W 20 lat po legalizacji aborcji w Hiszpanii dokonuje się tam jej co 6 i pół minuty.
Stała się ona w tym kraju główną przyczyną śmierci istot ludzkich – bardziej niż wypadki
drogowe, morderstwa, samobójstwa, AIDS czy narkomania. Aborcja jest dziś częstsza,
niż śmierć z powodu chorób. Poddające się jej Hiszpanki są coraz młodsze. Większość
z nich nie ukończyła 24. roku życia, a jedna siódma nie ma jeszcze 19 lat.
Hiszpański
Instytut Polityki Rodzinnej zwraca uwagę, że codziennie dokonuje się w tym kraju blisko
220 aborcji. Co roku kończy życie prawie 80 tys. dzieci nienarodzonych. To tak, jakby
wymierało w tym czasie średniej wielkości miasto. Aby zaradzić tej sytuacji, Instytut
proponuje między innymi tworzenie ośrodków pomagających kobietom w utrzymaniu dzieci
i przeznaczenie pół procenta podatku dochodowego na organizacje pozarządowe wspierające
kobiety ciężarne. Tymczasem hiszpański rząd zapowiedział dalszą liberalizację ustawy
zezwalającej na aborcję.
W tej sytuacji tylko wspólne działanie służb
społecznych, ekspertów, instytucji rodzinnych, rodziców oraz administracji może „usunąć
lub przynajmniej zmniejszyć to, co stało się główną przyczyną śmiertelności w Hiszpanii”,
stwierdził Eduardo Herftelder, dyrektor Instytutu Polityki Rodzinnej, który zażądał
spotkania z minister zdrowia Eleną Salgado. Potrzebna jest pilna zmiana polityki ministerstwa
w dziedzinie zdrowia i seksualności. Ma się jednak wrażenie, że administracja nie
ma zamiaru zająć się tą sprawą, zauważa Hertfelder.
Hiszpania jest jednym
z krajów o najniższym przyroście naturalnym na świecie. W ostatnich latach dramatyczna
sytuacja uległa lekkiej poprawie dzięki imigracji.