Jest mało prawdopodobne, by w ciągu najbliższych 10 lat w Turcji zapanowała pełna
wolność religijna, odpowiadająca standardom praw człowieka przyjętym w Unii Europejskiej.
Opinię tę wyraził Otmar Oehring w artykule opublikowanym przez norweski serwis obrony
wolności religijnej „Forum 18”. Kieruje on w katolickim dziele charytatywnym „Missio”
w Aachen biurem praw człowieka. Jego zdaniem w Turcji nie będzie wolności, dopóki
nie zmieni się szowinistyczny program nauczania w tamtejszym szkolnictwie podstawowym
i średnim. Ustawicznie wychwala się tam wszystko co tureckie. Tureckość zaś utożsamiana
jest z islamem sunnickim. Kto nie jest tureckim muzułmaninem sunnitą, nie cieszy się
w tym kraju pełnią praw. Uderza to zarówno w mniejszości etniczne, jak i religijne.
Kurdowie, którzy są sunnitami, nie mają w Turcji tych samych praw, co ich tureccy
współwyznawcy. Tym gorsza jest sytuacja Kurdów alewitów, skoro dyskryminuje się również
Turków należących do tej sekty – a są ich miliony. Tureckie władze wzniosły w wielu
alewickich wioskach sunnickie meczety, mimo iż członkowie sekty nie chodzą do nich,
tylko mają własne domy modlitwy.
Sekularystyczne reformy wprowadzone w latach
20. przez twórcę republiki tureckiej, Mustafę Kemala Atatürka, ograniczyły prawa wszystkich
religii, włącznie z islamem. Zostały zakazane bractwa sufickie, uprawiające muzułmańską
mistykę – takie, jak słynni „tańczący derwisze”. Nieoficjalnie istnieją jednak nadal
i są tolerowane. Należy do nich nawet wielu urzędników wysokiej rangi i posłów do
parlamentu. Kursy koraniczne oficjalnie winny się odbywać pod ścisłą kontrolą państwa.
W rzeczywistości jest około 6 tysięcy nieoficjalnych kursów, tolerowanych przez policję
i urzędników. W latach 80. zakazano kobietom zakrywania głowy chustą. Na uniwersytecie
w Stambule studentkę 5. roku medycyny zmuszano, by zaprzestała ją nosić. Kobieta przeniosła
się do Wiednia, gdzie dokończyła studia.
Wyznania chrześcijańskie w Turcji
nie mają osobowości prawnej. Pod tym względem sytuacja jest nawet gorsza, niż za imperium
ottomańskiego. Pod panowaniem sułtanów różne niemuzułmańskie wspólnoty religijne miały
bowiem własny status określany tureckim terminem millet. W praktyce pozwala
się obecnie na katechizację dzieci w parafiach katolickich i prawosławnych. Niemożliwe
jest kształcenie duchowieństwa i trzeba je prowadzić za granicą. Seminaria greckoprawosławne
i ormiańskie zostały zamknięte w latach 70. W oparciu o zawarty w roku 1923 traktat
z Lozanny katolicy mogą sprowadzać księży z za granicy – jednak tylko w ograniczonej
liczbie. Protestanci nie są zatwierdzeni jako grupy religijne, jednak ich działalność
toleruje się. Mogą nawet wynajmować w celach religijnych pomieszczenia świeckie –
co muzułmanom jest zabronione.
Wolno zmienić religię i wpisać to do dokumentu
tożsamości. Niemuzułmanom grozi jednak w Turcji społeczna izolacja i mają trudności
z zatrudnieniem. Często więc ukrywają tożsamość, wpisując do dokumentów islam. W ostatnich
10 latach oficjalnie odnotowano mniej niż 400 nawróceń na chrześcijaństwo i tylko
około 10 na judaizm. Działalność religijna jest ściśle kontrolowana. Patriarcha Bartłomiej
I mówi, że nawet w siedzibie patriarchatu na Fanarze „ściany mają uszy”. Policja często
pojawia się w świątyniach – rzekomo, by strzec bezpieczeństwa chrześcijan.
Niestety
dyplomaci państw Unii Europejskiej niewiele czynią, by bronić wolności religijnej
w Turcji – stwierdza Otmar Oehring. Pełna wolność religijna mogłaby tam wzmocnić wpływy
islamu i niektórzy obawiają się, że osłabi to w tym kraju orientację prozachodnią.
W tej sytuacji tureckie wspólnoty religijne winny zdaniem przedstawiciela „Missio”
dać się usłyszeć zarówno na forum krajowym, jak i za granicą. Należy przypominać,
że Turcja już 50 lat temu (w r. 1954) podpisała Europejską Konwencję Praw Człowieka,
gwarantującą pełną wolność religijną. W obronie swych praw wspólnoty religijne powinny
odwoływać się do sądu. Już od jakichś 10 lat czynią to protestanci – na ogół z powodzeniem.
Natomiast Patriarchatowi Ekumenicznemu nie udało się przed Sądem Najwyższym w Ankarze
odzyskać swego dawnego sierocińca na jednej z wysp koło Stambułu. Obecnie odwołał
się on w tej sprawie do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Mają
się też do niego zwrócić alewici, jeżeli nie będą mogli prowadzić dla swych dzieci
lekcji własnej religii w szkołach państwowych.