniła tam postępy, kandydaci wypowiadają
się podczas kampanii z niespotykaną dotąd gwałtownością. Metropolita Tegucigalpy przypomniał,
że po wyborach kraj musi powrócić do normalnego życia i nie można go teraz pogrążać
w nienawiści.
Obecna kampania wyborcza oceniana jest przez obserwatorów jako
agresywna, ale uboga w konkretne propozycje. Dwie główne partie polityczne, które
już od dłuższego czasu rządzą na przemian Hondurasem, nie podały jeszcze programu
rozwiązania licznych problemów tego kraju. Dotyczą one bezrobocia, ubóstwa, bezpieczeństwa
publicznego, oświaty i służby zdrowia. Tymczasem wybory powszechne odbędą się już
w najbliższą niedzielę. Zamiast wysuwać propozycje, politycy obrzucają się obelgami
i zarzutami. Kandydujący z ramienia opozycyjnej partii liberalnej Manuel Zelaya nazwał
kandydata rządzącej partii „nacjonalistycznej” Porfirio Lobo „przedstawicielem skorumpowanego
rządu”, „grabieżcą lasów”, a nawet „antychrystem” – ze względu na zamiar przywrócenia
kary śmierci. Ten z kolei zarzucił swemu przeciwnikowi brak wyższego wykształcenia
i że nigdy ciężko nie pracował. Zelaya jest według partii rządzącej obecnie w Hondruasie
zbyt lewicowy. Ponadto nie ma prawa uważać się za obrońcę wartości moralnych, skoro
jego ojciec został przed 30 laty oskarżony o zabicie dwóch księży i kilkunastu wieśniaków.